Jest postacią dobrze znaną w szczycieńskim środowisku kulturalnym. Chociaż słynie z poetyckiej weny i upodobań literackich, to nieobce są mu bardziej przyziemne sprawy. Niedawno został menedżerem szczycieńskiego barda, Jarosława Chojnackiego.
Chłopak z Olecka
Roman Maciejewski pochodzi z Olecka. Tam się urodził i wychowywał. Wcześnie stracił rodziców. Doświadczenie to wpłynęło na jego postrzeganie rzeczywistości i wybór życiowej drogi.
- Już w szóstej klasie zachorowałem na poezję i ta choroba trwa do dziś. Zacząłem pisać z przekory do świata, który wydawał mi się niesprawiedliwy, pełen przemocy i biedy - opowiada Roman Maciejewski.
W wieku 15 lat opuścił dom i musiał się usamodzielnić. Trafił do szkoły dla pracujących. Potem ukończył Studium Teatralne w Krakowie. Przez lata pracował w Domu Kultury przy szczycieńskiej Szkole Oficerskiej, a potem WSPol. Tam poznał swoją żonę Grażynę, która kieruje uczelnianą biblioteką.
- Przychodziłem do niej po tomiki poezji i tak zaczęła się nasza znajomość - wspomina i dodaje, że żona jest pierwszą recenzentką jego wierszy. Mają dwie córki - Maję, studentkę socjologii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim i Kaję, uczennicę II klasy gimnazjum.
Wielbiciel Norwida i Leśmiana
Roman Maciejewski jest laureatem kilkunastu ogólnopolskich konkursów literackich. W Szczytnie współtworzył przez 15 lat grupę teatralną "Etiuda". Wraz z Tadeuszem Boguszem założył kabaret "Ex-trema", który święcił triumfy na ogólnopolskich festiwalach i przeglądach. Za swój największy sukces artystyczny uważa spektakl z 1981 roku, inspirowany twórczością Norwida, pt. "Klaskaniem mając obrzękłe prawice..." Sam go wyreżyserował i napisał do niego scenariusz. Za to przedstawienie na festiwalu teatralnym w Rzeszowie otrzymał Grand Prix i nagrodę publiczności. Współpracował również z Radiem Olsztyn i Radiem WA - MA. Do swoich ulubionych twórców zalicza Cypriana Norwida i Bolesława Leśmiana. Pierwszego ceni za mądrość i przenikliwość, drugiego zaś za poetycką wyobraźnię i inwencję.
- Zazdroszczę pisarzom tworzącym systematycznie. Sam piszę pod wpływem chwili, nagłego impulsu - mówi.
Tematów i inspiracji dostarcza mu życie, codzienne zdarzenia, ludzie, których spotyka na swojej drodze.
Dom starców na Long Island
Osobnym wątkiem w biografii Romana Maciejewskiego jest jego doświadczenie amerykańskie. Do Stanów Zjednoczonych, jak większość Polaków, wyjeżdżał w poszukiwaniu lepszego zarobku. Imał się wielu profesji. W Pensylwanii sprzątał sklepy, był także kierowcą. Najdłużej pracował jednak w domu starców na Long Island. Przebywali tam nie tylko ludzie w podeszłym wieku, ale również osoby chore psychicznie i weterani wojny w Wietnamie. Z wieloma z nich poeta zdołał się zaprzyjaźnić.
- Polubiłem tych ludzi, pięknych starców, którzy mieli w sobie dziecięcą spontaniczność i wrażliwość - zwierza się "Kurkowi". Przyznaje też, że ta praca była dla niego prawdziwym zderzeniem z rzeczywistością. Odczuł to najpełniej w momencie śmierci swojego podopiecznego, człowieka cierpiącego na schizofrenię i cukrzycę, którym zajmował się do ostatniej chwili. Przebywając w Ameryce, Roman Maciejewski pozostał wierny literackiej pasji. Brał udział w spotkaniach autorskich w klubach polonijnych, gdzie czytał swoje wiersze. Współpracował też z polskojęzycznymi rozgłośniami radiowymi, występował w audycjach o tematyce kulturalnej. Na stały pobyt w Ameryce się nie zdecydował.
- Nie wyobrażam sobie życia bez rodziny, a moje córki nie chcą przenieść się do Stanów - mówi.
Poeta i menedżer
Niezwykle poruszyła go tragedia 11 września 2001 roku. Kiedy po zamachu udał się do Strefy Zero, natrafił przypadkowo na tablicę z nazwiskami ofiar. Wśród nich był Janek Maciejewski. Chociaż nie należał on do rodziny, Roman poświęcił mu jeden z wierszy zaczynający się od słów : "11 września windą z World Trade Center pojechał prosto do nieba..."
W maju 2004 roku Roman Maciejewski został menedżerem Jarosława Chojnackiego. Czyni zabiegi, by ten znany już nie tylko w Szczytnie artysta zaistniał jednak szerzej na scenach ogólnopolskich, a także poza granicami naszego kraju. Być może uda się zorganizować kilka jego występów w amerykańskich klubach polonijnych.
Ewa Kułakowska
2005.01.05