W Szczytnie pracuje trzydziestu taksówkarzy. Trudno znaleźć choćby jednego, który jest zadowolony z obowiązującego od 1 stycznia wymogu posiadania kas fiskalnych. Są jednak i tacy, którzy sprytnie radzą sobie z "fiskalnymi" utrudnieniami.
Ach, te formalności
Niejednemu taksówkarzowi do dziś przebiegają po plecach ciarki, gdy wspomina kolejki w urzędach i papierkowe formalności związane z wprowadzeniem kasy fiskalnej. Urzędy skarbowe wymagały na przykład założenia nowego konta bankowego, przeznaczonego specjalnie na wpływy z działalności gospodarczej. Niektórzy ocenili to jako niedorzeczny pomysł - ich zdaniem przy tak małych zarobkach czasami w ogóle nie opłaca się utrzymywać konta.
Przykładowy taksówkarz "robi" 2-3 kursy dziennie "po mieście", zarabiając wtedy około 30 zł. Po odliczeniu kosztów paliwa i utrzymania samochodu, po spłacie długów zaciągniętych na kupno kasy (3 tysiące złotych) na "gospodarcze" konto wpłaci co miesiąc... 20 zł.
- Do tego dochodzi obowiązkowy coroczny przegląd kas, który kosztuje 100 zł. Taksometry trzeba było sprawdzać co dwa lata i na dodatek za połowę mniejsze pieniądze - mówi jeden ze szczycieńskich taksówkarzy, Krzysztof Baran.
Na wieść o "kasowym" przewrocie część szczycieńskich taksówkarzy zamierzała pożegnać się ze swoim dotychczasowym zawodem. Koniec końców, zrezygnowało trzech. Jak się "Kurek" nieoficjalnie dowiedział, dwóch taksówkarzy kas w ogóle nie założyło, ale wkrótce zainteresowała się tym policja. Pozostali muszą prowadzić działalność co najmniej przez 3 lata, żeby otrzymać ze "skarbówki" 60-procentową refundację wydatków na kasę.
Za zimno i trzęsie
Niezależnie od wielkości i marki kasy, niewielu taksówkarzy jest zadowolonych z ich działania. Narzekają, że zacinają się przy drukowaniu paragonu, zmuszając klienta do czekania, choć zwykle wybiera on ten środek transportu właśnie dlatego, żeby szybciej dotrzeć do celu. "Kurek" miał zresztą okazję czekać na "zacięty" paragon tak długo, aż zrezygnował w końcu z jego posiadania.
- Kasy psują się od niskich temperatur i wstrząsów, których przecież nie da się uniknąć w samochodzie - zauważa jeden z taksówkarzy. Nie podoba mu się też obowiązek przechowywania wszystkich paragonów, które w razie kontroli należy dostarczyć Urzędowi Skarbowemu. - Gdzie ja mam to segregować i przechowywać? Ciekawe, jak zachowałaby się urzędniczka, gdybym na koniec roku przyniósł jej worek wypełniony papierowymi świstkami - zastanawia się, nie ukrywając złości.
Reklamacyjny plus
Mimo wszystkich niedogodności, o których mówią taksówkarze, dla ich klientów kasa fiskalna może okazać się lepszym rozwiązaniem.
- Na podstawie paragonu klient ma możliwość złożenia reklamacji. Ma podane dane taksówkarza i godzinę przejazdu. Może sprawdzić, czy stawkę naliczono mu zgodnie z obowiązująca taryfą - tłumaczy Krzysztof Baran.
- Nie zmienia to jednak faktu, że od 1 maja 2004 r. zapłaci 3 lub 7% drożej niż dotychczas, bo w cenie będzie zawarty podatek VAT - dodaje.
Niektórzy jego koledzy po fachu uważają, że taksówkarskie protesty są trochę na wyrost.
- W kasie zaprogramowane są rabaty i ceny umowne. Zawsze więc można dogadać się z klientem - uspokajają.
Katarzyna Mikulak
2004.01.14