Szymon Wójtowicz ze Szczytna oraz Robert Sanewski z Wielbarka wrócili ze złotem i brązem zdobytymi podczas Finału Pucharu Polski Strongman federacji STP, który odbył się 6 września w Nowym Tomyślu.  Sukcesy Szymona i Roberta były podsumowaniem cyklu sześciu turniejów, które rozpoczęły się w maju, a jeden z nich odbył się 2 sierpnia na stadionie Akademii Policji w Szczytnie.

Nasi strongmani ze złotem i brązem
Szymon Wójtowicz (z lewej) i Robert Sanewski podczas zawodów w Nowym Tomyślu dali z siebie wszystko/fot. Federacja STP

– Zdobycie Pucharu Polski Federacji STP to ogromne osiągnięcie. Czy od początku cyklu nastawialiście się na taki sukces?

Szymon Wójtowicz: - Już jadąc na pierwsze zawody w maju, oczywiście chciałem być najlepszy, chciałem zdobyć pierwsze miejsce. Puchar to efekt sześciu udanych imprez. Cieszę się, że udało mi się podczas kolejnych zmagań poprawiać swoje wyniki, niekiedy o sekundę lub dwie, a to w sportach siłowych jest naprawdę niezwykle ważne. Właściwie z każdych zawodów przywoziłem jakiś rekord personalny. Myślę, że nie ma konkurencji, w której się nie poprawiłem.

– Robert, trzecie miejsce, które zdobyłeś jest również jest wielkim osiągnięciem.

Robert Sanewski: - Tak celowałem i udało się to zdobyć. Jestem jak najbardziej zadowolony. Najważniejsze, że wszystko odbyło się bez kontuzji. Mam za sobą pozytywnie zakończony sezon i dobre perspektywy na kolejny.

 – Droga do sukcesu nie była jednak łatwa.

RS: - W ubiegłym roku miałem trzy operacje. Po nich oczywiście była rehabilitacja, która zakończyła się na dwa miesiące przed pierwszymi zawodami, więc czasu na przygotowanie nie miałem zbyt dużo. Nie spodziewałem się takiego wyniku, ale jest to efekt ciężkiej pracy treningowej. Pokazuje to, że każdy trening, każda minuta spędzona na siłowni miała sens i przyniosła efekt.

SW: - Każdy z tych turniejów był wyzwaniem. Musiałem zmagać się z różnymi przeciwnikami i warunkami. Jednak kluczowe było dla mnie przygotowanie mentalne. Wiedziałem, że muszę być w najlepszej formie, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Czy miałem jakieś obawy przed finałem? Oczywiście, każdy sportowiec ma swoje chwile słabości. Ale ja postanowiłem o tym nie myśleć. Skupiłem się na treningach i moich celach. Wiara w siebie jest kluczowa w takich zawodach.

– Na pewno ważne było wsparcie waszych bliskich. Byli z wami?

SW: - Moja żona od czerwca wspiera mnie mentalnie w każdych zawodach, jeździ ze mną. Nagrywa również nasze treningi i przygotowania przed poszczególnymi konkurencjami przed zawodami. Dzięki temu możemy później sobie obejrzeć materiał i sprawdzić, jakie błędy popełniliśmy. Ania nawet czasami pokonuje cała trasę z zawodów jako kierowca, bo my jesteśmy po prostu wykończeni.

RS: - Moja partnerka zaczęła również z nami jeździć, więc w przyszłym roku jeszcze będzie jeszcze wsparcie od mojej Beaty. Jest to bardzo ważne mieć świadomość, że ktoś bliski jest obok nas i wspiera nie tylko swoimi działaniami, ale i duchowo.

– Jak wyglądały wasze przygotowania do ostatnich zawodów, które były podsumowaniem cyklu? Co było największym wyzwaniem?

RS: - Sam trening. Dlatego, że te zawody były tydzień po tygodniu. Na tydzień przed Nowym Tomyślem mieliśmy turniej w Międzyrzeczu, który był bardzo wymagający ze względu na wysoką temperaturę.  Do dzisiaj mam jeszcze siniaki z Międzyrzecza. To też świadczy o tym, jak ten organizm już jest „zajechany” po całym sezonie. Tak naprawdę przygotowań nie było dużo. Raczej skupiliśmy się na regeneracji. Często gdzieś tam przed zawodami sobie odnawiamy jakieś tam ruchy i tak dalej, ale my to wszystko już mamy przygotowane wcześniej, bo wystarczy trochę „poleniuchować” i wówczas wszystko trzeba rozpocząć od nowa.

–  Ostatnie, finałowe zawody w Nowym Tomyślu, były bardzo ważne, bo stanowiły podsumowanie ogólnej punktacji z pięciu wcześniejszych. Jak wyglądała kwalifikacja i różnica w punktach między pierwszym miejscem, drugim i trzecim?

RS: - Nie chciałbym tutaj skłamać o liczbie punktów, ale myślę, że było to około 50. Szymon startował do finału z przewagą około 50 punktową, czyli tak naprawdę mógłby nie zrobić nic i tak by cały sezon wygrał. Czy te 50 punktów to jest dużo? Jest sześć konkurencji. Maksymalnie podczas jednych zawodów można uzyskać 36 punktów, no ale mało kto wygrywa z takim wynikiem.

SW: - W zasadzie mogłem nic nie robić w finale i tak bym wygrał cały sezon. A jak to wyglądało w kontekście konkurencji? Kto był moim największym rywalem w finale?

Na pewno konkurencja była silna. Zawodnicy z drugiego i trzeciego miejsca również mieli swoje osiągnięcia, ale różnice punktowe były znaczne.

– Planujecie w przyszłości wystartować w międzynarodowych zawodach?

RS: - Tak, oczywiście. Takie są plany. Ja już nawet miałem okazję i wziąłem udział w zawodach w Barcelonie współorganizowanych i pod patronatem Arnolda Schwarzeneggera. Nawet się z nim zobaczyłem i przybiłem tzw. piątkę. Niesamowite wrażenie robiła jego osobista ochrona, składająca się z około 10 rosłych mężczyzn, która go otoczyła kołem. Przyszedł do nas, wziął sobie krzesełko, siadł i oglądał jak dźwigamy. Po Barcelonie zakwalifikowałem się do Stanów Zjednoczonych, żeby polecieć do Arniego na finał, ale niestety kontuzja kolana wykluczyła mnie z wyjazdu na zawody.

– Czy w następnym, w 2026 roku planujecie również zorganizować w naszym mieście zawody Strongman? Jeśli tak, to czy będą jakieś nowe atrakcje, coś co zaskoczy widzów, którzy przyjdą Was obejrzeć?

SW: - Otrzymałem zapytanie od Ireneusza Bukowieckiego, czy nie chcielibyśmy połączyć swoje zawody z imprezą lekkoatletów, szczególnie chodzi tutaj o pchnięcie kulą. Rozważamy oczywiście taki pomysł, ale chciałbym jeszcze usłyszeć od władz miasta, że taką imprezę chcą i mają chęć wspólnie z nami zorganizować. Oczywiście jeszcze poza stroną sportową, trzeba tak uatrakcyjnić nasze zawody żeby przyciągnąć na nie coraz więcej ludzi. Myślę, że sukcesywnie z roku na rok będzie nam się to udawać i będziemy je organizować z większą liczbą atrakcji i dla dorosłych i dla dzieci, z muzyką, i tak dalej.

Rozmawiał:

Robert Arbatowski