Jak mi się wydaje, większość Czytelników sięgnie po „Kurka” tuż po sylwestrze, gdyż w przedbalową środę raczej nikt nie będzie miał na to czasu ani ochoty. Za to już po odespaniu tej ostatniej i jednocześnie pierwszej nocy warto na czymś lekko skołowane oko oprzeć. No to wypada w takim razie udzielić kilku okolicznościowych porad na te piękne niewątpliwie, ale i trudne chwile, kiedy bolą zmęczone nogi, szczypie piasek w oczach, a kocice na co dzień poruszające się bezszelestnie tupią dzisiaj niczym pruski wachmistrz w podkutych butach na paradnej rewii! Nie ma co ukrywać, jako takie doświadczenie w przezwyciężaniu pewnych, że tak powiem, niedogodności pobalowych czerpię niestety nie tylko z literatury. Własnych uzbierało się też troszkę, niestety.
Pierwsza rada, nie ukrywam bardzo trudna do realizacji. Jeżeli czytacie to Państwo jeszcze w łóżku, z lekka przysypiając – postarajcie przemóc niemoc i dowlec się do łazienki. Umycie ząbków, nawet solidnie odruchowo wypucowanych już rano przed złożeniem zmęczonego ciała na wypoczynek, to pierwszy warunek odrodzenia, także moralnego. Gdyby tak jeszcze jeden krok, pod prysznic… Gorąco, zimno, gorąco, zimno… Wiem, brrr! Ale potem jak ciepły i miły jest szlafroczek i zalegnięcie w wygodnym fotelu, oczywiście z „Kurkiem” pod ręką. I z „kogutkiem” czy inną tabletką od bólu głowy oraz szklanką niezbyt gorącej herbaty, mocno osłodzonej i z cytryną. Do dzisiaj jestem wdzięczny i pamiętać będę do końca dni moich właścicielkę pewnego pensjonatu na Mierzei Wiślanej, która wiele lat temu w noworoczny poranek z dużą delikatnością podawała do pokoju tackę z takim właśnie zestawem, gdy usłyszała, że gość zdążył już skorzystać z prysznica.
Wszelka bardziej konkretna myśl o jedzeniu jest w tym momencie daleka od nas niczym kolejny sylwester. Tyle że nasz zmęczony żołądek niestety trzeba pobudzić do aktywności, bo w przeciwnym razie dłuuuugo potrwa zanim jego aktywność przyspieszy likwidację wczorajszego nieumiarkowania barowo – kulinarnego. Ale delikatnie, błagam, delikatnie! Żadnych tfu, bigosów, sałatek z majonezem czy wędlin!
Co bardziej przewidujący mają na podorędziu delikatny bulionik, wcześniej na tę żałobną okoliczność przygotowany. Niektórzy preferują w tym celu barszczyk nasz, narodowy, polski ukochany. Już z XVII wieku pochodzi przepis na „wykwintny barszcz rankiem panom dla kondycyi i humoru podawany”. Przy czym właśnie tenże sylwestrowy miał być tłusty niczym wielkanocny, w przeciwieństwie do postnego wigilijnego. Po wieloletnich próbach jestem jednak zwolennikiem bulionu właśnie. Barszcz cokolwiek ciężki mi się rankiem wydaje. A tak, bulionik czysty, najlepiej mieszany wołowo – drobiowy, też podkreślam niezbyt gorący, do którego wrzucamy żółtko i szybko roztrzepujemy widelcem. Zaczyna się nam powoli stabilizować horyzont, fonia także jakby bardziej już szerszą gamę tonów obejmuje, więc możemy przejść do innych artykułów w naszej ulubionej gazecie.
- Zaraz, zaraz! – wrzaśnie wielbiciel ruchu i świeżego powietrza – a gdzie leczniczy spacerek?
Wszystko w swoim czasie, nasz noworoczny organizm nie zniesie żadnego szoku. Spacerek owszem, koniecznie, ale po ukończeniu lektury, czyli właśnie teraz!
Wiesław Mądrzejowski