Na powiew wiosny z niecierpliwością czekali członkowie Grupy Rowerowej „Kręcioły”i gdy objawił się on w ostatnią niedzielę marca, natychmiast rozpoczęli swój - czternasty już - sezon wypraw na łono natury.

KOSZAŁEK OPAŁEK

Tradycyjnie na placu Juranda - miejscu spotkań ustaliliśmy trasę: „Jedziemy do Świętajna” i pojechaliśmy. Początkowo barwny korowód mknął przez miasto, wzbudzając zaciekawienie przechodniów, by w okolicach poczty skręcić w lewo i przez Małą Biel, następnie koło basenu, tuż za działkami przemieszczać się wąską, wijącą się pośród zielonej łąki, ścieżynką. Oczywiście już na wstępie na rowerzystów czekała niespodzianka w postaci rowu z wodą, ale leżące tam drągi posłużyły za kładkę i po chwili poszukiwacze przygód jechali dalej. W lesie kolejna niespodzianka: rozjechana, zasypana patykami i gałązkami droga, to pozostałość po prowadzonej tam wycince drzew. Pokonując te drobne przeszkody pierwszy przystanek wypadł na mostku, pod którym szemrała Wałpusza. Spokój cisza i grzejące słońce nakłaniające do zdejmowania nadmiaru garderoby.

Dalsza trasa wiodła oznakowanym na zielono szlakiem, popularnie zwanym Tatarskim. W okolicach Jerutek peleton podzielił się na dwie grupy. Jedna postanawia kontynuować wycieczkę szlakiem aż do szosy i szosą przez Piasutno dojechać do celu. Druga zdecydowała wydostać z lasu na jerucki asfalt i wygodną drogą również dotrzeć do Świętajna.

Królowała nieśmiała zieleń, przebiśniegi, motylki cytrynki, lisek witalisek, rozświergotane ptactwo, powalone drzewo... to wszystko było udziałem jadących lasem. Potem wygodna szosa i czyste, zadbane Piasutno. Piękne ławki, lampy słoneczne, bociany we wszystkich gniazdach. Wiosna, po prostu prawdziwa wiosna... fajne miejsce na odpoczynek.

Nagle na horyzoncie pojawił się rowerzysta i zagadnął: „A ja kiedyś miałem kolegę, startował w zawodach kolarskich, należał do klubu rowerowego START. Wy też się wyścigujecie?” Zaciekawieni informacja, jakby nie było, o koledze po fachu rowerzyści spytali: „A jak nazywał się ten rowerzysta?” I dzięki temu poznali taką oto historię Koszałka Opałka ze Świętajna.

W szkole w Świętajnie tak jak i we wszystkich szkołach lekcje wychowania fizycznego, popularnie zwane w-fem były normalnym przedmiotem, przez jednych lubianym, przez innych nie. Uczniowie ćwiczyli i jakoś sobie radzili zarówno na boisku, jak i na sali gimnastycznej. Najwięcej emocji zawsze wywoływał skok przez kozła. Przygodny rozmówca ze śmiechem opowiadał jak to przy skoku przez „kozła” zawsze mieli niezły ubaw. Większość myk, myk dobrze się odbiła i po chwili była po drugiej stronie, ale było dwóch takich konusów, co zawsze okrakiem wpadali na tego kozła i już tak zostawali, aż trzeba było ich ściągać. Obaj mieli jednakowe imiona i tylko przypadek sprawił, że jeden z nich ochrzczony został imieniem słynnego krasnala. A było to tak – kontynuował wesoły rozmówca - pewnego dnia na lekcję w-fu niefortunny skoczek założył dres, który jego mama kupiła na rynku w Szczytnie. Dres, jak dres – wszyscy chłopcy latem ćwiczyli w spodenkach i białych koszulkach, zimą zaś właśnie w dresach. Ha, problem polegał nie na dresie, lecz na jego kolorze – dres był... czerwony, chłopak niski, więc od razu został nazwany „Koszałkiem Opałkiem”. Może ktoś inny płakałby po kątach, ale nie nasz Koszałek. Postanowił z opałów wybrnąć w prosty sposób. Zaczął dużo ćwiczyć i nawet uprosił pana od w-fu, by ten pozwolił mu po lekcjach trenować wyskoki. Koszałek szybko uciszył śmiech na jego temat i pokazał wszystkim, że potrafi zmierzyć się z przeszkodą. Spotkania z nauczycielem, który podziwiał upór i wytrwałość chłopca zwykle kończyły się rozmowami. To pan od w-fu namówił Koszałka, by ten zaczął startować w międzyszkolnych wyścigach rowerowych. I tak właśnie zaczęła się wielka przygoda Koszałka Opałka z rowerem. Zwykle treningi rozpoczynał nad wieczorem, gdy wszyscy zagonili krowy do obór. Wyprowadzał rower, który kupiła mu szkoła i pędził niczym strzała w stronę Piasutna. A gdy przychodził czas zawodów – zawsze stawał na pudle.

Wtem, rowerzysta ubrany w czerwony strój, niczym strzała przemknął tuż obok zasłuchanych „Kręciołów” . Czyżby Koszałek Opałek pojawił się na swoim dawnym treningowym szlaku?...

Cykliści wskoczyli na rowery i pomknęli za nim na spotkanie z czekającymi w Świętajnie kolegami.

Grażyna Saj-Klocek