Wyposażone w mapę, kompas i lupę wyruszyłyśmy z Wrzosu na kolejną wyprawę po lasach Nadleśnictwa Korpele.
Aura kaprysiła, rosiła deszczem stąd pomysł by odwiedzić miły zakątek nad jeziorem Sasek Wielki. W sąsiedztwie skutego lodem akwenu zostawiłyśmy auto i choć trudno uwierzyć, ale tam powitało nas słońce. To kolejny dowód na to, że wystarczy wyjść z domu, a przyroda poczęstuje deszczem, ale za chwilę osuszy słońcem. W powietrzu wyraźnie czuło się takie pierwsze tchnienie wiosny, a może ostatnie zimy... Trudno rozstrzygnąć, ale uważam, że te dwie pory roku prawdopodobnie na Łysej Górze, którą mijałyśmy, miały spotkanie i tam z czarownicami ustalały, która z pań przejmuje rządy. Zwyciężyła wiosna, bo dzień zrobił się iście słoneczny i koncertowy. Oszalałe ptaki umilały marsz, a leśna zwierzyna licznymi tropami oznajmiała swoją aktywność. Szłam uzbrojona w aparat, fotografując, a to krople deszczu na brzozie, a to zakochaną parę drzew, a to buty pozostawione na drodze... Cuda, cudeńka, dziwy nad dziwami. Gdy schowałam aparat, by spojrzeć na mapę, wówczas stało się to, co zawsze się dzieje. Z lasu wolno i leniwie wyszedł łoś. Popatrzył na mnie, a odchodząc zdawał się mówić: „po co ci mapa i tak jesteś gapa”. Ileż to razy aparat w pogotowiu i nic, a wystarczy schować i takie spotkanie... Wprawdzie go nie sfotografowałam, ale widziałam, a to znaczy wiele. Piękne są nasze mazurskie lasy i pełne tajemnic oraz niespodzianek trasy.
Grażyna Saj-Klocek