Na trzy dni Szczytno zmieniło się w stolicę ciężkiego grania. Do miasta przyjechało kilka tysięcy fanów rocka, spragnionych muzycznych wrażeń. Na tegorocznym Hunter Feście doszło jednak do zgrzytu - dwie zagraniczne gwiazdy odwołały w ostatniej chwili swoje występy, obwiniając organizatorów za niedotrzymanie warunków umowy.
PROLOG
Już na kilka dni przed rozpoczęciem trzeciej już edycji festiwalu Hunter Fest, do Szczytna zaczęli zjeżdżać miłośnicy muzyki, której próżno szukać w komercyjnych stacjach radiowych i telewizyjnych. Pociągami, autobusami, własnymi środkami transportu lub po prostu "na stopa" docierali do miasta, by wziąć udział w imprezie. Justyna (21 lat) i Patrycja (18 lat), które przyjechały aż z Katowic, już w czwartkowe popołudnie stały pod sklepem spożywczym na ulicy Odrodzenia, prosząc przechodniów o to, by kupili im coś do jedzenia. Na pierwszy rzut oka widać, że dziewczyny przyjechały na Hunter Fest, choć wyraźnie różnią się od fanów metalu - w uszach i skroniach po kilka kolczyków, podziurawione dżinsy, na głowach irokezy.
- Na dworcu w Katowicach zostałyśmy okradzione. Jesteśmy bez grosza - informują "Kurka".
Pechowy początek podróży wcale ich jednak nie zniechęcił. Mają swój własny sposób na przeżycie - to "sępienie", czyli proszenie przechodniów o pieniądze lub jedzenie. Justyna całe wakacje jeździ po wszystkich możliwych festiwalach i imprezach muzycznych. W tym roku była już w Węgorzewie, Łodzi, Krakowie i Lublinie. Mówi o sobie, że jest anarchistką. Na Hunter Fest przyjechała po raz pierwszy.
- Metalu nie lubię. Jestem tu głównie po to, żeby się spotkać z ludźmi, nawiązać nowe kontakty. Na takich festiwalach można z każdym porozmawiać - mówi Justyna.
Podobnego zdania jest jej koleżanka, Patrycja. Od pięciu dni przebywa poza domem, rodzice nie mają pojęcia, gdzie jest.
- Pociąga mnie taki styl życia. To dla mnie ucieczka od codzienności, wyzwanie, bo muszę walczyć o każdą bułkę - zwierza się.
Jak zamierzają wejść na koncerty, skoro za bilet trzeba sporo zapłacić, a one są bez grosza? Dziewczyny zerkają na siebie porozumiewawczo.
- Będziemy "sępić" przed wejściem na plażę, może uda się coś uzbierać - odpowiadają.
BEZ POZWOLENIA
Pierwszego dnia festiwalu, w sobotę 12 sierpnia na polu namiotowym zlokalizowanym na stadionie przy ul. Śląskiej było dość tłoczno. Ci, którzy przyjechali później, znaleźli miejsca na boisku przy Szkole Podstawowej nr 2. Od rana grupki fanów rocka wędrowały na plażę, gdzie odbywały się główne koncerty. Inni, zmęczeni podróżą, pozostali na polu namiotowym. Uruchomiono tam małą scenę, na której również występowały zespoły. Tu za bilet nie trzeba było płacić. Ewa, Sylwia, Iza i Asia przyjechały na Hunter Fest po raz pierwszy. Pochodzą z Suwałk. Najbardziej czekają na występ zespołu Farben Lehre. Nie wszystkie dają się namówić na zrobienie zdjęcia przed namiotem.
- Moi rodzice są przekonani, że jestem w Augustowie. Nie pozwoliliby mi tu przyjechać, bo uważają, że to niebezpieczna impreza - mówi Ewa.
BEZ OPETHA I CHILDREN OF BODOM
Uczestnikom festiwalu od początku nie sprzyjała pogoda. Opady deszczu, chwilami dość intensywne, przemieniły bieżnię stadionu w rzekę, a tuż za wejściem na pole namiotowe obok kałuż, pojawiło się błoto. Podobnie było też na plaży. To jednak nie zniechęciło fanów rocka, którzy, zwłaszcza wieczorami, tłumnie wypełniali przestrzeń pod pokaźnych rozmiarów sceną. Już pierwszego dnia wielu z nich spotkało spore rozczarowanie. Swój występ, niemal w ostatniej chwili, odwołała jedna z gwiazd, grupa Opeth. Początkowo tłumaczono to zamieszaniem na angielskim lotnisku Heatrow, wywołanym planowanymi zamachami terrorystycznymi. Potem na stronie internetowej festiwalu podano informację, że zespół nie przyjedzie z powodu problemów z transportem sprzętu oraz płatnościami. Organizatorzy wyjaśniali, że nie wynikało to z ich winy. Rozgoryczeni wielbiciele grupy nie dawali jednak wiary tym zapewnieniom, tym bardziej, że sam zespół odpowiedzialnością za odwołany koncert obarczył właśnie organizatorów Hunter Festu. Na stronie Opetha pojawiła się informacja, że nie dotrzymali oni warunków umowy związanych z płatnościami. Czarę goryczy przepełniła kolejna zła wiadomość. Drugiego dnia festiwalu okazało się, że nie wystąpi także inna zagraniczna gwiazda - Children of Bodom. Fani, którzy często z odległych krańców Polski przyjechali na koncerty swoich ulubionych grup, nie kryli irytacji, śląc pod adresem organizatorów mocne słowa. Wielu z nich na forum internetowym zapowiedziało, że do Szczytna już więcej nie przyjedzie.
