Tydzień temu miałem przyjemność pogadać sobie o naszych miejscowych szczycieńskich sprawach, ot tak jak to między sąsiadami bywa. Trochę dobrze, trochę źle. A dziś kilka zdań dla naszych PT Gości, którzy jak co roku odwiedzą Szczytno przy okazji Dni i Nocy. A jak dla gości to wiadomo, okna pomyte, podłogi wypastowane, o jedzeniu też trzeba trochę tak bardziej odświętnie. Co mogę z pełnym przekonaniem polecić w naszych knajpkach, barach i innych miejscach, gdzie warto na chwilę, nawet dłuższą się zatrzymać?
Najmniej chyba o barach i innych fast foodach, bo tam na nic specjalnie odświętnego liczyć nie można, chociaż…? Do fast – foodów (jak mawia jeden z moich przyjaciół – „szybkodajni”) zalicza się także i pizzerie. A tutaj mamy się czym pochwalić, jest w Szczytnie kilka zupełnie niezłych. Osobiście od lat jestem stołownikiem „Toscany” położonej doskonale, bo zaraz przy głównym skrzyżowaniu ze światłami, więc łatwo trafić. Wybór zarówno pizzy jak i makaronów nie ustępuje renomowanym pizzeriom stołecznym, a wiem o czym piszę. Co do jakości – znacznie je (z jednym znanym mi wyjątkiem) przewyższa. Poza tym miła obsługa, klima i przyzwoite wina. Inne „szybkodajnie” – w normie krajowej, zwracam uwagę na wysyp „kebabów”. Bez specjalnych smaków, ale szybko i niedrogo.
Wiadomo, że jak Mazury to rybka. Z tym trochę gorzej, bo nie mamy w Szczytnie żadnej typowej knajpki rybnej czy nawet porządnej smażalni. Ale rybę zjeść można w każdej restauracji. Polecam przede wszystkim lina (także w śmietanie) oraz sandacza w kilku wydaniach w „Filipsie” – łatwo znaleźć pomiędzy targowiskiem a pocztą. Dla starszych gości, oczywiście każdy ma tyle lat na ile się czuje, lekko nostalgiczny „schabowy a’la PRL” z kostką i zapiekaną kapustą. Jak prawdziwy! No i chłodnik na upały. Z napojów nie wypada do tego nic innego jak coś białego dobrze zmrożonego. Uwaga! Gdyby zażyczyć sobie śledzia, który rybą chyba nie jest a raczej zakąską – podają tylko do 13.00. To odwrotnie niż w PRL-u.
Najlepszego węgorza smażonego (nie zawsze bywa, ale warto trafić) można zjeść w ogródku pomiędzy głównym placem Juranda a jeziorem. Duża porcja z wyczuciem usmażonej ryby pod dobrym sosem. Rzadkiej kulinarnej urody pychota. Dla mniej wymagających – sałatka Szefa.
Jak zapowiadają organizatorzy Dni i Nocy, w ramach programu Unii Europejskiej rozdanych zostanie około pięciu tysięcy porcji ryb słodkowodnych. W innych miastach mazurskich takie imprezy też się odbywają, czyli mamy wożenie drzewa do lasu. Za unijne pieniądze. Bogaci nie jesteśmy, nie ma co wybrzydzać.
Gościom ze stron na zachód od Odry nie trzeba chyba polecać „Krystyny” – to taki dość spory hotelik nad jeziorem. Z jadłospisem nastawionym przede wszystkim na gości hotelowych, ale jest praktycznie wszystko. Polecić mogę przede wszystkim… zupy. Warto spróbować, bywają pyszne.
Podczas spaceru nad jeziorem, w okolicach mola, nie zaszkodzi przysiąść w bardzo miłym ogródku restauracji „Zacisze”. Z zewnątrz może niepozorna, ale przede wszystkim zapewnia spokój i dyskrecję. Znak firmowy – to specyficzny tylko dla tego lokalu sposób wykonania lina w śmietanie. Z samej ciekawości warto spróbować. O ile w tych dniach znajdzie się jakieś wolne miejsce.
Na dziczyznę trzeba się odrobinę pofatygować, ale warto. Wystarczy przespacerować się albo wyjechać kilkaset metrów w kierunku Ostrołęki i trafiamy do hotelu i restauracji „Leśna”, gdzie dziczyzna od lat jest znakiem rozpoznawczym. Poza tym rzadki już przykład stylizacji wnętrza, cokolwiek nostalgiczny. Jak dla mnie warto zajrzeć, bywam tam od ponad trzydziestu lat. Dobrej zabawy i smacznego!
Wiesław Mądrzejowski