No i proszę. Wystarczy wyjechać z miasta Szczytno na niecałe trzy tygodnie, a człowiek po powrocie nie może uwierzyć, że aż tyle spraw go ominęło.
Zapewne nikogo z państwa nie zdziwi, że jestem wiernym czytelnikiem „Kurka Mazurskiego”. Toteż po powrocie z wczasów sięgnąłem natychmiast po trzy kolejne, nieznane mi numery. No i co ja tam widzę?
Najpierw dyskusja o propozycji zwiększenia udziału kobiet w polityce poprzez wprowadzenie parytetu gwarantującego paniom równą z mężczyznami liczbę miejsc na listach wyborczych. Zaskoczył mnie szeroki rozrzut opinii pośród wypowiedzi znanych mi osobiście pań i panów.
Przy tak podzielonych zdaniach ośmielę się dorzucić swój kamyczek na ten temat. Mnie osobiście z kobietami zawsze świetnie pracowało się i pracuje. Niemniej dawno już wyrobiłem sobie negatywną opinię o współpracy prominentnych pań między sobą. Otóż jeśli spotka się dwóch panów prezesów na poważnych bussinesowych rozmowach, to obaj, tytułując się nawzajem „panie prezesie” odczuwają niejaką dumę, że nie rozmawiają z byle kim, tylko z prezesem niezwykle ważnym! Tymczasem dwie panie prezes, wprawdzie także będą namiętnie tytułować się mianem prezesa (prezeski?), ale każda z nich, patrząc w oczy tej drugiej, będzie sobie w duchu myślała: „jakim cudem ta zdzira została prezesem?”
I to jest ta podstawowa różnica, która OCZYWŚCIE nie dotyczy znanych mi prezesek ze Szczytna! Moja opinia, bowiem, opiera się na spostrzeżeniach sprzed wielu, wielu lat!
Bardzo ucieszyła mnie wiadomość o nominacji zespołu Hunter do nagrody Fryderyka. Heavymetal nie jest moją ulubioną muzyką. Ale potrafię docenić jego niełatwe w odbiorze walory. Nauczyła mnie tego moja trzydziestoletnia córka, wielbicielka Huntersów i Pawła Grzegorczyka osobiście. Zawsze do mnie dzwoni z Warszawy z prośbą o bilety, kiedy usłyszy, że jakiś koncert zespołu przygotowywany jest w Szczytnie. Czy nagroda będzie, czy nie; już sama nominacja jest wyróżnieniem. Gratuluję.
W tymże numerze „Kurka” zaciekawiła mnie informacja o wizycie w Zespole Szkół nr 2 hiszpańskiego kucharza Carlosa Gonzales – Tejera. Sam właśnie wróciłem z hiszpańskiej Andaluzji. A tam mieszkałem w zaprzyjaźnionym domu - miałem więc do dyspozycji kuchnię i wszelki sprzęt do kucharzenia. Jako maniak kulinarny, z owej kuchni niemal nie wychodziłem. Kupowane na targu świeże ryby (około sześćdziesięciu gatunków), a także kałamarnice, kalmary, ośmiornice oraz wszelkiego rodzaju małże i skorupiaki stały się moją gastronomiczną specjalnością. Żałuję, że nie miałem okazji spotkać pana Carlosa. Miałbym wówczas szansę skonsultować z nim kilka własnych pomysłów, jakie zrealizowałem w hiszpańskim domu, ku zdumieniu miejscowych. Szczególnie przypadła im do gustu pieczeń z tuńczyka wykonana na wzór wołowej sztufady, to jest naszpikowana słoninką i czosnkiem, a przyprawiona nieznanym w Andaluzji majerankiem. Innym moim wkładem w kuchnię międzynarodową były przegrzebki (oceaniczne muszle świętego Jacka) zapieczone pod beszamelem z mazurskimi suszonymi grzybami.
Zbulwersowała mnie, w kolejnym numerze „Kurka”, informacja o rezygnacji Arkadiusza Niewińskiego z udziału w pracach zespołu doradczego przy burmistrzu miasta. Arka znam jeszcze z czasów, gdy był powiatowym szefem policji. Od dawna zaliczam go do najbliższych przyjaciół, a jego opinie w wielu sprawach zawsze szanowałem. Toteż uważnie przeczytałem o zasadach podziału publicznych pieniędzy. I oto nasunęło mi się ciekawe spostrzeżenie. W tym samym numerze szczycieńskiego tygodnika zamieszczono artykuł „Rok ważnych rocznic”, w którym zapowiedziano, że miasto przygotowuje się do obchodów 650-lecia lokacji wsi Bartna Strona. Z tego co wiem, to jedynym zachowanym, historycznym obiektem wymienionej wsi jest Chata Mazurska, będąca pod opieką Towarzystwa Przyjaciół Szczytna. Więc jak to się dzieje, że akurat na potrzeby tego, zabytkowego obiektu, w jubileuszowym akurat roku odmawia się dotacji? Zresztą jakże skromnej.
Andrzej Symonowicz