Mieszkańcy Sapłat oraz okolicznych wsi spotkali się z wójtem gminy Dźwierzuty oraz szefem „Agroneksu” Zbigniewem Ronkiewiczem,
by porozmawiać o planowanych przez niego inwestycjach. Najwięcej emocji wywołała sprawa budowy w Julianowie drugiej
co do wielkości w Europie biogazowni. Obawy budzi zwłaszcza rozmach zadania i związane z nim uciążliwości. Ludzie są rozgoryczeni i mają żal do władz, że nikt nie konsultował z nimi planów inwestora, a o wszystkim dowiadywali się z prasy. Zbigniew Ronkiewicz uważa, że zostali podbuntowani.
GORĄCE SPOTKANIE
Spotkanie mieszkańców Sąpłat i okolicznych wsi z wójtem Czesławem Wierzukiem i szefem „Agroneksu”Zbigniewem Ronkiewiczem (7 lutego), tak jak należało się spodziewać, miało gorący przebieg. Już od dłuższego czasu lokalna społeczność domagała się rzetelnych konsultacji dotyczących planowanych na tym terenie inwestycji, a zwłaszcza gigantycznej biogazowni. Oprócz niej, w sąsiedztwie kurników z blisko milionem sztuk kur mają powstać tu jeszcze zakład przetwórstwa jaj oraz wytwórnia pasz. Już na samym początku zebrania mieszkańcy zdecydowali, by prowadziła je sołtys Sąpłat Monika Madrak, a nie wójt Wierzuk, który wyraził taką ochotę. Najpierw odczytała ona i przekazała mu pytania dotyczące planowanych inwestycji. Jak zaznaczono, dopiero odpowiedź na nie pozwoli przystąpić do merytorycznych konsultacji. Pytania są związane głównie z funkcjonowaniem biogazowni. Mieszkańcy chcą wiedzieć m. in., jakie surowce będą w niej wykorzystywane, jaki jest areał potrzebny do ich uzyskania oraz w jaki sposób ma się odbywać transport niezbędnych do produkcji energii komponentów. Pytają również o to, dlaczego w raportach oddziaływania na środowisko inwestor nie uwzględnił analizy dotyczącej zagrożenia dla istniejącego tu zbiornika wód podziemnych.
PO CZYJEJ STRONIE STOI WÓJT?
Wiele uwag dotyczyło sposobu komunikacji władz gminy z mieszkańcami. Mają oni duży żal o to, że nikt nie rozmawiał z nimi o skali przedsięwzięcia i nie przeprowadził konsultacji w sprawie biogazowni.
- O wszystkim dowiedzieliśmy się z prasy – żalili się podczas spotkania. Wójt Wierzuk tłumaczył, że najważniejsze decyzje dotyczące inwestycji w Julianowie zapadły zanim jeszcze objął urząd.
- Decyzję środowiskową wydano 31 grudnia 2009 roku. Co ja na to poradzę? - pytał, przypominając, że sprawa trafiła do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i czeka teraz na rozstrzygnięcie. Jednocześnie podkreślał, że budowa wytwórni pasz i zakładu przetwórstwa jaj nie wymaga żadnych uzgodnień z mieszkańcami.
- Chcemy jednak rozmawiać, żeby wysondować opinię, żeby nie było protestów i żeby inwestor mógł inwestować i się rozwijać – argumentował Wierzuk. W przeciwnym razie, jak zaznaczył, gmina nie będzie miała za co budować chociażby dróg czy chodników. Tłumaczenia wójta nie przekonały mieszkańców.
- Jak pan startował w wyborach, to mówił pan, że najważniejszy jest człowiek. Czy ten, który ma dużo pieniędzy, czy każdy? – dopytywał jeden z uczestników spotkania.
- Po czyjej stronie pan stoi? Inwestora czy naszej? - padło z sali. Wierzuk odpowiadał, że gmina musi działać zgodnie z prawem, a wszystkie czynności administracyjne podjęte w sprawie planowanych inwestycji są w zgodzie z przepisami.
SMRÓD, ZNISZCZONE DROGI I TURYSTYCZNY KRACH
Najwięcej pytań i uwag mieli jednak mieszkańcy do szefa „Agroneksu”. Przeraża ich zwłaszcza skala przedsięwzięcia, jakim ma być zaprojektowana na 13,7 megawata biogazownia. Według ich wiedzy gospodarstwo Ronkiewicza nie zdoła wyprodukować koniecznych do jej funkcjonowania komponentów i te trzeba będzie zwozić do Julianowa, niszcząc i tak już mocno wysłużoną drogę. Obawy budzi też perspektywa uciążliwego smrodu, z którym, na skutek dotychczasowej działalności „Agroneksu” i tak mają już do czynienia. Z sali raz po raz padały przykłady na poparcie skarg mieszkańców. Piotr Jackowicz prowadzący w Sąpłatach ośrodek wypoczynkowy „Silezia” opowiadał o przypadku, kiedy goszczące w nim dzieci trafiły z powodu wymiotów do szpitala w Biskupcu po tym, jak na pobliskie pola wylano kurzy nawóz. Z kolei jedna z mieszkanek opisywała, jak już teraz wygląda droga z Julianowa do Dźwierzut, po której przemieszczają się samochody z gospodarstwa Ronkiewicza.
