MOJE SZCZYTNO
kobieta
patrzy w okno
za którym
już nic nie ma
szyby nie umyte od lat
zasłoniły szczytno
i
wspomnienia
codziennie
na szczęście
myje włosy
w cynowej misce
pełnej
srebrnych monet
wypadają niezgrabnie
między palcami
kilka
zostaje
ale i te
po chwili
dżwięcznie uderzają
o podłogę
melodia niesie coś
co minęło
miesza się z zapachem
ten ze smakiem
potrawy
zdarzenia
ludzie
a wszystko
przez nie umyte szyby
jeszcze wczoraj
ktoś stał przy parapecie
na podwórzu
pod drzewem
przy polskiej
teraz nie ma nikogo
odeszli
nie wie nawet
dokładnie kto
rano był anioł
i znowu
nie zrobił śniadania
niewdzięczny
kobieta modli się do boga
ale nie ojca
składa ręce
wyciąga je daleko
przed siebie
są brzydkie
jak spalony las
bolą kolana
trudno jest wstać
a przed domem
słońce
łzy
to nie od jego światła
śmierć
też jej nie chce
odwiedzić
a może
nie czas
na spotkanie
wszystkich świętych
na szczęście
nic nie wie
prawie nie czuje
wracają
zmazane postacie
uśmiecha się
postanawia umyć szyby
po chwili
jest głodna
i
zapomina o poprzednim
trzeba zrobić obiad
bo zaraz przyjdą
bardzo chce
przypomnieć sobie kto
i przestaje być głodna
ze starości
nie pamięta
że kiedyś
była matką
odwraca się
i
odchodzi
ale
z tamtej strony
szczytna
też już
zapadł mrok
Tadeusz Jan Bogusz
Mazury - Szczytno, czerwiec 1998 r.
(2005.07.13)