Narty, mała wieś w gminie Jedwabno, przeżywa prawdziwy najazd polityków. Właśnie w tej miejscowości, na skutek roszczeń obywateli Niemiec, pierwsze polskie rodziny utraciły już prawo do zamieszkiwania w swoich domach. Goszczący tu w ubiegłym tygodniu premier Jarosław Kaczyński zapowiedział, że wobec tej sytuacji państwo polskie nie będzie dłużej pozostawało bierne. galeria >>posłuchaj >>

Narty, mała wieś w gminie Jedwabno, przeżywa prawdziwy najazd polityków. Właśnie w tej miejscowości, na skutek roszczeń obywateli Niemiec, pierwsze polskie rodziny utraciły już prawo do zamieszkiwania w swoich domach. Goszczący tu w ubiegłym tygodniu premier Jarosław Kaczyński zapowiedział, że wobec tej sytuacji państwo polskie nie będzie dłużej pozostawało bierne.

Nie oddamy Niemcom Nart

CHCEMY REWOLUCJI

Miesiąc po wizycie czołowych polityków LPR z wicemarszałkiem sejmu Januszem Dobroszem na czele, w czwartek (26 lipca) Narty odwiedził sam szef rządu Jarosław Kaczyński. Przyjechał, by uspokoić zatrwożonych o swój dalszy los mieszkańców i obiecać im, że państwo polskie nie będzie dłużej biernie przyglądać się tej sytuacji.

- Obywatele naszego kraju zamieszkujący te ziemie muszą mieć taką samą pewność swojej własności, jak mieszkańcy innych części Polski. Będziemy dążyć do takich zmian w prawie, które ostatecznie zabezpieczą i wykluczą decyzje, z którymi mieliśmy do czynienia w przypadku sołectwa Narty - mówił premier.

Zapewnić to mają przygotowywane właśnie dwie ustawy dotyczące ostatecznego uporządkowania ksiąg wieczystych i automatycznego przekształcenia wieczystego użytkowania w prawo własności.

- Chcemy rewolucji własnościowej. Na tych ziemiach Polacy powinni być właścicielami wszystkiego, co jest realnie w ich posiadaniu - deklarował szef rządu, zbierając oklaski. - Jest tylko opór Trybunału Konstytucyjnego, ale mam nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy zostanie on zmniejszony - dodawał.

Zwracał przy okazji uwagę, że problem roszczeń mógłby być już w zarodku rozwiązany, gdyby strona niemiecka, jak proponował polski rząd, wzięła na siebie wypłatę odszkodowań.

- Niemcy tego nie chcą - mówił premier. - Wielokrotnie tę sprawę poruszaliśmy, ale zawsze słyszymy od nich: nie.

ZŁE SĄDY

Podobnie jak w wypowiedziach wicemarszałka sejmu, także i z ust premiera padło wiele gorzkich słów pod adresem polskich sądów i środowiska prawniczego.

- Musi być zupełnie jasne, że obowiązkiem sądów jest działanie zgodne z polską racją stanu i polskim interesem narodowym. Jest oburzające, jeśli się tego rodzaju względami w ramach prawa nie kierują. Obawiam się, że mieliśmy tutaj do czynienia z taką sytuacją - ubolewał premier.

Zwracał też uwagę na powstanie swego rodzaju �przemysłu prawniczego�. Tworzą go adwokaci, którzy nie tylko przyjmują zlecenia na prowadzenie spraw roszczeniowych, ale sami wręcz zajmują się wyszukiwaniem potencjalnych klientów.

- Zaczyna powstawać bardzo niebezpieczny mechanizm, który musimy zastopować - zapowiadał premier.

CO Z NAMI BĘDZIE?

Spotkanie z premierem odbywało się na posesji Stanisława Rudzkiego, byłego sołtysa Nart. On także czuje się zagrożony, spodziewając się w każdej chwili wniosku o zwrot dzierżawionej przez niego nieruchomości.

- Nie wykupiłem mieszkania, bo czekam, aż Rada Gminy, wzorem innych samorządów, obniży wartość budynku. Dziś na to mnie nie stać, bo mam tylko 500 zł emerytury - żalił się premierowi Stanisław Rudzki. Z podobnych powodów nie nabył na własność dzierżawionych 80 arów gruntu. Jednak w znacznie gorszej sytuacji od niego są rodziny Moskalików i Głowackich, które do końca przyszłego roku muszą się wyprowadzić ze swoich domostw.

- Co dalej z nami będzie, my siedzimy jak na bombie - lamentowała Władysława Głowacka.

Swoim dramatem dzielił się też z premierem Tadeusz Zagoździński, fotoreporter, warszawiak, który kilka lat temu osiadł na stałe w Nartach:

- Panie premierze, mam tutaj swój dom, a ta Niemka chce, abym wynosił się z jej ziemi, którą wygrała w sądzie.

- Będziemy szukać jakiegoś wyjścia - odpowiadał premier, zaznaczając, że w przypadku prawomocnych wyroków będzie to bardzo trudne. - Na pewno pomożemy, przekażemy odpowiednie środki, żeby się państwu krzywda nie stała - zapewniał. - Mamy tutaj do czynienia z sytuacją nadzwyczajną, trzeba rodakom pomóc.

JAGODY I KURKI

Decyzja o tym, że przy okazji wizyty w Nidzicy, premier zrobi wypad do Nart, zapadła niemal w ostatniej chwili. Siedząc na werandzie w towarzystwie mieszkańców wsi, premier Kaczyński zdradził, że uparł się, aby tu przyjechać. Dlaczego?

- Ta miejscowość stała się symbolem zagrożenia, któremu musimy się przeciwstawić. To zagrożenie to destabilizacja polskiej własności na ziemiach północnych i zachodnich - uzasadniał. W kuluarowych rozmowach przyznawał, że początkowo przestraszył się nazwy gminy, w której leżą Narty, sądząc, że chodzi o ... Jedwabne.

Na pożegnanie towarzyszący premierowi senatorowie Jerzy Szmit i Dorota Arciszewska-Milewczyk, szefowa Powiernictwa Polskiego, wręczyli mu zebrane w pobliskim lesie kurki i czarne jagody.

- Dziękuję, ale ja nie będę tego brał, bo później się ma ... - próbował bronić się przed jagodami premier.

- Ale to na potem. Do pierogów, albo ze śmietaną - skutecznie zmiękczyła jego opór senator Dorota Arciszewska-Milewczyk.

Przed wejściem do limuzyny szef rządu spytał jeszcze: - Gdzie jest jezioro?

- Po drugiej stronie drogi - odpowiedzieli gospodarze. Na pobieżne chociażby obejrzenie perełki powiatu szczycieńskiego premier nie miał już jednak czasu.

Andrzej Olszewski/Fot A.Olszewski