Na początku lutego odkurzony został na chwilę Związek Gmin Mazurskich "Jurand". Tylko po to, by postanowić ostatecznie o tym, że musi być formalnie zlikwidowany. Miasto jest przekonane, że swoje zobowiązania wobec Związku ma uregulowane. Czy jednak wojewoda tę opinię podzieli?

Przypomnijmy, że od co najmniej dwóch lat ZGM "J" istnieje tylko na papierze, a od czasu, gdy sprawujący władzę noszą numer cztery, nie ma komu podejmować decyzji. Rzecz bowiem w tym, że w ciągu poprzedniej trzeciej kadencji gminy w większości wystąpiły ze związku. Niektóre zmieniały swe decyzje kilkakrotnie, co sprawia, że na dzień dzisiejszy nikt do końca nie wie, jak to z tym związkiem jest. Pewne natomiast jest to, że nie ma kto go reprezentować. Dotychczas bowiem każda z gmin, na początku kadencji, wybierała swych delegatów, którzy de facto tworzyli związkowe ciało. Można by uznać, że takimi delegatami, wobec braku zmian, pozostają ci, których wyłoniono na początku trzeciej kadencji samorządowej, ale znakomita większość z tych przedstawicieli nie jest już z samorządami związana i nie może reprezentować ich interesów.

Te między innymi kwestie były tematem spotkania, zorganizowanego przez starostę Kijewskiego na początku lutego. Udział w nim wzięli dotychczasowi członkowie - reprezentanci związku oraz samorządowcy, między innymi członkowie dawnego zarządu związku z przewodniczącym Andrzejem Kabałą na czele. Ich głównym ustaleniem było to, że wystąpią do wojewody z oficjalnym wnioskiem o wszczęcie procedury likwidacyjnej.

- Właściwie wojewoda powinien to zrobić już ze trzy lata temu, kiedy do RIO przestały wpływać projekty budżetu "Juranda" - mówi Wiesław Markowski, były wójt Wielbarka i członek zarządu Związku.

List - wniosek do wojewody podpisali byli członkowie zarządu i został on wysłany w połowie lutego. Jak wojewoda rozwiąże kwestie zadłużenia, jakie wciąż jeszcze spoczywa na związku z tytułu modernizacji budynku PCRE przy ul. Pasymskiej w Szczytnie - nikt nie wie. Pracy dobrego zespołu księgowych wymagałoby dziś ustalenie - ile to zadłużenie obecnie wynosi, skoro już trzy lata temu każdy dzień zwłoki w płatności przynosił wzrost zadłużenia o około 600 zł. Niektóre gminy, zmuszone wyrokami sądowymi, zapłaciły swą część zadłużenia, inne nie. W przypadku Szczytna proces nie jest zakończony, ale od z górą dwóch lat znajduje się w fazie zawieszenia.

W 2001 roku już miasto otrzymało wezwanie do zapłacenia kwoty 365 tysięcy złotych, jako swego udziału w inwestycyjnym zadłużeniu.

- Zapłaciliśmy nawet więcej, bo 368 tysięcy, wykupując zajęte przez komornika wyposażenie ośrodka, płacąc pieniędzmi, które otrzymaliśmy z ministerstwa - przypomina Hanna Żylińska, skarbnik miasta. Nie ma jednak pewności, czy w procesie likwidacji nie okaże się, że miasto w swym budżecie (podobnie zresztą jak i ościenne gminy), nie będzie musiało ponownie szukać pieniędzy. - W końcu budynek stanowi własność miasta - konkluduje.

(hab)

2004.02.18