KRNĄBRNA AURA
Mamy już początek grudnia, a temperatury panują dodatnie i ani krzty śniegu. Według meteorologów stan taki ma potrwać nawet do Bożego Narodzenia, a może i dłużej. Zwykle o tej porze roku dzieci zjeżdżały na sankach w zamkowej fosie albo na tzw. kaczych dołach, ale obecnie nic z tego. Za to pod pomnikiem Henryka Sienkiewicza w najlepsze kwitną bratki, a przecież gdy wykonywaliśmy to zdjęcie był już drugi dzień grudnia - fot. 1. Przy okazji warto odnotować jeszcze jeden szczegół, a mianowicie znicze widoczne pod popiersiem literata i noblisty (biały otok). Pojawiły się one tam w połowie listopada, a jak wiemy, 16 XI przypada rocznica śmierci autora „Krzyżaków”. Ktoś, jak widać, pamiętał o tym. I jeszcze jedno, pod pomnikiem walają się liczne gałązki. To efekt niedawnych wichur. Na ogół w całym mieście już dawno usunięto jej skutki, ale w tym miejscu akurat nie, a wypadałoby. Choć natura poskąpiła nam śniegu, nie znaczy to, że nas rozpieszcza. Zamiast opadami białego puchu raczy nas silnymi wichurami. Na pocieszenie mamy to, że nietypowy grudzień panuje nie tylko u nas. W Alpach także nie ma kompletnie śniegu, czego nie odnotowano tam od 50 lat(!) i wszelkie kurorty zimowe świecą pustkami, tak jak i kieszenie ich właścicieli.
ROK TEMU
Ponieważ pomięć ludzka jest dość zawodna, warto przypomnieć sobie jak to było z tą pogodą rok temu. Popatrzmy zatem na zdjęcie wykonane 2 grudnia 2010 r. - fot. 2. Różnica jest tak wielka, że aż trudno uwierzyć! Cóż, jak pisaliśmy w „KM” nr 49/10, mimo optymistycznych komunikatów płynących z ratusza, chodniki miejskie, niestety, nie wszędzie zostały odśnieżone na czas.
Miejscami przechodnie brnęli po kolana w śniegu, a radny Malinowski w drodze do pracy na ul. Żwirki i Wigury złamał sobie nogę. Z kolei w terenie uczniowie nie mogli dojechać do szkół, bo spółka BUS-KOM zawiesiła część kursów autobusowych. Wiele dróg powiatowych i gminnych było po prostu nieprzejezdnych, choć służby drogowe odpowiedzialne za ich zimowe utrzymanie przeszły w tryb pracy całodobowej. Teraz takich problemów nie ma, ale nie bardzo jest z czego się cieszyć. Jak bowiem informują meteorolodzy mamy obecnie w kraju do czynienia z rzadkim zjawiskiem pogodowym. Nie dość, że jest ciepło, jak na schyłek jesieni, to jeszcze występuje susza jesienno-zimowa. Nie wróży ona dobrych plonów na przyszły rok i choć do lata daleko, już teraz media starszą nas kolejną podwyżką cen żywności.
PRZEDŚWIĄTECZNE PRZYGOTOWANIA
Tymczasem idą święta, no i jak żyć, gdy jeden kryzys goni następny. Ale mimo to, mimo braku śniegu, już wiele polskich miast rozbłysło świąteczną iluminacją. Warszawa chełpi się tym, że na tegoroczną dekorację zużyto ok. 1,5 mln światełek led, a co ciekawe koszt ich eksploatacji, oczywiście w skali tak wielkiego miasta, to marny grosz, bo wynosi raptem 500 zł dziennie.
U nas także trwają przygotowania do bożonarodzeniowej dekoracji, zwykle zakładanej ok. 10 grudnia. Drzewka przy ul. Odrodzenia są aktualnie strzyżone, tj. kształtowane są ich korony - fot. 3. No i niedługo po tym zabiegu zawieszone zostaną na nich lampki. W tym roku ratusz nie zapowiada jakichś rewelacji, tyle że pojawi się trochę nowych światełek, które zastąpią stare, zużyte sznury.
NIEDOSZŁA ILUMINACJA
Gdzieś tak jesienią 2007 r., za pierwszej kadencji obecnych władz miejskich, powstał pomysł udekorowania diodowymi światełkami bryły, a właściwie dachu ratusza i wieży. Wyglądałoby to mniej więcej tak, jak to pokazuje kolejne zdjęcie - fot. 4. Chciano zdążyć z tym jeszcze na gwiazdkę, ale gdy wstępny projekt zobaczył wojewódzki konserwator zabytków, może z zazdrości, bo Olsztyn nie miał nic podobnego, postawił się okoniem. Zażądał szczegółowej dokumentacji, ale z tą nie zdążono na czas.
