Polska prasa lokalna upada. Wydawcy niezależnych gazet, ukazujących się na terenach jednego lub kilku powiatów zawieszają działalność lub sprzedają tytuły zachodnim koncernom. Te, w pogoni za zyskiem, nie mają żadnych zahamowań, a pomagają im w tym polskie władze samorządowe.
W środę 18 stycznia warmińsko-mazurski oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich zorganizował spotkanie poświęcone mediom lokalnym. Ich dalszy los, zdaniem wypowiadających się osób, jest poważnie zagrożony.
Fenomen w Europie
Dynamiczny rozwój prasy lokalnej, jaki miał miejsce w Polsce na początku lat 90., był prawdziwym fenomenem w Europie. Upadek komunizmu sprawił, że jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się gazety obejmujące swym zasięgiem teren jednej lub kilku gmin. Przyzwyczajeni do centralnej i regionalnej prasy sterowanej przez cenzurę, czytelnicy z małych wsi i miasteczek mogli wreszcie dowiedzieć się o tym, co dzieje się w ich okolicach i to z tej dobrej, jak i złej strony.
Wydawcami małych gazet byli najczęściej: samorządy, biznesmeni, parafie, partie polityczne. Najtrudniejszą drogę wybrali ci, którzy zdecydowali się na pełną niezależność, zakładając spółki (cywilne lub z o.o.). Jedynym celem tych zapaleńców było wydawanie gazet. Ich los zależał wyłącznie od czytelników i ogłoszeniodawców.
W obcych rękach
Prasowe media najpierw regionalne, a później także i lokalne, stały się atrakcyjnym kąskiem dla zachodnich koncernów. Szacuje się, że dziś już 75% tytułów prasy lokalnej i regionalnej znajduje się w rękach obcego kapitału.
Niebagatelny wpływ na ten stan rzeczy ma zaniechanie przez władze polskie ustawowych ograniczeń dla zagranicznego kapitału przy wykupywaniu prasy. Zdecydowano się na to tylko w mediach elektronicznych, gdzie bariera wynosi 33%.
Jaskrawym przykładem przejmowania polskich tytułów stała się Wielkopolska, Dolny Śląsk, Małopolska, region łódzki czy Warmia i Mazury. Na terenie dawnego województwa olsztyńskiego pojedyncze niezależne, samofinansujące się tytuły ostały się w Kętrzynie, Iławie i Szczytnie.
Na łasce biznesu
- Nie byłoby nic zdrożnego w tym, że silniejszy przebija słabszego, bo to podstawowe prawo rynku, gdyby nie metody, jakimi posługują się reprezentanci zachodnich koncernów - twierdzą prasoznawcy.
Pogoń za zyskiem uświęca wszelkie środki, autorytet dziennikarski ma coraz mniejsze znaczenie. Przykładem tego artykuł z "Gazety Olsztyńskiej" z 23 września ubr., w którym Wojciech Bazyli Charewicz z dumą informuje czytelników, że kilkudziesięciu biznesmenów i reklamodawców współpracujących z tygodnikami lokalnymi "GO" odpowiedziało na zaproszenie i zjechało do Spychowa.
"Pod okrągłą wiatą, wybudowaną przez Nadleśnictwo Spychowo na leśnej ścieżce dydaktycznej płonął ogień, a na ruszcie złociło się smakowite prosię" - pisze dziennikarz, wymieniając skrupulatnie inne potrawy, jakie serwowano gościom: grochówkę, swojską kiełbasę, wędzoną sielawę i pstrąga. Z roztargnienia zapomina tylko wspomnieć, czym dziennikarze i biznesmeni przepijali te delikatesy. Nie omieszkał natomiast pochwalić się, że impreza trwała do 5 rano. Nie dziwią już więc wcale przytaczane słowa prezesa spółki Edytor (wydawcy "GO") o "nieograniczonych możliwościach Gazety w zakresie promowania firm i produktów...".
O innym przykładzie, świadczącym o tym, że zachodni koncern nie ma żadnych zahamowań przekonaliśmy się osobiście.
Redakcję "Kurka" odwiedził niedawno przedstawiciel miejscowego biznesu oburzony krytyczną notką na jego temat w naszej gazecie.
- Jak możecie mnie krytykować, skoro się u was ogłaszam? - zapytał nas autentycznie zdziwiony. - Przedstawiciel waszej konkurencji powiedział mi, że w jego gazecie byłoby to nie do pomyślenia.
Sporo czasu kosztowało nas wytłumaczenie skądinąd sympatycznemu panu, że fakt zamieszczania ogłoszeń nie może mieć wpływu na treść artykułów.
Układne samorządy
Gwarancje "nietykalności" składane też są innym potencjalnie dużym ogłoszeniodawcom - samorządom.
- Nasze władze miejskie zupełnie nas ignorują, wolą się ogłaszać we wkładce do "Gazety Olsztyńskiej", bo ona ich nie skrytykuje i pochwali, kiedy trzeba - mówi redaktor "Kuriera Ostródzkiego" Katarzyna Koczkodon. Podobnie jest w Kętrzynie. O gwarancjach lojalności składanych przez polskich przedstawicieli niemieckiego konsorcjum słyszymy też od szczycieńskich samorządowców.
Zagrożenie demokracji
- Zachowanie zachodnich koncernów jest nieprzyzwoite i grozi polskiej demokracji - mówi Włodzimierz Chorązki z Ośrodka Badań Prasoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Nie ma w ich postępowaniu żadnych skrupułów, liczy się tylko zysk. Finał tego jest taki, że reklamodawcy i władze samorządowe na tacy przekazują informacje gazecie, która w zamian gwarantuje "święty spokój".
- Tam, gdzie zachodnie koncerny opanowały rynek, mamy prasę letnią, mało przebojową, która nie spełnia warunków demokracji - podsumowuje prasowy ekspert.
Andrzej Olszewski
2003.01.29