Wielce Szanowna Pani Dyrektor obiektu „Leśniczanka” Justyna Maluchnik
Pozostając w konwencji Pani listu do redakcji, czuję się niezmiernie zaszczycony aż tak dogłębną analizą moich dwóch krótkich uwag dotyczących „obiektu Leśniczanka”. Zawsze to cieszy, gdy człek widzi, że nie pisze na próżno i jest czytany, ba, nawet pamiętany po prawie dwóch latach.
Co do meritum – niestety popełniła Pani błąd pisząc w których dniach jadałem w tej restauracji. Sam też już nie pamiętam tym bardziej, że od pierwszej wizyty upłynęły prawie dwa lata. Daty, które była Pani łaskawa przytoczyć to dni, w których wyszły numery ”Kurka” z moimi felietonikami. Cykl produkcyjny tygodnika nie pozwala niestety na druk publikacji w tym samym dniu, w którym zostały napisane. Dlatego też radykalne Pani stwierdzenia, iż moje uwagi odnośnie spożywanych tam potraw są nieprawdziwe tylko dlatego, że w dniu opublikowania „Kurka” lokal był zamknięty dla postronnych gości uważam za szukanie na siłę usprawiedliwienia i drobną nieuprzejmość. W końcu jednak nie musi Pani wiedzieć jak wygląda wydawanie gazety. Także jestem nieco zdziwiony, że protestuje Pani przeciwko mojej prawie entuzjastycznej ocenie – sprzed dwóch lat – zjedzonego w „Leśniczance” lina w śmietanie. Być może się pomyliłem, szanowna Pani z pewnością zna się na kuchni lepiej… Nie wątpię, że o kuchni „Leśniczanki” Anglicy wypowiadali się entuzjastycznie. Sorry, jadałem w Anglii i na ich miejscu też bym piał z zachwytu. Niestety, miałem pecha. Pstrąg, którego jadłem w „Leśniczance” w czerwcu był tylko co najwyżej średniej jakości, za to zsiadłe mleko – doskonałe! Zgadzam się też z Panią całkowicie w ocenie urody „dziewczyn” z Wielbarka. Spokojnie w Anglii zrobią furorę!
Niezmiernie się cieszę, iż jak pani twierdzi, lokal i jego otoczenie ciągle się pod Pani kierownictwem rozwija. Mam nadzieję, że po kolejnym świetnym obiadku będę mógł wypowiedzieć się o nim w samych superlatywach.
Z niezmiennymi wyrazami szacunku Wiesław Mądrzejowski