Gdzie to „Kurek” się nie pojawiał, w jakich to bywał egzotycznych krainach, nawet pod afrykańskimi palmami. Jednak jak dotąd nie bywał, a właściwie nie pływał w lodowatej wodzie.
- Widziałam naszą gazetę w rękach Czytelników w najdziwniejszych miejscach, ale w przeręblu - nigdy - napisała do nas Grażyna Saj-Klocek, przesyłając powyższe zdjęcie. Widzimy na nim Halinę Biziuk zażywającą kąpieli w wodach Jeziora Lemańskiego. Parasol ma dlatego, bo padał tego dnia deszcz ze śniegiem, no i żeby nie przemókł cenny egzemplarz ulubionego pisma, pani Halina zastosowała takie właśnie zabezpieczenie. A tak w ogóle, to jest ona w gronie szczycieńskich morsów rekordzistką, jeśli chodzi o liczbę zanurzeń w przeręblu. Z tej okazji otrzymała z rąk koleżanek specjalny lodowy order.
POPYT NA PIESKI
W ostatnim numerze „Kurka” opisywaliśmy niewesołą dolę piesków, które wiele złego zaznały od ludzi w swoim króciutkim szczenięcym życiu, nim trafiły do miejscowego schroniska dla zwierząt. Tutaj nareszcie mogły najeść się do syta, ugasić pragnienie i ogrzać.
I jeszcze coś, co najważniejsze... Pieski znalazły już nowe domy.
- Cóż to się działo. W dniu ukazania się „Kurka’” przyszło do schroniska z gazetą w rękach kilka osób - relacjonowała nam zdumiona i jednocześnie uradowana inspektor Krystyna Lis z Urzędu Miejskiego.
Osoby te, wskazując na konkretnego szczeniaczka z gromadki, którego zdjęcie figurowało na okładce, prosiły o jego adopcję.
- Chcę tego z białymi plamkami na nosie - zwrócił się z prośbą do personelu schroniska jeden z petentów.
- Ja wzięłabym tego w brązowe łatki - przekrzykiwała tego pierwszego klienta inna pani. I tak tym sposobem trzy pieski, w tym suczka, znalazły nowych panów i nowy dom.
- Wszystkie zostaną pieskami pokojowymi, ani jeden nie będzie mieszkał w budzie - poinformowała nas z kolei szefowa schroniska pani Maria Rogalska.
Cieszymy się wraz z pieskami i personelem schroniska, że szczeniaczki tak szybko znalazły ludzką miłość.
SAMOTNIK Z KONIECZNOŚCI
W drucianej skrzyni, w której przebywały psie czworaczki nadal mieszka jeszcze jeden. Temu osamotnionemu szczeniaczkowi jest teraz smutno, bo stracił resztę rodzeństwa - fot. 2. Bardzo chciałby i on znaleźć także swój nowy dom i nowego pana. Co na to nasi Czytelnicy?
MRUCZUŚ RUDAWY
Nie tylko pieski znajdują swoich nowych właścicieli, podobny szczęśliwy los zdarza się także kotkom. Jest ich w schronisku sporo i jako jedyne czworonogi, mruczki mają ogrzewane pomieszczenie, w którym się zwykle wylegują. Tylko od czasu do czasu wyłażą z niego na powietrze, srożąc sierść, aby zażyć nieco ruchu i przynajmniej zamarkować polowanie na myszki. Kiedy robiliśmy zdjęcie osieroconemu szczeniaczkowi akurat ze schroniska wychodziła pani Anna, która zaadoptowała kotka o rudawo-burej sierści - fot. 3. Mruczek starannie zapakowany do specjalnego koszyka wnet odbędzie szczęśliwą podróż ku nowemu domostwu.
DZIK OGRODOWY
Kilka dni temu otrzymaliśmy sygnał od naszego stałego Czytelnika, który często odbywa rozmaite wycieczki po terenie całego powiatu. Poinformował nas, że zaraz za wsią Jeruty w przydomowym ogródku spaceruje sobie najspokojniej w świecie wielki dzik. Nie co dzień się zdarza, aby tuż pod progiem domostwa biegał tego rodzaju osobnik, więc wybraliśmy się we wskazne miejsce, by się dowiedzieć jakim to sposobem dziki leśny zwierz stał się przydomowym czworonogiem.
Okazało się, że gospodrastwo, w którym przebywa dzik należy do państwa Nicińskich. Gospodyni, pani Marianna powiedziła nam, że zwierzaka, a właściwie samiczkę, jako małego warchlaczka kupił jej mąż aż w Radomiu. Po latach wyrosła na dorodną sztukę, ale widać teraz, że to mieszaniec. Przez to zwierz jest spokojny i podchodzi z ufnością do ludzi, którzy latem często się tu zatrzymują, aby obejrzeć tego dorodnego osobnika - fot. 4.
Prawdziwe dzikie dziki pani Marianna trzyma nieco dalej od drogi, w osobnym obejściu. Te również pochodzą z Radomia, ale są osobnikami czystej krwi - fot. 5.
Choć mają do dyspozycji małą chatkę, to jednak wolą do snu pokładać się, nawet teraz zimą, pod gołym niebem, na specjalnym legowisku. W obejściu, w którym przebywają dziki, rosły małe śliwki. Zwierzaki jednak poobgryzały drzewkom gałęzie i wymościły sobie nimi swoje własne leże, mając w pogardzie postawiowną im specjalnie drewnianą chatkę
- Cóż, dziki w naturze przecież nie mieszkają w żadnej szopce, odezwał się po prostu instynkt leśnego zwierza - tłumaczy nam to zachowanie pani Marianna.
ŁABĘDŹ I GĄSKI
Z kolei przy zabudowaniach stojących przy przystanku kolejowym Jeruty, przyozdobionych sporym bałwankiem, choć śniegu mamy tylko resztki - fot. 6, wypatrzyliśmy dorodnego łabędzia.
Spacerował on sobie po ogródku w asyście kilku gęsi, od czasu do czasu taplając się w roztopowej wodzie.
Mieszkają tutaj pani Joanna i pan Ryszard z dziećmi i jak mówią łabędź trafił do nich dwa lata temu. Znalazł go pan Ryszard na rzece jako jeszcze szarego pisklaka z rannym skrzydełkiem, w którym tkwił spory wędkarski haczyk. Po przywiezieniu do domu po dokładnych oględzinach, okazało się, że skrzydło jest na tyle poważnie uszkodzone, że łabędź nigdy już latać nie będzie. Teraz wyrósł na dojrzałego już ptaka. Jest bardzo towarzyski, dlatego przebywa razem z gąskami - fot. 7.
- Lepsze towarzyszki miał w zeszłym roku - powiedziała nam pani Joanna. Były nimi kaczki. Wielkiego białego ptaka zawsze bowiem ciągnęło i nadal ciągnie do wody, a tuż za ogódkiem jest spory staw. Chadzał on tam z kaczkami, najpierw je nawołując specyficznyn odgłosem. Gęsi nie są tak chętne do pływania i jak je nawołuje, to i nawet idą za nim, ale zatrzymują się zawsze na brzegu stawu. Wtedy zniechęcony łabędź wraca z powrotem na podwórko, a za nim drepcą gęsiego niechętne pływaniu jego towarzyszki.