Lato rozkręciło się aż za bardzo. Żar na przemian z deszczem leje się z nieba, przez cały dzień jeść się właściwie nie chce, dopiero wieczorem przychodzi chęć na coś na ząbek.
Zresztą, kto by miał odporność, aby samemu spędzać dobrowolnie czas w rozgrzanej kuchni lub zmuszać kogoś do przygotowywania bardziej złożonych dań. Mądrzy ludzie już lata temu wymyślili tzw. letnią kuchnię. W pewnym dobrze mi znanym kaszubskim domu, gdzie gotowało się zawsze bardzo dobrze i obficie, na lato gospodyni przenosiła się z obszernej kuchni z zapleczem w postaci zimnej przez cały rok spiżarni do kuchni letniej, dużo mniejszej, ale za to przewiewnej. Dokładnie pod jej oknami znajdował się bogaty ogródek warzywny - wystarczyło ręką sięgnąć.
Na tzw. "placie" powstawały dania typowo letnie, nie wymagające takiego wkładu pracy jak ciężkie potrawy zimowe. Było latem mniej mięsa, a jeżeli już to drób wychowywany półdziko i cały dzień włóczący się po otaczającym dom lesie. Nie brakowało także ryb z pobliskiej rzeki. Podstawowym warzywem w garnkach była kapusta, z której można zrobić mnóstwo rozmaitych dań. Przede wszystkim gołąbki - na różne sposoby, ale głównie z ryżem i mięsem, przede wszystkim mielonym, bo najtańsze, a na kaszubskich piaskach specjalnie się nie przelewało. Nawet kilkadziesiąt takich kapuścianych zawijasów pakowano do wielkiego emaliowanego garnka, wyłożonego liśćmi kapusty, zalewano wywarem z gotowanych grzybów, które obowiązkowo wchodziły w skład farszu. Garnek lądował w piekarniku i po mniej więcej godzinie "z kawałkiem", na stół trafiało, smaczne i bardzo pożywne danie. Z reguły sporo gołąbków zostawało po późnym obiedzie, więc rano, gdy jeszcze było w miarę chłodno podsmażano je na patelni jako wyjątkowo smaczne śniadanie.
Gdy zabrakło nawet mielonego, niezwykle smaczne były gołąbki z ziemniakami. Mieszanka mniej więcej 3:1 surowych tartych ziemniaków z ziemniakami gotowanymi, z dodatkiem odrobiny smalcu, soli, trochę pieprzu, cebuli i drobno krojonych grzybów, zawinięta w kapuściane liście. Gotowana krótko - ok. 20 min, a następnie zapiekana w piekarniku była super smacznym i wyjątkowo tanim daniem letnim.
Inne, świetne i bardzo proste, szybkie letnie danie to gotowane w łupinach świeże, maksymalnie duże ziemniaki. Po ugotowaniu przecinane gdzieś do połowy grubości, a w nacięcie wkładany farsz. I tu teraz wszystko zależy od fantazji. Może to być tarty ser, z tartą cebulą, może to być ryba, nawet z puszki, lekko doprawiona przyprawami, mogą być grzyby gotowane z cebulą, a gdy jeszcze trochę grosza było w kieszeni, to farsz stanowiły różne wariacje "konserwy turystycznej". Nie dodałem na wstępie, że to danie często przygotowywałem w młodości w trakcie letnich wędrówek, spływów lub żeglarskich rejsów.
Wracając jeszcze do kapusty i rejsów pod żaglami, to na deszczowe dni, a takie się też zdarzają, proponuję bardzo proste danie wymagające jedynie garnka, kochera lub ogniska oraz ostrego noża. Pięknie będzie, gdy mamy jeszcze jakąś konserwę mięsną, może być nawet najtańsza, tłusta. Zamiast tego, za ostatnie parę złotych można kupić kawałek boczku lub kiełbasy. W zakamarkach łódki znajdzie się jakaś kostka bulionu, trochę soli i pieprzu. Inne przyprawy rosną na brzegu - macierzanka, szałwia, melisa itp. W największym garnku gotujemy na małym ogniu bulion z kostki - najwyżej 1 litr, do którego wrzucamy na przemian drobno krojoną kapustę, kawałki mięsa, kiełbasy i przyprawy. Oczywiście odrobinę solimy i... poświęcamy pół butelki ostatniego piwa. Gdy kapusta zmięknie, wywar już prawie odparuje, mieszając w garnku kawałkiem wyłowionego z jeziora pagaja dolewamy piwa i na trzy minuty buzujemy ogień do oporu.
Pomyślnych wiatrów.
Wiesław Mądrzejowski
2005.08.10