- Cała zniszczona, oblana obornikiem, gnojowicą. Jak się po niej jedzie samochodem osobowym, to całe podwozie jest oblepione gnojem. Wstyd pojechać do Szczytna – żaliła się kobieta. Z kolei gospodarujący w pobliżu inwestora Romuald Tański, członek zarządu Warmińsko-Mazurskiej Izby Rolniczej przekonywał, że biogazownia przysporzy więcej kłopotów niż korzyści.
- Ta gigantomania, którą pan planuje na pańskim potencjale rolnym nie ma najmniejszych szans – zwracał się do Ronkiewicza. Według niego surowiec z gospodarstwa szefa „Agroneksu” pokryje tylko 1/6 potrzeb biogazowni. Resztę komponentów trzeba będzie do Julianowa przywieźć.
- To koncentracja przemysłu śmierdzącego. To, co już tu działa jest wystarczająco uciążliwe – mówił Tański. Zwracał też uwagę, że gmina, przystępując do sporządzenie planu zagospodarowania przestrzennego Sąpłat i okolic, przeznaczyła te tereny pod zabudowę rekreacyjną. Wielu ludzi zainwestowało tu z myślą o turystyce. Z powodu planowanych inwestycji, mogą stracić dorobek życia. W podobnym tonie wypowiadali się inni uczestnicy zebrania.
- Pięć lat temu przyjechaliśmy do Sąpłat pierwszy raz. Każdy się zachwycał, jaka piękna natura. Teraz, jak przyjeżdżają do mnie znajomi to od razu pytają co tak śmierdzi – mówił jeden z mieszkańców.
NIE ZASZKODZĘ, A POMOGĘ
Zbigniew Ronkiewicz próbował przekonywać zebranych, że planowane przez niego inwestycje nie niosą ze sobą żadnego zagrożenia.
- Jestem święcie przekonany, że ja nikomu nie zaszkodzę na tym terenie, o ile nie pomogę – mówił, wywołując tymi słowami śmiech na sali. Jak tłumaczył, właśnie dzięki biogazowni smród zniknie, bo wykorzystywana do produkcji energii gnojowica będzie transportowana do instalacji podziemnymi rurociągami. Pozostałości poprodukcyjne zaś, jak wyjaśniał, sprzedawane jako nawóz praktyczne nie mają żadnego zapachu. Jego zdaniem problemy związane z funkcjonowaniem słynnej z fetoru biogazowni w Liszkowie wynikają z tego, że wykorzystuje ona jeden surowiec, w dodatku sprowadzony z zewnątrz i wymagający magazynowania. To właśnie powoduje uciążliwości zapachowe. Zapewniał mieszkańców, że u niego takiej sytuacji nie będzie.
Ci nie dawali jednak temu wiary i żądali konkretów dotyczących funkcjonowania inwestycji. Powoływali się na przykład Czarnobyla, gdzie też wszystko miało działać bez zarzutu, a jednak doszło do tragicznej w skutkach awarii. Poirytowany Ronkiewicz powtarzał, że „zostali zbuntowani” i „naszprycowani jedną prawdę” podawaną im przez ekologów oraz prasę. Próbował przekonywać, że dzięki jego działalności wielu mieszkańców ma pracę. Obecnie, jak podawał, zatrudnia około 150 osób. Kolejne 15 – 20 mogłoby liczyć na pracę w biogazowni. Jednak i to nie bardzo przekonało uczestników zebrania.
- Jeśli chce pan prowadzić tu działalność, to proszę nas wykupić i my się wyniesiemy z tego smrodu – mówili mieszkańcy.
MAŁO KONKRETÓW
Sołtys Monika Madrak zażądała od Ronkiewicza, by na następnym spotkaniu przedstawił szczegółowe wyliczenia dotyczące funkcjonowania biogazowni. Inwestor zareagował jednak nerwowo.
- Proszę sobie to wybić z głowy – odpowiadał, dodając, że wszystkie konkrety są w raporcie oddziaływania na środowisko. Jednoznacznego stanowiska nie zajął wójt Wierzuk. Zapowiedział jedynie, że zwoła kolejne zebranie po tym, jak w sprawie biogazowni wypowie się Samorządowe Kolegium Odwoławcze.
- Nie powiem, że zabronię budowy, bo nie mogę – mówił. Przyznał jednak, że i on ma wątpliwości związane ze skalą przedsięwzięcia i także poprosił Ronkiewicza o więcej konkretów. - Musi być jasność w tej sprawie, za mało danych mieszkańcy usłyszeli– stwierdził.
Ewa Kułakowska,(o)/fot. A. Olszewski, internet