Wakacyjna miłość nad Saskiem Wielkim - opowiadanie.
NAMIOT Z WRZOSOWISKA
Wrzos - to niewątpliwie jeden z najpiękniejszych zakątków zlokalizowanych nad jeziorem Sasek Wielki. Warto wybrać się do tego uroczyska. Zażyć kąpieli, pospacerować leśnymi drogami i poznać historię pewnej pary, która właśnie tam przeżyła taką oto wakacyjną miłość.
Do ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem Sasek Wielki z rodzicami przyjechała Ola. Piękna, zbuntowana nastolatka nosem kręciła na wspólne wakacje ze starymi. Była wściekła, bo koleżanki z namiotami ruszyły na włóczęgę po Polsce. Ona miała spędzić lato ze swoimi "zgredami". Nic ją nie cieszyło, ani bliskość lasu pełnego skarbów natury, ani krystalicznie czysta przyzywająca tafla jeziora. Nie miała ochoty na nic. Leżała bezmyślnie na materacu i pozwalała, by promienie słońca na brązowo smagały jej ciało. Wieczorem stwierdziła, że białe pola po opalaczu musi zlikwidować i uzyskawszy przyzwolenie "zgredki" rankiem następnego dnia z kocem pod pachą ruszyła na poszukiwanie stosownego zakątka. Bardzo szybko dotarła na dziką plażę. Rozłożyła koc na młodym płożącym się wrzosowisku, rozebrała i rozkoszowała pieszczotami tańczącego po całym ciele słońca. Myślała o przyjaciółkach, które podczas włóczęgi przeżyją dużo przygód i być może poznają odlotowych chłopców. Zazdrościła koleżankom swobody i brzydko myślała o rodzicach, którzy zabronili uczestniczyć w tej eskapadzie.
Dni mijały na błogim leniuchowaniu. Wreszcie Ola uświadomiła sobie, że nie ma wyjścia, tylko musi pogodzić się z takim stanem rzeczy. Spacerowała więc po okolicy, grała z matką w kometkę, z ojcem pływała łodzią, ale najlepiej czuła się na wrzosowym poletku. Dlatego codziennie znikała na kilka godzin, by kąpać się i opalać na swojej plaży. Naga niczym nimfa zanurzała się w cichutko szemrzącej wodzie. Nie potrzebowała ręcznika - słońce wysuszało mokre ciało.
Pewnego dnia, gdy dotarła do swojego zakątka, ze zdziwieniem, a nawet złością stwierdziła, że na miejscu jej dotychczasowego obozowiska ktoś rozbił namiot. Brzydki, o wrzosowym kolorze brezent zdobiły mokre dżinsy. Najpierw wściekłość, a za chwilę ciekawość przywiodły Olę pod sam namiot. Z bliska brzydota nie raziła tak, ale zakłócała rytuał codziennego opalania w ustronnym miejscu. "Kto śmiał rozbić się właśnie tu" - zastanawiała się Ola rozglądając dookoła. Wreszcie dojrzała sprawcę, a właściwie usłyszała. Stał nad brzegiem jeziora i szarpiąc struny gitary śpiewał: "A ja mam swą gitarę, spodnie wytarte i buty stare, wiatry wiodą mnie...". Faktycznie, chyba wiatr przywiał go właśnie w to miejsce, bo jeszcze wczoraj, gdy odchodziła, plaża i wrzosowisko należały tylko do niej. Nagle trzask łamanej gałęzi zdradził jej obecność.
- O, jaka piękna łania. Czyżby do wodopoju? Jestem Krzysztof, a ty?- drwił, a może tak łatwo nawiązywał znajomość.
- Jestem Ola. Zająłeś moje miejsce. Kiedy ruszasz dalej? - podjęła wyzwanie udając odwagę i bezpośredniość.
- Jestem z Olsztyna i tę plaże odkryłem rok temu. Postanowiłem wrócić, czy przeszkadzam?
- Tu się opalam.
- Ach, to ty ugniotłaś wrzos. Dzięki! Nie miałem problemu z rozbiciem namiotu. Faktycznie jesteś pięknie opalona. Cała?
- Chyba nie myślisz, że będę demonstrować?
- Miałem taką nadzieję.
Ola nawet nie zauważyła kiedy przycupnęła przy młodym mężczyźnie i wiodła z nim rozmowę. Wzbudzał ufność, był miły i taki rozgadany. Powiedział jej, że jest studentem Wyższej Szkoły Pedagogicznej i za rok zostanie nauczycielem muzyki. Ona, uczennica drugiej klasy ogólniaka szybko skłamała, że właśnie zdała do maturalnej klasy.