Jak wówczas mówił nam wiceburmistrz, miasto nie odpuści i na przyszły rok przygotuje wymagane dokumenty. Jednak realia nieco się pozmieniały i gdy wykonywano remont ratuszowego dachu wtedy też urządzono nowe profesjonalne węzły, do których wystarczyłoby tylko podpiąć gotowe ledy. Mimo to światełka nie rozbłysły, iluminację odłożono na czas remontu elewacji całego gmachu ratusza. Miałoby to nastąpić w przyszłym roku, ale mnie jest pewne, bo jak wiadomo koszty takiego przedsięwzięcia są spore, a przecież trwa kryzys. W dodatku trzeba aprobaty wszystkich, a nie tylko samorząd miejski urzęduje w tym szacownym gmachu.
SZYBKA INTERWENCJA
Zaraz po pamiętnej wichurze z ubiegłego tygodnia otrzymaliśmy kilka sygnałów od naszych Czytelników mieszkających w pobliżu byłego kina „Jurand”. Skarżyli się oni na to, że na chodniku walają się odłamki stłuczonych dachówek, które zerwał wiatr z opustoszałego budynku przy Ogrodowej nr 8. Ponadto rozszalały żywioł zerwał miejscami blaszany parkan okalający dół po kinie, no i należałoby go jak najszybciej naprawić, bo okropnie to wygląda. O ogrodzeniu okalającym dziurę w środku miasta pisaliśmy już wielokrotnie, ale dotąd było ono niszczone przez wandali, a nie siły natury.
Zaskoczeniem była szybka reakcja. Dotąd naprawy, i owszem, odbywały się, ale kilka dobrych dni po naszych publikacjach. Teraz stało się jednak inaczej. Już nazajutrz na miejscu zjawiła się kilkuosobowa ekipa pracowników, którzy posprzątali resztki dachówek spod budynku, a także naprawili uszkodzony płot. Przy okazji dodajmy jeszcze, że wykarczowany został także gaik porastający odkryte fundamenty kina - fot. 5. Jak widać na zdjęciu, nie ma już ani jednego drzewka, a przecież niedawno cieszyliśmy się, że w miejscu tym rośnie gęsty lasek i niedługo będzie można udawać się do niego na jagody lub grzybki.
ZAGADKOWA HURTOWNIA
Powróćmy jeszcze na chwilę do wspomnianego, a opustoszałego budynku stojącego przy ul. Ogrodowej 8. Na pierwszy rzut oka jest to dość zwykła, choć masywna, ale niczym się niewyróżniająca budowla - fot. 6.
Choć stoi ona za parkanem, została wraz z działką po kinie kupiona przez biznesmena z Ostrołęki. Budowla ta, jak widać po oknach, na pewno nie była nigdy budynkiem mieszkalnym, a przemysłowym. Okoliczni mieszkańcy mówią, że przed laty mieściły się w nim magazyny PSS-ów, ale we wnętrzu na pierwszej kondygnacji wisi pożółkła ze starości karta inwentaryzacyjna, z której wynika co innego - fot. 7. Mieściła się tutaj hurtownia WPHS, a w spisie wyszczególniono następujące, składowane tu towary: makaron, kawy zbożowe, podpiwek, cykorię oraz mączkę grochową. Specjały oprócz makaronu i kawy, dzisiaj już raczej niespotykane. Przy okazji warto zwrócić uwagę na potężne belki podtrzymujące strop (lepiej widoczne na fot. 8).
Mimo upływu czasu są one w doskonałym stanie, a tak grube, że mogłyby wytrzymać nawet bardzo duże obciążenie. I istotnie na piętrze widać zaskakujący przedmiot, wielki betonowy krążek, ani chybi koło młyńskie, element tzw. żarn, które mieliły ziarna zbóż na mąkę - fot. 8. Ktoś tam w kole umieścił jakieś badyle, ale to nieistotne, bo wniosek nasuwa się jeden. Kiedyś (przed wojną?) musiał być tu młyn, bo przecież nikt nie wnosiłby czegoś tak ciężkiego i nieporęcznego do magazynów hurtowni spożywczej. Co prawda nie widać nigdzie nawet śladu mechanizmów, które musiały obracać koło, ale wiadomo, te były metalowe, a więc cenne i już być może w czasie wojny lub nieco później zostały albo legalnie zabrane, albo wyszabrowane.
Zdumiewające jest też poddasze budynku. Z zewnątrz, z poziomu ulicy wydaje się ono całkiem normalne, ale gdy wejdzie się na ostatnią kondygnację, efekt jest piorunujący. Ma się wrażenie, że oto wkroczyło się do jakiejś katedry, bo miejsce wydaje się bardzo obszerne, a poza tym zwieńczenie belek stropowych zawieszono niezwykle wysoko.
Materiał powyższy uzyskaliśmy dzięki uprzejmości opiekuna budynku, mieszkańca Szczytna.