Interwencja dyplomatyczna
Wydarzenia w Dębowcu i Jedwabnie z grudnia 1931 roku nabrały rozgłosu także poza granicami Niemiec. Pisała o tym prasa polska, europejska, a nawet amerykańska, traktując je jako niemiecko – polskie incydenty graniczne. Cała sprawa była dla Niemiec kompromitująca. Dlatego też rząd niemiecki postanowił jak najszybciej ją zakończyć. Naciskana przez władze w Berlinie prokuratura wyraźnie przyspieszyła pracę. 9 stycznia 1932 roku przyjechał do Jedwabna z Olsztyna, w celu przeprowadzenia śledztwa, prokurator Brey. Ówczesny landrat (starosta powiatowy) nidzicki Deichmann po latach napisał o przysłaniu prokuratora do Jedwabna następująco: Zajście (pobicie Zalewskiego) zostało mi zameldowane następnego dnia. Obarczony przeze mnie obowiązkiem dochodzenia komendant powiatowy policji Brandstätter po kilku dniach zameldował mi, że nieznani sprawcy nie zostali ustaleni. Uznałem sprawę za załatwioną. Jednakże polski rząd nie był zadowolony z tego rozwiązania i podniósł sprawę na drodze dyplomatycznej w Berlinie. Niemieckie ministerstwo sprawiedliwości, uwzględniając zażalenie, powierzyło dochodzenie prokuraturze w Olsztynie. Bez powiadomienia władz rejencyjnych i landrata, młody prokurator w Olsztynie otrzymał zadanie wyjazdu do Jedwabna w celu dokonania przesłuchań.
Przesłuchania
Po przyjeździe do Jedwabna Brey zabrał się szybko do pracy. Przesłuchano świadków, w tym sporą grupę dzieci. Oto wspomnienia jednego z przesłuchiwanych, wówczas 12 – letniego dziecka: Cała rzecz o bójkę z Polakami została wyolbrzymiona przez policjanta Kraffzick’a i przesłuchanie dzieci. Około 8 dni po zajściu z Polakami zostaliśmy przesłuchani w mieszkaniach rodziców. Kraffzick najpierw dał mi torebkę cukierków. Na pytania, które później stawiał, więcej sam sobie odpowiadał niż ja jemu. Potem, pewnej niedzieli soboty po Nowym Roku 1932 roku, policja zabrała nas ze szkoły do lokalu Baschka i zostaliśmy na nowo przesłuchani przez prokuratora dra Breya. Byli tam jeszcze obecni protokolant i Kraffzick. Nasi rodzice nic o tym nie wiedzieli. Prokurator stawiał pytania dokładnie takie, jak wcześniej Kraffzick, tylko dużo ostrzej. Gdy ja jemu dawałem stosowną odpowiedź, on zaraz przytaczał odpowiedź z protokołu Kraffzick’a i przy tym pozostawało.
„Napad hakatystów
na prokuratora”
W wyniku przesłuchań prokurator Brey bez większych problemów ustalił sprawców pobicia szofera Zalewskiego. Byli to Gustaw Demitrowitz i Fritz Sawitzki. Obu aresztowano. Fakt ten wywołał gwałtowny sprzeciw mieszkańców Jedwabna. Liczący około 500 – 600 osób tłum zebrał się przed budynkiem Welskoppa, tym samym, przed którym doszło do pobicia, a gdzie teraz urzędował Brey. Wysłana do Brey’a delegacja domagała się uwolnienia aresztowanych. Prokurator odmówił. Według późniejszych relacji polskiej prasy, Brey miał powiedzieć, że wydanie aresztowanych nastąpi po jego trupie. Gdy delegaci przekazali to zebranym, podniecony tłum obrzucił lokal kamieniami, tłukąc okna. Widząc co się dzieje, Brey wezwał pomoc z Nidzicy. Zanim ona przybyła, rozemocjonowany tłum rzucił się na lokal. Brey, zmuszony do ucieczki, wyskoczył przez okno i skrył się gdzieś w pobliżu. Policjanci, którzy pilnowali aresztantów, przeżyli ciężkie chwile. Aby nie dopuścić do uwolnienia więźniów kilkakrotnie strzelali w powietrze. Położenie oblężonych policjantów poprawiło się, gdy z Nidzicy przybyły posiłki z komendantem powiatowym policji Brandstätterem na czele. Nie zdołano jednak opanować sytuacji. Dopiero ściągnięcie policyjnych posiłków z Olsztyna, Olsztynka i Ostródy pozwoliło władzom na przejęcie inicjatywy. Na ulicy doszło do regularnej bijatyki. Szef miejscowej policji, Kraffzick, otrzymał potężny cios sztachetą w krzyż, tak aż ukląkł. Wskutek ciemności, mimo usilnych starań, nie udało się ustalić sprawcy tego czynu. Wszystko skończyło się po północy. Wielu uczestników rozruchów i ich przywódcę Augusta Otto aresztowano i przewieziono do więzienia w Nidzicy. Trafili tam także wcześniej aresztowani Demitrowitz i Sawitzki. W czasie transportu aresztowanych mieszkańcy Jedwabna zostali zapędzeni do domów i pod groźbą użycia broni palnej zakazano im wychodzenia na ulicę.
„Niemcy nie
gwarantują
bezpieczeństwa
swoim obywatelom”
Zajścia z 9 stycznia 1932 roku odbiły się szerokim echem. Pisała o tym prasa na całym świecie. Dla Niemiec była to już zupełna kompromitacja. Szereg artykułów na temat zajścia w Jedwabnie zamieściła także prasa w Polsce. „Kurjer Poranny” z 11 stycznia 1932 roku przynosił artykuł pod tytułem „Niemcy nie gwarantują bezpieczeństwa swoim obywatelom: Urzędnik prokuratury olsztyńskiej przybył do wsi celem przesłuchania oskarżonych i świadków. Na wieść o tem kilku członków towarzystwa myśliwskiego w stanie podchmielonym udało się pod przewodnictwem członka sejmiku okręgowego Otto i w asyście rosnącego coraz bardziej tłumu do lokalu, gdzie wybito szyby. Wobec groźnej postawy tłumu musiano wezwać posiłki policyjne, którym przy pomocy pałek gumowych i strzałów na postrach udało się rozproszyć tłum. „Gazeta Warszawska” z 14 stycznia 1932 roku zamieściła na pierwszej stronie artykuł „Napad hakatystów na prokuratora”. Czytamy w nim: Jeszcze nie przebrzmiały echa barbarzyńskiego napadu, dokonanego 12 grudnia ub. roku (...), gdy znów to samo Jedwabno uzyskało rozgłos przez nowe burzliwe zajścia (...) Tłum zachowywał się początkowo spokojnie, dopiero, gdy po jakimś czasie, wyszli z przeciwległej restauracji trzej członkowie klubu myśliwskiego z Otto na czele, i gdy ci poczęli podburzać tłum przeciwko prokuratorowi, rzucili się ludzie do lokalu prokuratora, wybili tam okna i zdemolowali kompletnie urządzenie.
Tego samego dnia, w którym doszło do rozruchów w Jedwabnie, działacze Obozu Wielkiej Polski zorganizowali w Poznaniu wiec skierowany przeciwko prześladowaniu Polaków w Prusach Wschodnich, gdzie wzywano do zrewidowania dotychczasowego stanowiska wobec Niemców w Polsce oraz do bojkotu towarów, czasopism i filmów niemieckich.
Sławomir Ambroziak