Mrozy wreszcie puściły i teraz bez obaw można urządzać sobie nawet długie spacery czy uprawiać zimowe sporty m. in. łyżwiarstwo. Właśnie w związku z tym ostatnim otrzymaliśmy sygnał od jednego z Czytelników, że lodowisko przy hali im. Wagnera ma pofałdowaną taflę, a poza tym brakuje przy nim ławeczek, na których mogliby przysiąść i odsapnąć łyżwiarze czy ci, którzy akurat chcieliby nałożyć łyżwy.
Cóż, udaliśmy się zatem na miejsce, aby sprawdzić jak się rzeczy mają. W odróżnieniu do dni, gdy panowały ostre mrozy, tym razem spotkaliśmy na tafli całą gromadkę łyżwiarzy, głównie uczniów szkół podstawowych - fot. 1.
Nie narzekali oni na taflę, a ta także i nam wydała się dość dobrze wylana, równa i gładka, co zresztą widać na zdjęciu (fot. 1). Ławeczek jednak faktycznie brak i nie jest to bagatelka, bo łyżwiarzom nastręcza to wiele kłopotów.
SPACER WZDŁUŻ PŁOTU
W odróżnieniu od poprzednich lat, wypożyczalnia usytuowana jest w szatni hali Wagnera i choć dojście do niej wskazywane jest licznymi strzałkami, czynność ta, jak się okazało, nie jest tak prosta.
Dzieci korzystające z wypożyczalni z powodu braku ławeczek przy lodowisku, zakładają łyżwy już w hali i potem idą korytarzem, tępiąc ów sprzęt. Ale mało i tego, bo gdy wyjdą już na powietrze, czeka na nie spacer po nierównej ścieżce wiodącej wzdłuż ogrodzenia okalającego boisko orlik - fot. 2. Jak widać na zdjęciu dwie dziewczynki (czerwone otoki) ledwo idą, asekurując się przed upadkiem trzymają się płotu. No i jak to wygląda? Może pracownicy MOS-u wezmą sobie do serca takie widoki i pokuszą się o jakieś profesjonalne rozwiązanie w kwestii usytuowania wypożyczalni łyżew i braku ławeczek.
Ich brak doskwiera także i tym, którzy przychodzą na lodowisko z własnym sprzętem. Nakładanie łyżew wygląda bowiem wówczas tak - fot. 3.
- Jestem zawiedziona brakiem ławeczek, bo skoro już urządza się lodowisko to nie powinno zabraknąć przy nim tak prostego sprzętu – skarży się „Kurkowi” mama 7-letniego łyżwiarza. Trudno nie zgodzić się z jej opinią, zwłaszcza gdy na myśl przychodzi niegdysiejsze lodowisko przy bazie wodnej, które nie tylko miało ławeczki, ale gdzie przygrywała łyżwiarzom skoczna muzyka, a ponadto działała także kawiarenka z gorącymi napojami.
Tłok był wówczas tam wielki, a niektórzy szusowali nawet w eleganckich łyżwiarskich kostiumach. Dziś lodowisko MOS-u żadnego zaplecza nie ma, choć usytuowane jest przy wielkiej i nowoczesnej hali. Nie ma muzyczki, a jak dzieci chcą trochę odsapnąć siadają po prostu na śnieżny wał usypany wokół tafli, no i przeziębienie gotowe! - fot. 4.
DLA TYCH Z TORBAMI
W miniony czwartek jeden z naszych Czytelników poinformował nas, że na skrzyżowaniu ze światłami usytuowanym na końcu ul. Polskiej funkcjonuje osobliwe przejście dla pieszych.
Chodziło mu o pasy biegnące z jednej strony ul. Leyka na drugą, a dziwne dlatego, że jego zdaniem urządzone dla tych, których... puszczono z torbami. Nic więcej nie zdołaliśmy się już dowiedzieć, więc rzecz trzeba było sprawdzić na miejscu. Cóż, wskazane przejście dla pieszych wydało się nam takie samo, jak każde inne - fot. 5. Nic szczególnego nie udało się nam zaobserwować, gdy nagle wraz ze zmianą świateł ukazał się widok dość niespodziewany. Na sygnalizatorze świetlnym pojawiła się bowiem sylwetka pieszego obarczonego sporych rozmiarów walizką, czy jak kto woli torbą - fot. 6.
No i masz babo placek, bo torby żadnej akurat nie mieliśmy, no i nie wiadomo, czy bez takiego bagażu wolno przejść na drugą stronę, czy też nie. A tak na poważnie, to przyczyną wyświetlania osobliwej sylwetki pieszego była i jest drobna awaria sygnalizatora – uszkodzeniu uległa szybka.
