W nawiązaniu do artykułu „Bezradni wobec natręta” chciałbym dodać, że problem z opisywanym osobnikiem mają nie tylko właściciele lokali gastronomicznych. Często odwiedza on miejsca, gdzie nie ma ochrony i trudno, by tam była, takie jak choćby Gimnazjum nr 1, gdzie jestem nauczycielem. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy doszło do incydentu w pizzerii, „Niuniek” pojawił się w sali gimnastycznej, gdzie odbywała się lekcja wychowania fizycznego. Najpierw obiecywał, że tylko popatrzy, ale po chwili zaczął się „witać” z uczniami, wśród których zawsze wzbudza dużą ciekawość. Nie mogąc pozwolić na bezpośredni kontakt z młodzieżą, poprosiłem go, by wyszedł. Ponieważ prośba nic nie dała, wyprowadziłem go siłą i wtedy próbował mnie uderzyć. Po opuszczeniu sali gimnastycznej, poszedł do głównego budynku szkoły. Zadzwoniłem po straż miejską, ale usłyszałem, że akurat nie ma ona wolnego pojazdu. Strażnik poradził mi, żebym zawiadomił policję. Stwierdziłem jednak, że to on powinien zrobić, bo ja cały czas usiłowałem pozbyć się ze szkoły nieproszonego gościa. Kiedy już opuścił szkołę, widziałem, jak na chodniku markował ciosy karate.
Podsumowując, uważam, że w sytuacjach, kiedy nie ma ochrony, powinny reagować powołane do tego służby, takie jak policja czy straż miejska, a niestety, nie zawsze można na nie liczyć. Czy zatem i szkoły powinny mieć ochronę, co sugeruje w stosunku do lokali gastronomicznych kolega Piotr Zembrzuski?
Mirosław Kowalski