Święta mamy już za sobą. Dla mnie minęły one w dużej mierze pod znakiem tradycji kresowych i współczesnych relacji między Polakami - tubylcami, a rodakami mieszkającymi od pokoleń na Litwie. A to z powodu licznych gości spoza granicy, którzy odwiedzili Szczytno w ramach „Wileńskiej Niedzieli Palmowej” - imprezy po raz drugi zorganizowanej w mieście przez Towarzystwo Przyjaciół Muzeum w Szczytnie. O samej imprezie mogą wypowiedzieć się miejscowi reporterzy. Mnie - jako współorganizatorowi - nie wypada za bardzo się chwalić. Ale owe chwile wspólnego świętowania z litewskimi Polakami niech stanowią pretekst do kilku spostrzeżeń dotyczących tego, co nas łączy i dzieli.
Zacznijmy od kulinariów, bo to odniesienie najbardziej aktualne, z racji dopiero co minionego okresu świątecznego obżarstwa. Trwa spór o słynne litewskie kołduny. Litwini twierdzą, że nie jest to żadna ich narodowa potrawa, a my dziwujemy się, że można aż tak „iść w zaparte”. Tymczasem rzeczywiście - nie jest to żadne litewskie danie, tylko tradycyjny specjał Polaków zamieszkujących ten kraj. Podobnie zresztą jak na Białorusi, gdzie kołduny są daniem popularnym, ale przejętym od kresowych Polaków. Miejscowy odpowiednik rodzimy to rosyjskie pierogi - pielmieni. Dla odmiany tak zwane „zeppeliny” stanowią dumę mieszkańców Wilna i okolic jako litewska potrawa narodowa, choć na północy Polski jest ona nie mniej popularna niż na Litwie, tyle że pod nazwą „kartacze”.
No, ale są też w kuchni sąsiadów z północy specyfiki, których w Polsce nie używamy wcale. Na przykład świńskie ucho jako... zakąska. Może być na ciepło albo na zimno. Mnie osobiście przypadł do gustu powszechny zwyczaj zagryzania piwa grzankami z chleba. Miejscowy, ciemny chleb tnie się na paski w kształcie zbliżonym do frytek i podsmaża na głębokim oleju zupełnie tak, jak frytki kartoflane. Podaje się to z sosem czosnkowym - do maczania. Co do piwa, to litewskie bardzo mi odpowiada. W przeciwieństwie do cierpkich piw niemieckich, czy czeskich, piwa litewskie są nieco słodkawe, nic nie tracąc na chmielowym smaku i mocy. Polecam zwłaszcza „Switurys”.
Gorzej z alkoholami mocnymi. Tradycyjną wódką litewską jest trojanka lub inaczej „trzy dziewiątki”. To nalewka na trzech rodzajach ziół - każdego z tych rodzajów po dziewięć odmian. Silny, ziołowy smak i zapach dominuje nad całością znacznie silniej, niż na przykład w naszej żubrówce. I to pija się na co dzień. Osobiście wolę czystą, której na północy nie cenią sobie zbyt wysoko, toteż podczas wizyt u litewskich przyjaciół poniekąd „męczę się”… pełen poświęcenia. No, ale czego nie robi się dla dobrych, międzynarodowych stosunków.
A co do tych stosunków.
Dziewiętnaście kilometrów na północ od Wilna jest niewielkie, bo zaledwie sześciotysięczne, urokliwe miasteczko Niemenczyn. Zamieszkałe wyłącznie przez Polaków. I oto w tym niewielkim miasteczku ma swoją siedzibę Polskie Etnograficzne Muzeum. Jak na tak niedużą miejscowość - placówka imponująca. Zakładana przy współudziale naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego. Co więcej - tuż obok zabytkowego muzeum zlokalizowano Miejski Dom Kultury z imponującą salą widowiskową, a także elegancką i nowoczesną częścią hotelową. Obiekt znakomicie wyposażony. O wiele większy i bardziej nowoczesny niż nasz szczycieński MDK. I to w miasteczku zaledwie sześciotysięcznym! Obie wymienione placówki współpracują ze sobą.
Na zakończenie dodam, że Muzeum Mazurskie w Szczytnie zawarło umowę o współpracy z niemenczyńskim muzeum. Wiele sobie zatem obiecuję w dziedzinie umacniania braterskich więzi. Na każdym zresztą dostępnym mi polu!
Andrzej Symonowicz