Nauczyciele, którzy nie uzupełnili dotąd swojego wykształcenia, mogą stracić zatrudnienie. Szef wojewódzkiego ZNP nie ma wątpliwości, że pedagodzy mieli dość czasu, by podnieść swoje kwalifikacje.

Mieli dość czasu

WIĘKSZOŚĆ ZDĄŻYŁA

Wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego w placówkach oświatowych nie będzie już miejsca dla pedagogów uczących danego przedmiotu bez odpowiednich kwalifikacji. Taki wymóg wprowadzono w 2000 roku przy nowelizacji Karty Nauczyciela. Pedagodzy, którzy przed wprowadzeniem tych zmian uzyskali mianowanie, a nie posiadali tytułu magistra lub licencjata, mieli sześć lat na jego zdobycie. Jeśli tego nie zrobili, po 31 sierpnia grozi im utrata pracy. Ile takich przypadków jest w powiecie szczycieńskim, tego dokładnie nie wiadomo. Według szacunków inspektorów oświaty z poszczególnych gmin i dyrektorów szkół, większość nauczycieli zdążyła uzupełnić kwalifikacje.

- Jeszcze rok temu wydawało się, że będzie z tym niemały kłopot. Okazało się jednak, że teraz w każdej szkole mamy tylko jednego, dwóch nauczycieli, którzy nie posiadają wymaganych kwalifikacji - mówi Mariusz Drężek, inspektor oświaty w Urzędzie Gminy Szczytno.

OD SZKOŁY DO SZKOŁY

Jednak nawet pedagodzy bez wymaganego wykształcenia nie stracą posad.

- Żadnych zwolnień nie przewidujemy. Ci nauczyciele będą uzupełniać etaty w różnych szkołach - mówi inspektor.

Problem dotyczy szczególnie małych, wiejskich placówek. Do tej pory nauczyciel, który uczył np. muzyki, mógł uzupełnić etat innym przedmiotem w tej samej szkole, nawet, jeśli nie miał do tego wymaganych uprawnień. Od nowego roku szkolnego to już niemożliwe. Stąd konieczność szukania pełnego wymiaru godzin gdzie indziej.

- Na pewno nie jest to optymalne rozwiązanie, bo taki nauczyciel nie będzie w pełni efektywny, ale to jedyne wyjście, żeby uniknąć zwolnień - podkreśla Mariusz Drężek.

Pedagodzy, którzy zdecydowali się podnieść swoje kwalifikacje, mogli liczyć na pomoc finansową gminy, która dysponuje środkami na doskonalenie zawodowe nauczycieli. Pochodzą one z 1% odpisu od nauczycielskich wynagrodzeń. W tym roku gmina Szczytno miała zarezerwowane na ten cel ponad 26 tys. złotych.

POTRAKTOWALI SERIO

Dyrektorzy szkół są na ogół zgodni co do tego, że przepis służy przede wszystkim poprawie poziomu nauczania i wpłynął mobilizująco na kadrę pedagogiczną.

- Wszyscy moi pracownicy podnieśli kwalifikacje i w tej chwili mają przynajmniej licencjat - informuje Cezary Łachmański, dyrektor Szkoły Podstawowej w Pasymiu. - Jeżeli ktoś chciał pracować w tym zawodzie i traktuje go serio, to powinien czuć potrzebę doskonalenia - podkreśla.

- Do tej pory tylko jedna osoba nie uzupełniła kwalifikacji. Od października rozpoczyna jednak studia podyplomowe i mam nadzieję, że kurator wyda zgodę na to, by nadal mogła pracować - mówi Jadwiga Borkowska, dyrektor Szkoły Podstawowej w Świętajnie. Dodaje, że młodzi pedagodzy zatrudnieni w ciągu kilku ostatnich lat podeszli do sprawy bardzo poważnie. - Niektórzy z nich zdobyli w tym czasie nawet po dwie specjalizacje.

BEZ PRACY Z WŁASNEJ WOLI

Z kolei prezes Zarządu Wojewódzkiego i Powiatowego Związku Nauczycielstwa Polskiego, Janusz Koziński, nie ma wątpliwości, że pedagodzy mieli dość czasu na to, by podnieść kwalifikacje i uniknąć zwolnień.

- Sytuacja jest jasna od 2000 roku. Jeżeli ktoś straci pracę, to z własnej winy - uważa Janusz Koziński.

Jego zdaniem problem nie dotyczy młodych nauczycieli.

- Starsi, którzy mieli ukończone tylko licea ogólnokształcące lub pedagogiczne, często świadomie nie podnosili swoich kwalifikacji, mając na uwadze to, że przejdą na emeryturę - mówi szef ZNP.

W opinii związkowców, przepis ma zdecydowanie więcej plusów niż minusów.

- Zależy nam na tym, żeby w szkołach pracowali ludzie o jak najlepszej wiedzy i najwyższym wykształceniu, a temu właśnie służy wprowadzony wymóg.

Ewa Kułakowska

2006.08.30