Projekt zakładający budowę pierwszej w naszym
kraju elektrowni wykorzystującej wyłącznie energię odnawialną trafił na biurko wójta gminy Szczytno.
Ogromna inwestycja, według zapewnień jej pomysłodawcy, nieszkodliwa dla środowiska, napotkała na opór mieszkańców wsi położonych w sąsiedztwie projektowanego obiektu. Inwestorowi zarzucają łamanie prawa, a władzom samorządowym lekceważenie opinii publicznej. Na skutek protestów inwestor wycofał się z pomysłu.
PIERWSZA W POLSCE
Wniosek o uzgodnienie warunków zabudowy bioelektrowni w Dębówku wpłynął do Urzędu Gminy Szczytno jesienią ubiegłego roku. Dokumenty złożyła spółka ABLINED reprezentowana przez właściciela firmy AGRONEX Zbigniewa Ronkiewicza. Projekt zakłada, że w pobliżu Szczytna, w bezpośrednim sąsiedztwie fermy kurzej w Dębówku powstanie obiekt pod wieloma względami pionierski. Źródłem energii będzie spalanie gazu uzyskanego w procesie fermentacji kurzego pomiotu, drobiowej padliny, resztek poubojowych i topinamburu. Elektrownia ma zużywać 500 ton surowca w ciągu doby. Według projektanta, inżyniera Kazimierza Kozimora technologia jest przyjazna środowisku i nie prowadzi do powstawania szkodliwych odpadów. Jedyny produkt spalania to granulat, który można z powodzeniem wykorzystywać do nawożenia pól, zwłaszcza przy uprawach warzywnych. W elektrowni, oprócz prądu, produkowany będzie również olej napędowy - tzw. biodiesel. W Polsce podobnych obiektów na razie nie ma, ale na ich budowę mocno naciska Unia Europejska. Zgodnie z unijnymi dyrektywami, do roku 2020 energia odnawialna ma stanowić 15% ogólnego zużycia. Koszty przedsięwzięcia są bardzo wysokie i oscylują w granicach 100 mln złotych. Wiadomo jednak, że zwrot części nakładów poniesionych w związku z budową tego typu obiektów będzie można uzyskać w ramach unijnego programu operacyjnego „Infrastruktura i Środowisko”.
NA BAKIER Z PRAWEM
Pod koniec stycznia wójt gminy Szczytno opublikował obwieszczenie, w którym zawiadamia o wszczęciu procedury w sprawie wydania decyzji o ustaleniu warunków zabudowy dla przyszłej bioelektrowni. Wiadomość mocno zaniepokoiła mieszkańców okolicznych wsi. W pierwszych dniach lutego do Urzędu Gminy Szczytno wpłynął protest, podpisany przez społeczność Dębówka i kilku sąsiednich miejscowości. Jego autorzy ostrzegają przed negatywnymi skutkami realizacji przedsięwzięcia, m.in. skażeniem środowiska, pozbawieniem unijnych dopłat okolicznych rolników, upadkiem lokalnego handlu i turystyki oraz chorobami związanymi z nadmiernym nagromadzeniem fekaliów. Panie Ronkiewicz i pozostali wspólnicy tej strasznej inwestycji, wyjedźcie ze swoimi pomysłami tam, skąd się pojawiliście - kończą swoje pismo mieszkańcy.
- To nie są nasze przypuszczenia i nie kierujemy się wyłącznie emocjami. To, że inwestycja będzie szkodliwa, wynika jasno z przepisów - mówi Tadeusz Sudak ze stowarzyszenia ekologicznego „Piękne Dąbrowy”, działającego, według jego założycieli, na rzecz ochrony walorów przyrodniczych ziemi szczycieńskiej. Oprócz niego w rozmowie z „Kurkiem” uczestniczyła dwójka innych członków stowarzyszenia: Halina Dzieżyk i Antoni Świetlikowski oraz były wiceburmistrz Szczytna Jerzy Anderszewski. Tadeusz Sudak wyjaśnia, że zawarte we wniosku stwierdzenia o znikomej szkodliwości inwestycji są fałszywe w świetle rozporządzenia Rady Ministrów z 2002 r., w którym skatalogowane zostały przedsięwzięcia mogące w znacznym stopniu negatywnie oddziaływać na środowisko. Z rozporządzenia wynika, że zarówno same parametry planowanej bioelektrowni, jak i poszczególne wchodzące w jej skład urządzenia (m.in. wewnętrzna oczyszczalnia ścieków czy instalacja do wytwarzania paliwa i zasieki na kiszonki o powierzchni 4 ha) należą do tego rodzaju inwestycji. Tadeusz Sudak zwraca również uwagę, że wniosek ABLINEDU powinien być załatwiony negatywnie. Dlaczego? Dębówko leży w strefie chronionego krajobrazu pojezierza olsztyńskiego, ustanowionej dokumencie wojewody z 2003 roku. W tym samym dokumencie czytamy, że we wspomnianych strefach zakazuje się lokalizowania jakichkolwiek nowych przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko. Jednak zdaniem członków stowarzyszenia kolizja inwestycji z przepisami to jeszcze za mało, żeby przesądzać o szansach jej realizacji.
