Nie ukrywam, że góry świętokrzyskie są mojemu sercu bliskie i zawsze, gdy nadarza się sposobność jadę tam.
Promuję wśród znajomych i rodziny te urokliwe zakątki. Po tych przyjaznych dla każdego szczytach wędrowałam wielokrotnie i wrześniowy urlop stał się także celem fantastycznej, rodzinnej wyprawy. Jednak tym razem zdobycie Łysicy wymagało większej uwagi i rozwagi. Wyprawę tradycyjnie rozpoczęliśmy ze Świętej Katarzyny. Wrześniowy poranek wprawdzie ciepły, ale spowity mgłą. Na dodatek duża wilgotność i wcześniejsze opady sprawiły, że miejscami błotko sięgało kostek. Na szczęście odpowiednio zainpregnowane buty dawały dobrą izolację i ochronę. Uf! Udało się nam zdobyć szczyt i zejść z drugiej strony do Kakonina. Tam w Chacie Kaka zakupiliśmy pyszną kawę i ciesząc się wrześniowym ciepełkiem przysiedliśmy przy gościnnym stole. Jednak to nie koniec przygody dla wytchnienia jako miłośnicy literatury postanowiliśmy odwiedzić Dworek Stefana Żeromskiego w Ciekotach. Za sprawą fantastycznych opowieści pana przewodnika przenieśliśmy się w czasy pisarza szkolnych lektur. Poznaliśmy różne ciekawostki związane z życiem i twórczością pomysłodawcy szklanych domów. Po dobrze odrobionych lekcjach z języka polskiego ponownie ruszyliśmy na szlak. Tym razem z Nowej Słupi dotarliśmy na Święty Krzyż, a po zwiedzeniu klasztoru i zaliczeniu Łysej Góry wróciliśmy do zakupionej w Ciekotach o Żeromskim literatury.
Grażyna Saj-Klocek