Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Pasymiu będzie miał wkrótce nowego kierownika. Pełniący dotychczas tę funkcję Stanisław Zadykowicz został zwolniony z pracy. Według burmistrza Miusa nie potrafił kierować pracą zakładu i był mało dyspozycyjny. Były kierownik nie ma złudzeń, że padł ofiarą odwetu.

Niedyspozycyjny czy niewygodny

NIC NADZWYCZAJNEGO

Wypowiedzenie umowy o pracę Stanisław Zadykowicz otrzymał 22 stycznia. Decyzja burmistrza Bernarda Miusa wzbudza spore emocje. Wiadomo, że obydwaj panowie nie byli ze sobą w najlepszych stosunkach. W 2005 roku obecny burmistrz, pełniący w pasymskim zakładzie komunalnym funkcję głównego specjalisty, został zdegradowany do rangi traktorzysty i inkasenta. Od tego czasu przebywał na zwolnieniu lekarskim.

Usunięcie Zadykowicza ze stanowiska Mius tłumaczy przede wszystkim fatalnym funkcjonowaniem zakładu.

- Od dawna docierały do mnie skargi mieszkańców, narzekających na jakość usług świadczonych przez ZGKiM. Dochodziło również do zatargów między pracownikami. Pan Zadykowicz nie potrafił pokierować zespołem ludzi - wyjaśnia Bernard Mius. Zdaniem burmistrza dużą wadą dotychczasowego kierownika była też jego kiepska dyspozycyjność.

- W razie wystąpienia awarii po godzinach pracy, kierownik zakładu komunalnego powinien być na miejscu i natychmiast reagować. Zbyt często dochodziło do sytuacji, że mieszkańcy byli w takich wypadkach pozostawieni sami sobie - mówi burmistrz Mius. Jednocześnie stanowczo zaprzecza, jakoby jego decyzja była podyktowana chęcią rewanżu na dawnym przełożonym.

- Takie posunięcia nie są niczym nadzwyczajnym. Jako burmistrz odpowiadam za sprawne funkcjonowanie podległych mi jednostek - tłumaczy Mius. Nie ukrywa też, że nosi się z zamiarem przeprowadzenia kolejnych roszad personalnych.

ZŁA STRUKTURA

Nie najlepszą opinię na temat pracy Zadykowicza ma również była burmistrz Lucyna Kobylińska. Jednak jej zdaniem zwolnienie ze stanowiska to zbyt surowy wymiar kary.

- Za fatalny stan zakładu nie jest odpowiedzialna jedna osoba, tylko wadliwa struktura całej jednostki - twierdzi Kobylińska. Według byłej burmistrz pasymski ZGKiM wymagał już od dawna dokapitalizowania i głębokiej restrukturyzacji, polegającej na redukcji stanowisk kierowniczych oraz wyłączeniu z zadań zakładu obsługi wodno-kanalizacyjnej miasta.

Lucyna Kobylińska, która obecnie pełni funkcję kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Pasymiu, jest również podwładną Bernarda Miusa. Odmawia odpowiedzi na pytanie, czy nie obawia się o swoją posadę. Jednak od osób z jej otoczenia dowiedzieliśmy się, że taka możliwość wchodzi w grę.

TO BYŁA ZEMSTA

Stanisław Zadykowicz nie ma złudzeń, że zwolnienie go z pracy było ze strony nowego burmistrza formą odwetu. Uważa, że jako przełożony, postąpił wobec Bernarda Miusa fair.

- Mogłem mu dać wypowiedzenie, ale doszedłem do wniosku, że nie ma co tego człowieka krzywdzić. Moim zdaniem była burmistrz obchodziła się z nim zbyt brutalnie - mówi były kierownik. Do zarzutów burmistrza odnosi się z pokorą. Twierdzi jednak, że jego kłopoty z dyspozycyjnością nie wynikały ze złej woli, ale z miejsca zamieszkania (Stanisław Zadykowicz mieszka w podolsztyńskich Kieźlinach, przyp. W.K).

- W Pasymiu nie znalazł się nikt zdolny do pokierowania zakładem, więc wybór padł na mnie. Nie było to zadanie łatwe, musiałem codziennie dojeżdżać do pracy. Raz zdarzył mi się nawet wypadek drogowy - opowiada Zadykowicz. Potwierdza również, że kierowany przez niego zakład nie funkcjonował właściwie. Ma jednak inne zdanie na temat przyczyn tego zjawiska.

- Ta jednostka od wieków była niedoinwestowana. Brakowało sprzętu i wykwalifikowanej kadry. Dopominałem się o środki. Pani Kobylińska miała własną koncepcję, zorientowaną przede wszystkim na wyeliminowanie swojego rywala, pana Miusa - uważa były kierownik. O swoją przyszłość jest spokojny. Ma pewność, że niebawem znajdzie pracę bliżej miejsca zamieszkania.

Wojciech Kułakowski

2007.02.07