Nie ma nic piękniejszego nad widok spokojnej toni jeziora, w którego wodach przegląda się okalająca je przyroda. Szczególnie latem, podczas upałów uwielbiamy przesiadywać nad takimi brzegami, a zażywanie kąpieli jest chyba wpisane w naszą naturę. My, mieszkańcy Szczytna, mamy niebywałe szczęście - jezior ci u nas dostatek, a ich objazd może sprawić ogromną radość.
Upalna niedziela sama podsunęła pomysł szukania ochłody u leśnego ruczaju. Ale jak to zwykle bywa, grupa samoczynnie podzieliła się na tych, którzy zabrali stroje do kąpieli i tych, którzy ich nie wzięli. Dlatego też po wspólnym pokonaniu trasy Struga - jez. Płociczno - Piduń, nasze rowery rozjechały się. Jeden peleton ruszył na poszukiwanie Złotych Gór w okolicach Muszak. Pozostali udali się na objazd jezior. Najpierw zajechaliśmy nad jez. Śrenie. Ukryte w leśnej głębinie oczko wodne posłużyło nam za wspaniałe miejsce biwaku. Rozsiedliśmy się w niedalekim sąsiedztwie pluskających o pomost fal i rozkoszowaliśmy niepowtarzalnością chwili. Wypłoszyli nas plażowicze, którzy licznie zaczęli nadciągać nad wodę. Wskoczyliśmy więc na rowery i ruszyliśmy przez Piduń, by popatrzeć na jezioro Rekowe. Popatrzeć, bowiem dostępu do brzegu strzegł kolczasty drut. Wprawdzie obozowali tam turyści, ale specyficzne ogrodzenie jednoznacznie sugerowało, że jest to impreza zamknięta. Rozejrzeliśmy się tylko po okolicy i jak to zwykle bywa, podczas naszych wypraw, wdaliśmy się w pogawędkę z trzema paniami.
Było to tak: trzymające się za ręce kobiety stały pod okazałą sosną i głośno się zaśmiewały. A że nasza droga wiodła obok nich, zapytaliśmy o powód radości. Powiedziały, że cieszą się z tego, że znów mogą stać obok swojej ukochanej sosny, pod którą bawiły się jako dziewczynki. Wychowały się w Piduniu, a los rzucił je w różne strony. Martę do Berlina, Ewę do Krakowa, Karolinę zaś do pobliskiej Rekownicy. Wszystkie trzy poznały chłopców, którzy obiecywali pannom złote góry. Kolejno rodzice wyprawiali weseliska i dziewczyny niczym ptaki wyfruwały do mężowskich gniazdek. Najdalej poleciała pierworodna, a jej opowieść o tęsknocie za ojczyzną wzruszyła aż do łez. Bo choć mąż był dobry, to teściowa swoją uszczypliwością zatruwała każdy dzień. Na szczęście Marta przetrwała złe chwile i teraz cieszy się, iż wytrwała w mozolnej wspinaczce na złote góry. Ewie i Karolinie także się powodzi. Teraz siostry każdego roku spotykają się pod ukochaną sosną, a drzewo o trzech wyrastających z jednego pnia konarach wpisuje w swój iglasty baldachim kolejną radość siostrzanej więzi.
Pozostawiliśmy szczęśliwe siostry pod piduńską sosną i przez Rekownicę dotarliśmy do najmniejszego, ale najbardziej urokliwego jeziorka o tajemniczej nazwie Głęboczek. Ponoć w jego głębinach żyją nimfy wodne o giętkich, alabastrowych ciałach, które od czasu do czasu udają turystki. Nic dziwnego, że kąpielisko upodobali sobie młodzi panowie polujący na takie nieziemskie zjawiska. Patrzą w oczy, obiecują złote góry, a nimfy porzucają beztroskie życie i decydują się na wspólną wspinaczkę.
Nacieszywszy oczy widokami falującej wody i poznawszy kilka kolejnych urokliwych zakątków, wróciliśmy do szarej codzienności, która - być może - już wkrótce zawiedzie nas na sam szczyt złotej góry.
Grażyna Saj-Klocek
2004.08.18