- Ojoj, muszę wracać, bo "zgredka" będzie krzyczała - przerwała rozmowę Ola.
- Aleksandro, jak ty brzydko mówisz o swojej mamie, a gdzie szacunek należny rodzicom? - zawstydził dziewczynę.
Ola wróciła do letniego domku, a jedząc obiad ciągle myślała o Krzysztofie. Wieczorem poszła sprawdzić, czy jeszcze tam jest. Był. Palił ognisko i grał na gitarze. Długo stała ukryta wśród krzewów i słuchała tęsknego dźwięku gitary. Gdy wróciła, tuż przed bramą ośrodka Krzysztof zastąpił jej drogę.
- Ładnie to tak podpatrywać?
- Przepraszam.
- Przejdziemy się?
Spacerowali leśnymi drogami rozmawiając beztrosko. Ola była przekonana, że oddalają się od miejsca spotkania, a oni po krótkiej chwili znów stanęli przed bramą.
- Mówiłem Ci, że byłem tu rok temu. Znam wszystkie ścieżki - odpowiedział na jej zdziwienie.
Teraz Ola każdego dnia biegła na spotkanie z Krzysztofem. Razem pływali, opalali się, łowili ryby, zbierali jagody, grzyby, zioła... A wieczorem przy ognisku Krzysztof grał tylko dla niej.
- Już niedługo to wzgórze, gdzie stoi mój namiot, całe zakwitnie na liliowo. Już teraz niektóre wrzosowiska mają pierwsze kwiatki. Rok temu było tu tak pięknie. Wówczas nazwałem swój namiot wrzosowym.
- Ależ on jest wrzosowy.
- Szkoda, że tego nie widziałaś.
- Zobaczę teraz, przecież to za kilka dni.
Krzysztof nie odpowiedział nic, tylko podał dziewczynie pierwszy kwiatek wrzosu i wówczas na dłużej przytrzymał jej małą, delikatną rączkę. Pieścił palce, paznokietki, aż wreszcie uniósł dłoń dziewczyny do ust i na wewnętrznej stronie, wprost na linii życia złożył długi pocałunek.
- Czasem panowie całują mnie w rękę, ale nigdy w taki sposób...
- Tak całuje się kogoś, kogo się kocha i szanuje, a ja cię bardzo pokochałem, ale jesteś taka młodziutka, niedoświadczona i tak rozbrajająco niewinna, i nie dla takiego starego konia jak ja. Nie zobaczysz mojego namiotu wśród wrzosów, bo jutro wyjeżdżam. Chodź, coś ci pokażę.
Krzysztof ujął Olę za rękę i zaprowadził do dziwu natury. Przy leśnej drodze stała sosna i dąb, drzewa stykały się koronami, ale dąb dominował obejmując swoimi konarami sosnę. Tam Krzysztof pocałował Olę po raz pierwszy, tak jak całują się kochankowie, aż dwa splecione drzewa zakołysały się radośnie.
- Chciałbym otoczyć cię ramionami jak ten dąb otacza sosnę i chronić przed przeciwnościami losu, ale nie mogę, mam więc do ciebie prośbę. Pamiętaj, szanuj rodziców i szanuj siebie, a wówczas spełnią się twoje marzenia o wielkiej miłości i o wielkich przygodach. Ucz się, a gdy dorośniesz i zdobędziesz zawód, spotkasz mężczyznę swojego życia i założysz rodzinę. Wówczas zabierz ich wszystkich na wczasy "pod gruszą" i przekaż im nasz wrzosowy zakątek i te drzewa. Powiedz im z dumą, że tu po raz pierwszy całowałaś się, wtedy pomyśl proszę o mnie. Bo ja zawsze będę myślał o tobie i o tym jak zwiewna, płocha niczym łania zjawiłaś się pod moim namiotem wśród wrzosów... Tam w Olsztynie... Nie powiedziałem ci tego wcześniej, przepraszam, czeka na mnie...
Ola przytuliła się do Krzysztofa i razem z nim zapłakała.
- Dziękuję ci za twoją szlachetność i za te wszystkie cudowne chwile, które mi podarowałeś - powiedziała Ola na zawsze żegnając się z Krzysztofem.
Grażyna Saj-Klocek
2003.08.06