No i mamy jubileusz. Jubileusz dwudziestolecia „Kurka Mazurskiego”, czyli czasopisma, w którym - że tak się górnolotnie wyrażę - zadebiutowałem jako felietonista. Mój debiut trwa nadal, a że pierwszy felieton napisałem w lutym roku 2008, czyli dwa lata temu, to rzeczony jubileusz dotyczy mnie dokładnie w dziesięciu procentach. Dziesięć procent to też jest coś, zatem świętuję wraz z gazetą.
Swoją drogą dwadzieścia lat temu, kiedy powstał „Kurek”, to ja o mieście Szczytno wiedziałem tylko, że jest tam milicyjna szkoła i że jest to gdzieś na Mazurach. Nawet wszechobecnego w mieście Juranda nie kojarzyłem z moim obecnym miejscem zamieszkania, jako że „Krzyżaków” czytałem w czasach zamierzchłych i dawno zapomniałem, że akcja dotyczyła także Szczytna.
Różnych jubileuszy doświadczyłem. Niedawno sam obchodziłem okrągłą rocznicę pracy zawodowej, bowiem pierwszy projekt zlecono mi do opracowania tuż po studiach, w roku 1969. Obchodziłem zatem czterdziestolecie. Projekt dotyczył przebudowy wnętrz modnej warszawskiej kawiarni „Nowy Świat”. Zadanie wykonałem jak umiałem i nawet mi zapłacono. Tyle że do realizacji nigdy nie doszło, bowiem wkrótce do kawiarni wprowadził się rewelacyjny kabaret Edwarda Dziewońskiego - „Dudek”. Opiekun plastyczny kabaretu - słynny Eryk Lipiński - przerobił lokal po swojemu, na potrzeby sceny i tak już na lata pozostało. No, ale tak czy owak był to mój debiut w zawodzie projektanta.
Wspomniałem o kabarecie. Jednym z ojców kabaretowych tekściarzy był pamiętny Tadeusz Boy Żeleński - współtwórca „Zielonego Balonika” - artystycznego zespołu powstałego w krakowskiej „Jamie Michalikowej”. Zespołu uważanego dzisiaj za pierwszy polski kabaret. Prześmiewcze teksty Boya pozostały nadal aktualne. Zacytuję zatem fragmenty wiersza „Krakowski Jubileusz”, w którym autor zamieścił złośliwy przepis na organizację jubileuszowej uroczystości.
Bierze się do tego celu
Tęgiego, starego pryka,
Sadza się go na fotelu
I siarczyście się go „tyka”
Odmiany wszak prawa znacie,
Trudności nie będzie zatem;
Więc: jubilat, jubilacie,
Jubilata z jubilatem…
I tak dalej i tak dalej,
Coraz cieplej, coraz parniej,
W końcu obiad w dużej sali:
Barszczyk, łosoś, comber sarni…
Swoją drogą wierszyk - który zresztą jest dużo dłuższy, bo zawiera kilkanaście strof - najbardziej kojarzy mi się ze słynnymi benefisami w Teatrze STU, czyli u Krzysztofa Jasińskiego. Zawszeć co Kraków, to Kraków. Umiłowanie tradycji!
W żadnej natomiast mierze fragmenty owe nie przystają do jubileuszu „Kurka Mazurskiego”. Bowiem czymże jest dwudziestoletnia zaledwie rocznica? Toż „Kurek”, niczym panna na wydaniu, dopiero zaczyna swoje dorosłe życie!
Zatem korzystając z felietonowej okazji, życzę mojemu tygodnikowi, aby starzał się godnie i dotrwał kiedyś do takiego jubileuszu, kiedy zacny ów Tytuł nazwać będzie można boyowskim „starym prykiem” i czcić jego okrągłą rocznicę na sposób krakowski.
Andrzej Symonowicz