- Rygorów przewidzianych przez prawo nie dostrzega władza. W przeszłości o nieprawidłowościach związanych z funkcjonowaniem fermy pana Ronkiewicza informowaliśmy samorządy i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Skutecznej reakcji z ich strony się nie doczekaliśmy - uważają członkowie stowarzyszenia. Dowiedzieliśmy się od nich, że mieszkańcy wsi sąsiadujących z fermą już od dłuższego czasu skarżą się na emitowany przez AGRONEX odór, ścieki przedostające się do jeziora Fręczek oraz pojawiające się w lecie plagi much. Zakład odwiedziło kilka kontroli. Jedną z nich przeprowadzili w maju 2007 r. kontrolerzy WIOŚ, ujawniając m.in. fakt niezgodnego z przepisami spalania na terenie fermy odpadów komunalnych i organicznych. Od przeszło pół roku toczy się postępowanie w sprawie wstrzymania w niej produkcji wszczęte przez inspektorat. Powodem jest brak tzw. pozwolenia zintegrowanego, wymaganego przy przedsięwzięciach mogących pogorszyć stan środowiska.
Jerzy Anderszewski, który na własną rękę zainteresował się sprawą bioelektrowni zwraca uwagę, że informację dla szerokiego odbiorcy powinny poprzedzić ekspertyzy niezależnych fachowców i opinia rad: gminnej, powiatowej i miejskiej.
- Wójt nie powinien straszyć mieszkańców bioelektrownią. Jego zadaniem jest albo ten pomysł odrzucić, albo przekonać do niego mieszkańców - sugeruje Jerzy Anderszewski. Dodaje, że wątpi w realność całej inwestycji.
ZA WCZEŚNIE NA PROTESTY
Tymczasem wójt Sławomir Wojciechowski protest mieszkańców uznał za przedwczesny i całkowicie nieuzasadniony. Podkreśla, że na tym etapie procedury administracyjnej nie sposób przesądzać o negatywnych skutkach danej inwestycji na otoczenie ani nawet o jej realności.
- Tak naprawdę, to oni nawet nie wiedzą dokładnie, przeciwko czemu protestują - twierdzi wójt. W celu właściwej oceny wniosku gmina zleciła już niezależnej firmie ekspertyzę architektoniczną, w najbliższym czasie opinie mają wydać również fachowcy w dziedzinie ochrony środowiska. Na sobotę (9 lutego) zaplanowano w Dębówku spotkanie z mieszkańcami poświęcone bioelektrowni.
INWESTOR SIĘ WYCOFUJE
O szanse realizacji inwestycji zapytaliśmy w piątek (8 lutego) Zbigniewa Ronkiewicza. Na wstępie właściciel AGRONEXU oznajmił nam, że... rezygnuje z zamiaru budowy bioelektrowni. Nie kryje, że do podjęcia takiej a nie innej decyzji skłoniły go protesty miejscowych.
- Już w zeszłym roku przeciwko mojej firmie rozpoczęła się kampania, zainicjowana przez kilka nieżyczliwych mi osób. Ściągnęli tu kontrole, które niczego nie wykazały. Jestem spokojnym człowiekiem i nie chcę dalej walczyć z wiatrakami - tłumaczy szef AGRONEXU. „Nieżyczliwe osoby” to według niego m.in.ludzie, których wcześniej pozwalniał z pracy albo tacy, którzy się o nią starali, ale ich podania zostały odrzucone. Zapewnia, że jego inwestycja nie byłaby uciążliwa dla mieszkańców i nie kłóciłaby się z istniejącymi przepisami.
- Sam proces fermentacji odbywa się w zamkniętych pojemnikach, problem smrodu nie istnieje. A od rozporządzenia wojewody, na które powołują się moi przeciwnicy istnieje wyjątek - na obszarach chronionego krajobrazu można budować urządzenia użyteczności publicznej, a za takie należy z pewnością uznać elektrownię - twierdzi Ronkiewicz. Brak pozwolenia zintegrowanego tłumaczy przeciągającymi się procedurami administracyjnymi. Zaprzecza również, jakoby którakolwiek z kontroli odwiedzających fermę stwierdziła jakieś nieprawidłowości.
- Kłopot ze smrodem pojawił się tylko raz i trwał przez kilka dni. Na pewno nie jest to sprawa nagminna - twierdzi Zbigniew Ronkiewicz. Wygląda na to, że jego decyzja będzie miała dalej idące następstwa. Przedsiębiorca zapowiada, że do końca 2012 r. zamierza ograniczyć produkcję w Dębówku i aż o dwie trzecie zredukować zatrudnienie w zakładzie (obecnie pracuje tam około 90 osób). Zapewnia, że bioelektrownię zbuduje i tak, tyle że zrobi to w innym miejscu.
Wojciech Kułakowski/Fot. A. Olszewski, internet