WŚCIEKLI I ROZGORYCZENI
Napiętą atmosferę podczas sobotniego koncertu łagodził lider Huntera, Paweł Grzegorczyk. Zapewniał, że organizatorzy wywiązali się z warunków umowy i przesłali pieniądze zespołom, na co mają dowody. Sądząc po reakcji publiczności zgromadzonej pod sceną, część fanów zdołał przekonać. Jak się jednak okazało, nie wszystkich.
- To, że Children of Bodom nie wystąpili, to dla mnie spore rozczarowanie. Do Szczytna przyjechałem specjalnie dla nich. Myślę, że wina leży po stronie organizatora. Tłumaczenia, które słyszałem ze sceny, były mało konkretne - mówi Tomek z Warszawy, prowadzący fan klub zespołu ChoB i twórca nieoficjalnej strony internetowej o grupie.
Zawiedzionych było jednak więcej.
- Sam przyjazd tutaj to dla mnie koszt kilkuset złotych. Ludzie przyjeżdżają z daleka głównie po to, by usłyszeć wybrane zespoły z zagranicy. Polskich kapel można posłuchać dość często na koncertach bliżej miejsca zamieszkania - uważa Leszek z Wisły.
Niektórzy fani ciężkiego grania zdecydowali o szybszym wyjeździe z festiwalu, inni domagali się zwrotu biletów.
NIE MATURA...
Nie wszystkie zagraniczne gwiazdy zawiodły. Na miejskiej plaży wystąpili m.in. Molly's Gusher ze Szwecji, Amorphis z Finlandii, Napalm Death z Wielkiej Brytanii czy Sick of It All ze Stanów Zjednoczonych. Nie zawiodły też polskie zespoły. Dobry występ dała legenda polskiego heavy metalu - TSA. Lider zespołu, Marek Piekarczyk, podziwiał uczestników festiwalu za wytrwałość w bawieniu się pod sceną, ale sam też udowodnił, że prawdziwy rockmen jest jak wino - im starszy, tym lepszy. Publiczność żywiołowo reagowała także na koncert Acid Drinkers, którzy na zakończenie zagrali "Another brick in the wall" z repertuaru Pink Floyd. Ze sceny chwilami płynęły też manifesty polityczne i komentarze dotyczące bieżącej sytuacji w kraju. Lider punkowej grupy Farben Lehre, ironicznie odniósł się do niedawnych decyzji ministra edukacji, Romana Giertycha.
- Nie matura i chęć szczera, lecz amnestia wicepremiera zrobi z ciebie oficera - komentował ze sceny poczynania polityka LPR.
Na uwagę zasługuje też koncert Huntera. Mimo że zawiedzeni brakiem zagranicznych gwiazd fani deklarowali, że zbojkotują ten występ lub zgotują grupie nie najlepsze przyjęcie, nie spełnili tych gróźb. Zgromadzeni pod sceną słuchacze, ciepło przyjmowali poszczególne utwory, śpiewając je razem z Pawłem Grzegorczykiem. Szczególne pochwały po koncercie zebrał grający na skrzypcach Michał Jelonek.
MIASTO TYM ŻYŁO
Trwający trzy dni festiwal spotkał się z różnymi reakcjami ze strony mieszkańców. Jedni przywykli do widoku młodych, odzianych w skóry i glany fanów ciężkich brzmień, inni narzekali na hałas, trwający do wczesnych godzin rannych.
- Takie imprezy powinny odbywać się u nas częściej. Nie zauważyłem, by młodzież sprawiała jakieś problemy - mówi taksówkarz Leszek Michalski.
Pozytywnie o festiwalu wypowiada się także mieszkający na ulicy Śląskiej, w bezpośrednim sąsiedztwie pola namiotowego, Zbigniew Chrapkiewicz.
- Bezpieczeństwo było wzorowe. Widać, że miasto żyło tą imprezą, sklepikarze są zadowoleni z obrotów. Oby takich imprez było więcej. Uważam jednak, że władze miasta powinny się dołożyć w większym stopniu do organizacji festiwalu - mówi Zbigniew Chrapkiewicz.
WYCIE O ŚWICIE
Zupełnie inne zdanie na temat Hunter Festu ma inna mieszkanka Szczytna, pani Halina (nazwisko do wiadomości redakcji).
- Wszystko zniosę, ale trzy dni takiego wycia do rana to już przesada. Tego się przecież w ogóle nie da słuchać - irytuje się kobieta.
Ma również sporo zastrzeżeń do zachowania uczestników festiwalu.
- Cały czas piją alkohol. Czy tak wygląda wychowywanie młodzieży? Czy tylko taką młodzież mamy? - zastanawia się pani Halina.
Irytuje ją to, że festiwal odbywa się w dwóch miejscach naraz. Według niej trzydniowy Hunter Fest to czas stracony dla mieszkańców.
- Można by zorganizować imprezę dla wszystkich, a nie dla wybranej grupy. Z tego, co widzę, społeczność szczycieńska raczej nie bierze w tym udziału - mówi kobieta.
Ewa Kułakowska, wk, dm
2006.08.16