Rozmowa z byłym wójtem gminy Dźwierzuty Tadeuszem Frączkiem
- Chyba nie takiego rozstania z urzędem spodziewał się Pan, obejmując stanowisko wójta cztery lata temu. Najpierw wyrok sądu apelacyjnego uznający Pana za kłamcę lustracyjnego, później w konsekwencji uchwała rady gminy o wygaszeniu mandatu i wyrok sądu okręgowego podtrzymujący tę decyzję, a wreszcie spóźnienie się o dzień z odwołaniem do sądu apelacyjnego. Samo pasmo porażek. Pewnie Pan żałuje, że się zdecydował na przygodę w samorządzie?
- Nazwanie mnie kłamcą lustracyjnym jest w pewnym sensie pójściem drogą na skróty. Gdybym coś miał na sumieniu i tego się bał, bym mataczył świadomie, żeby sprawę ukryć. Tymczasem natłok obowiązków i zbędna rutyna spowodowały, że nie zajrzałem do ustawy i rzecz skojarzyłem z pracą w Służbie Bezpieczeństwa, z którą mnie w życiu nic nie łączyło. Gdybym napisał, że przez jeden rok akademicki pracowałem w Akademii Spraw Wewnętrznych (nikt mnie zresztą nie pytał czy chcę) nic by złego z tego dla mnie nie wynikało. Jednym słowem chwila nieuwagi uruchomiła cały łańcuszek negatywnych następstw. A przygody z samorządem nie żałuję. Kiedy mi zaproponowano wystartowanie na wójta, po kilku dniach wahań się zgodziłem. Moja decyzja była podyktowana tym, że czułem się jeszcze na siłach i chciałem coś dobrego zrobić dla swej małej ojczyzny, bo przecież ona - ziemia właśnie dźwierzucka wydała mnie ze swego łona. Powiem nieskromnie, gmina kierowana przez moją ekipę doznała znaczącego skoku cywilizacyjnego. Nie ma bowiem pola, na którym nie odcisnęła się ręka naszej działalności.
- Dlaczego nie ustąpił Pan ze stanowiska wójta po uprawomocnieniu się wyroku sądu apelacyjnego?
- Zadecydował czynnik inwestycyjny, trzeba było kontynuować rozpoczęte zadania. Jedna nieroztropna decyzja mogła zniweczyć cały nasz wysiłek i roztrwonić zaangażowane już środki unijne i samorządowe. Na pewno nie chodziło o moją sytuację materialną. Gdybym nie miał z czego żyć to może bym się pchał, żeby za każdą cenę zostać. Ja mam emeryturę i wystarcza mi ona w zupełności.
- Trwanie na stanowisku wójta, mimo przegranej sprawy, nie było z pańskiej strony honorowe. Tak uważa większość radnych.
- Nie mogą oni być w tej sprawie arbitrami. Od początku moich rządów kierowali się zasadą: "im gorzej dla wójta, tym lepiej dla nas".
- Podobno czynnikiem zapalnym był Pana zastępca, od lat toczący spory z radnymi tworzącymi dziś rządzącą koalicję. Gdyby się go Pan pozbył, wśród swoich oponentów, którzy to sugerowali, zyskałby Pan sojuszników.
- Mieli taki plan, aby najpierw "wybić mi trzy zęby", czyli wyeliminować moich najbliższych współpracowników: wicewójta Śmieciucha, kierownika gospodarstwa pomocniczego Leszka Deca i radnego Kalinowskiego. Gdybym poddał się ich woli, na koniec "skonsumowaliby" mnie. Między mną a radą relacje były cały czas napięte. Na tej szarpaninie straciłem sporo zdrowia.
- Z ulgą więc Pan odchodzi?
- Na swój sposób tak. Z drugiej strony jest jakaś satysfakcja, bo wiele rzeczy mojej ekipie udało się zrobić. Jesteśmy w trakcie realizacji wielomilionowych inwestycji, czego za poprzednich lat nie sposób było uświadczyć.
- Co Pan ma zamiar teraz robić?
- Na pewno odpocznę jakiś czas.
- W czasie zbliżającej się kampanii wyborczej będzie stał Pan z boku?
- Zdecydowanie nie. Tyle dobrego zrobiliśmy w tej kadencji, że warto by było, aby przyjęta linia była kontynuowana. Bardzo wiele swoich cech, jeśli chodzi o osobowość, dostrzegam w Leszku Decu, którego będę wspierał w wyborach na wójta gminy. Temu człowiekowi można zaufać pod każdym względem.
- Pod adresem gospodarstwa pomocniczego, którym kieruje, padały ze strony radnych zarzuty o niegospodarności.
- Badały to wszystkie ważne organy państwa, łącznie z RIO i poza drobnymi uchybieniami zarzuty się nie potwierdziły.
- Dec był wcześniej policjantem. Czy to wzmocni jego szanse wyborcze, czy osłabi?
- Społeczeństwo już go zweryfikowało. Przez dwie kadencje pełnił funkcję radnego. To najlepszy dowód na to, że ludzie mają do niego zaufanie. Mój przykład jest podobny.
- W gminie Dźwierzuty zapowiada się rekordowa w powiecie lista kandydatów na wójta. Z czego wynika taki pęd do władzy, biorąc pod uwagę i to, że samorząd należy do najbiedniejszych w województwie.
- Chyba nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności jaka będzie na nich ciążyć.
- Kto ma największe szanse na zwycięstwo? Może Pana poprzednik Czesław Wierzuk?
- Rzeka do pierwotnego koryta nie zwykła powracać. Ćwierć wieku na tym stolcu powinno wystarczyć. Przez te cztery ostatnie lata ludzie doświadczyli, że może być inaczej, że gminą i to zdecydowanie skuteczniej może rządzić ktoś inny niż Czesław Wierzuk.
- Wśród potencjalnych kandydatów wymienia się obecną skarbnik gminy.
- Na jej temat nie chcę się wypowiadać, ale nie daję jej najmniejszych szans.
- Może więc Dariusz Lepczak, radny powiatowy?
- Panuje opinia, że rozmaitych rzeczy się w życiu imał, ale na ogół nieskutecznie.
- Zostaje jeszcze pani Furtak, naczelnik poczty.
- W tym przypadku może odezwać się syndrom pani Górskiej. Ludzie mogą dojść do przekonania: "tyle razy były chłopy, dajmy szansę kobiecie". Ciężko by jednak miała na tym stanowisku. Ja wierzę, że wygra jednak Leszek Dec.
Rozmawiał:
Andrzej Olszewski