Wszystkie szczycieńskie szkoły organizują wspólny, wielki koncert charytatywny na rzecz Adriana Boczara.
Wielki koncert
W sobotę 10 maja, na scenie MDK-u zagra olsztyński "Czerwony Tulipan", zaprezentuje się szczycieński chór "Kantata", zatańczy "Anex", swe artystyczne umiejętności pokaże nie tylko szczycieńska młodzież, bo do organizacji koncertu na rzecz Adriana Boczara włączyło się też pasymskie gimnazjum. Dotychczas szkoły kwestowały w ramach wewnętrznych różnorodnych imprez, teraz - wyszły na zewnątrz i to wspólnie.
Koncertowi, na który wstęp kosztuje zaledwie 5 zł, towarzyszyć będą także kiermasze, licytacje obrazów szczycieńskich plastyków i loteria. W tej ostatniej głównym fantem ma być rower. Młodzież sprzedawać będzie natomiast wyroby swoje i pedagogów, bo nauczycielki ze szkoły podstawowej nr 3 w Szczytnie zadeklarowały, że zapełnią kiermaszowe stoisko ciastami własnego pomysłu i wypieku.
Rajd w Szymanach
Dzięki udziałowi w akcji zbierania pieniędzy na leczenie Adriana szczytnianin Krzysztof Nasiadko zdobył vicepuchar podczas swojego pierwszego w życiu rajdu samochodowego. Aby móc agitować i kwestować, między innymi za pomocą plakatów umieszczonych na własnym samochodzie, musiał wziąć udział w rajdzie, który odbywał się w piątek 2 maja, na lotnisku w Szymanach. Ku własnemu i innych "rasowych" rajdowiczów zdziwieniu, uzyskał drugi czas w klasie pojazdów o pojemności silnika pow. 3 tys. cm3 i zdobył puchar.
- Organizatorzy, co prawda, nie pozwolili ustawić specjalnego stoiska kwestarskiego, ale zgodzili się na zbieranie do puszek - opowiada Krzysztof Nasiadko, wiceprezes Stowarzyszenia "Dar Serca", które koordynuje akcją pomocy Adrianowi i udostępniło swoje konto.
Atrakcją samochodowego dnia rajdu stała się... przejażdżka porschem. Jego kierowca, zresztą zwycięzca w ogólnej klasyfikacji, Tomasz Tromer z Warszawy, przeprowadził licytację. Za rajdową podróż uzyskał 160 zł, na rzecz Adriana - oczywiście. W jego ślady poszło jeszcze trzech kierowców. W sumie na lotnisku w Szymanach, wśród uczestników i kibiców samochodowej części rajdowej imprezy zebrano 781 zł. Dzień drugi - motorowy, przyniósł kolejne 580 zł.
Niezbadane ścieżki losu
Postępujący zanik mięśni czyli chorobę zwaną dystrofią, w jednej z najcięższych odmian, stwierdzono u Adriana, gdy miał trzy latka. Do szkoły podstawowej jeszcze chodził. Do gimnazjum zaczął już uczęszczać na wózku inwalidzkim. Postępujący uraz kręgosłupa rodzi konieczność przeprowadzenia operacji.
- Miała być przeprowadzona w Niemczech - wspomina mama Adriana. Skorzystała z konsultacji zagranicznych lekarzy, którzy przybyli do Warszawy na zaproszenie Towarzystwa Zwalczania Chorób Mięśni. Po badaniu stwierdzili, że operacja jest konieczna, możliwa do przeprowadzenia i że oni się jej podejmą, za 25 tys. euro. - O tym, że wykonuje się ją także w Polsce, nie wiedziałam. Dopiero, gdy zaczęła się akcja zbierania funduszy okazało się, że nie trzeba jechać za granicę, a wystarczy do Zakopanego.
Pieniądze są gromadzone na dalsze leczenie - w Kijowie, w Klinice Terapii Komórkowej. O stosowanej tam metodzie pisaliśmy w "KM" nr 13 ("Nadzieja ze Wschodu"). Polega ona na wstrzykiwaniu chorym zdrowych komórek embrionalnych, pobieranych z abortowanych płodów.
- O kijowskiej klinice słyszałam wcześniej, ale polscy specjaliści, z którymi rozmawiałam, odradzali mi tę metodę - wspomina Beata Boczar. - Ostatnie jednak publikowane wypowiedzi naszych neurologów świadczą o tym, że ich zastrzeżenia budzą kwestie etyczno-moralne, a nie skuteczność terapii.
Do Kijowa została już wysłana cała dokumentacja, dotycząca przebiegu choroby Adriana. Po operacji kręgosłupa przyjdzie więc kolej na leczenie komórkami, których zadaniem jest odbudowanie utraconych mięśni.
Trzy zabiegi, bo stan zaawansowania choroby 15-letniego szczytnianina jest tak duży, że konieczny będzie pełny cykl leczenia, są niezwykle kosztowne - łącznie 33 tysiące euro.
- Z tego co wiem, na pomoc Adrianowi wpłynęło już około 30 tys. zł - mówi mama chorego chłopca Beata Boczar. - Najczęściej narzekamy i pomstujemy, wydaje nam się, że świat i ludzie schodzą na psy, ale to nieprawda. Gdy się jest w potrzebie to widać najlepiej, jak bardzo wielu jest dobrych ludzi - nie ukrywa wzruszenia.
Dotychczas borykała się z własnymi i dziecka problemami sama lub w gronie najbliższych przyjaciół. Teraz uzyskuje wsparcie od setek, najczęściej anonimowych mieszkańców Szczytna i powiatu. Jest tym zdumiona i zażenowana, a jednocześnie szczęśliwa. Wierzy, że tak wielkie zaangażowanie tak wielu ludzi, samo w sobie pozytywne, musi też przynieść pozytywne efekty leczenia chłopca.
Halina Bielawska
2003.05.07