ODWOŁANE RONDO
Pozostając jeszcze przy temacie, czyli przy sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu ul. Leyka, Wileńskiej, Polskiej oraz Piłsudskiego, dodajmy że sposób jej działania już od dawna irytuje kierowców, bo światła zapalają się w nietypowym cyklu, umożliwiając wjazd pojazdom w kolidujących ze sobą kierunkach. W związku z tym, oraz wzrostem natężenia ruchu już w 2008 r. odbyły się pierwsze rozmowy między miastem a GDDKiA w sprawie budowy czwartego w Szczytnie ronda (jeśli nie liczymy karykaturalnego na ul. Moniuszki). Budowa miała ruszyć w niedługim czasie, ale niestety, inwestycja nie wypaliła. Polsce przypadła dość niespodziewanie organizacja „EURO 2012”, wskutek czego nastąpiły ogólnokrajowe cięcia w programie przebudowy dróg, gdyż wszystkie siły i środki skierowano do budowy autostrad. Nie ma zatem ronda w Szczytnie, no i klops. Jakaś tam nikła nadzieja niby jest, bo jak dowiadujemy się w GDDKiA, prace związane z rondem nie wyszły jeszcze poza sferę projektową, więc jego budowa byłaby możliwa nawet po 2013 r. Cóż, nastały, niestety, kryzysowe czasy i szansa jest naprawdę niewielka.
MAŁA RZECZ NA OTARCIE ŁEZ
Jednak już wkrótce na opisywanym wyżej skrzyżowaniu nastąpią pewne zmiany, nie będzie to duża rzecz, ale zawsze coś. GDDKiA na otarcie łez po niedoszłym rondzie przeprowadzi zmianę cykli sygnalizacji świetlnej na bezkolizyjną, podobną w działaniu do tej z głównego skrzyżowania (ul. Odrodzenia, Polska, Warszawska i 1 Maja). Prace przygotowawcze, jak informuje nas kierownik Marcin Masłowski, już trwają. Mają się one zakończyć w lutym i potem przez skrzyżowanie będzie można przejeżdżać bez obaw o potrącenie pieszego, czy stłuczki z innym samochodem. Akcji zmiany cykli świateł towarzyszyć będą wielkie tablice ostrzegawczo-informacyjne, aby każdy użytkownik dróg czy pieszy wiedział o zmianach i do nich przywykł.
NIEBEZPIECZNE LEKI
Jedna z naszych Czytelniczek skarżyła się nam, że nabyła w jednym z miejscowych marketów lek o nazwie etopiryna. W domu, gdy chciała zażyć tabletkę, obejrzała pudełko przez okulary i wówczas zauważyła, że lek jest przeterminowany. Z lekami nie ma zabawy, więc za naszym pośrednictwem chciała przestrzec pozostałych Czytelników i zwrócić im uwagę, aby sprawdzali datę ważności jeszcze w sklepie. Dodajmy, że niektóre partie etopiryny są sprzedawane w żółtych pudełeczkach, na których terminy przydatności są wybijane, a nie drukowane, wskutek czego cyferki są słabo czytelne i bez okularów ciężko je odczytać - fot. 7. Zatrzymajmy się jednak jeszcze chwilę przy temacie, bo w związku z tymi lekami w marketach należałoby co nieco dodać. Otóż wydaje się nam, że normalna to rzecz - sprzedaż leków w sklepach, ale nie jest to tak całkiem oczywiste.
Polska bowiem jest wyjątkiem w Europie, bo handlować poza aptekami można u nas aż około setką preparatów mających status leków. Tymczasem w Unii dopuszczone do obrotu w marketach są tylko leki przeciwbólowe i co ważne, można je nabyć w dawce jedynie dwóch drażetek. Jak jest u nas, każdy wie. Można pójść do pierwszego z brzegu marketu w Szczytnie i kupić nie tylko dowolną ilość samych drażetek, ale całych ich opakowań (!). Łatwość nabycia może prowadzić do nadużywania czy nawet przedawkowania - na te fakty zwraca uwagę m. in. Naczelna Izba Aptekarska. W dodatku, a można to wyczytać na jej stronie internetowej, samo tylko składowanie leków w typowym dla sklepów świetle jarzeniowym, które zawiera dużo promieni ultrafioletowych może doprowadzić do zmian w ich chemicznym składzie i uczynić preparat nie tylko bezskutecznym, ale i nawet szkodliwym dla zdrowia(!). Co prawda dotyczy to drażetek w opakowaniach przeźroczystych ale i tak należy mieć się na baczności i po leki chodzić raczej do aptek.