Wydawać by się mogło, że takie kradzieże zdarzają się tylko w wielkich muzeach czy galeriach. Jak się okazuje – nie tylko. Po niedawnej wystawie prac plastycznych w Gminnym Ośrodku Kultury w Wielbarku, zginął rysunek miejscowej autorki, Beaty Pyśk. - Podkopało to naszą wiarygodność – przyznaje dyrektor wielbarskiego ośrodka kultury Wojciech Bogacki.
PRZYKRY FINAŁ WYSTAWY
W piątek 15 kwietnia w Gminnym Ośrodku Kultury w Wielbarku odbył się wernisaż wystawy zatytułowanej „Trzy spojrzenia”. Swoje prace zaprezentowały na nim miejscowe autorki, Krystyna Musiał, Danuta Struska (obie z Wielbarka) i Beata Pyśk z Głuchu. Na otwarcie ekspozycji przybyło dość liczne grono mieszkańców, którzy po obejrzeniu obrazów i grafik zostali zaproszeni jeszcze na część muzyczną. Wieczór przebiegał w sympatycznej atmosferze i nikt nie spodziewał się, że jego finał okaże się tak przykry. W poniedziałek 18 kwietnia dyrektor GOK-u Wojciech Bogacki zorientował się, że na wystawie brakuje jednej z prac – rysunku ołówkiem wykonanego przez Beatę Pyśk zatytułowanego „Sen”. Od razu poinformował o tym autorkę oraz zgłosił kradzież policji. Teraz o sprawie wypowiada się niechętnie.
- Coś takiego przydarzyło się nam po raz pierwszy. Przeprowadziłem już swoje śledztwo, ale nie mam prawa na razie nikogo podejrzewać – mówi dyrektor, nie kryjąc, że kradzież kładzie się cieniem na działalności kierowanej przez niego placówki.
- Podkopało to naszą wiarygodność jako organizatora wystaw. Trudno będzie teraz przygotować następne takie imprezy – przyznaje. Przypuszcza, że praca została skradziona tuż po wernisażu, w piątkowy wieczór. W weekend sala, w której wiszą prezentowane obrazy, była zamknięta. Zarówno GOK, jak i jego wyposażenie, są ubezpieczone. Nie obejmuje to jednak prezentowanych tu prac. - Ubezpieczenie trzeba by było poprzedzić ich wyceną – mówi Wojciech Bogacki.
AUTORKA NIE MA PRETENSJI
Beata Pyśk, która dotąd pokazywała swoje rysunki na trzech wystawach, w tym w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie przyznaje, że była zaskoczona całym zdarzeniem.
- W Wielbarku prezentowano przecież okazalsze, bardziej kolorowe obrazy w ramach, a łupem złodzieja padła akurat moja praca – mówi. Z drugiej strony, jak przyznaje, skradziony rysunek bardzo się podobał oglądającym go osobom.
- Wiele z nich o niego pytało. Szkoda mi go, bo boję się, że teraz ktoś po prostu skopiuje mój pomysł – dzieli się swoimi obawami. Skradziona praca formatu A-1 była jej szczególnie bliska. - Przedstawiała sen, który kiedyś mi się przyśnił – opowiada autorka. Jednocześnie podkreśla, że nie ma pretensji do pracowników ośrodka kultury o to, że nie dopilnowali powierzonych im obrazów. Więcej żalu czuje do samej siebie. - Może to i moja wina, bo nie oprawiłam rysunków w antyramy. Dałam je w ostatniej chwili, bez przygotowania – mówi Beata Pyśk.
BOLESNA NAUCZKA
Mniej wyrozumiały jest za to jeden z czytelników, który drogą mailową poinformował nas o zdarzeniu. Według niego świadczy ono o braku kompetencji i odpowiedzialności ze strony kierownictwa ośrodka kultury.
- Tak na własnym podwórku traktuje się rodzimy talent. To żenujące – komentuje pan Mariusz.
Dyrektor Bogacki zapewnia, że kradzież rysunku to dla niego bolesna nauczka. Z drugiej strony, jak zauważa, ma ograniczone możliwości jeśli chodzi o pilnowanie prezentowanych prac. Sala wielbarskiego GOK-u jest w zasadzie jedynym takim pomieszczeniem w miejscowości i korzysta z niego bardzo wiele osób. Tu odbywają się wszelkie zebrania i spotkania, a ostatnio, po pożarze gimnazjum, również niektóre zajęcia przeniesione z hali sportowej, służącej teraz uczniom spalonej szkoły do odbywania lekcji.
Postępowanie w sprawie prowadzi policja. Na razie przesłuchano pracowników i szefa GOK-u. Autorka wyceniła wartość skradzionego rysunku na 500 złotych.
Ewa Kułakowska/fot. E. Kułakowska