Wprawdzie do nowego sezonu jeszcze daleko, ale gdy już stopniały lody na jeziorach (w każdym razie u mnie pod oknem) to warto powoli wrócić z dalekich podróży i rozważań o wyższości kuchni azjatyckiej nad europejską lub odwrotnie. Wracamy więc na dobre do Szczytna i do roboty!
Powrót do naszych lokali po zimie zacząłem więc od samego centrum miasta, gdyż wypuszczanie się w błotnisty interior jest jeszcze cokolwiek ryzykowne.
Zacząć trzeba od nowości, a do takich należy z pewnością nowo otwarta pizzeria „Da Grasso”. Świetnie ulokowana w samym centrum, na zapleczu placu Juranda dostępna właściwie dla każdego kto ruszy w tym kierunku. Miejsce jest „z tradycjami”, bo tuż obok dawnej „Mazurskiej”, gdzie jednak pizzy nigdy w ręcznie pisanym jadłospisie nie było. Na zapleczu doskonale widocznym z okien nowej pizzerii mamy smętne resztki największego gastronomicznego skandalu Szczytna, czyli drewniane budy czynnych latem barów nie barów serwujących byle co, byle jak i z założenia byle komu. Nikt kto odrobinę szanuje własny żołądek nie powinien zbliżać się na odległość zapachu. Prawie dokładnie za ścianą „Da Grasso” działa już od paru lat „Di Naro” i ciekaw jestem jak rozwinie się konkurencja pomiędzy tymi lokalami. To już druga w Szczytnie pizzeria sieciowa (po „Grubym Benku”) ze wszystkimi ich zaletami i wadami. Z pewnością zaletą sieci „Da Grasso” jest wystrój. Standardowy, wypróbowany w 169 lokalach usytuowanych w 99 polskich miastach. Prosty, trochę (przepraszam za slang) „zajebisty”, utrzymany w konwencji czerwono – zielonej. Wygodne, ale „zimne” siedzenia i stoliki, niezłe reprodukcje na ścianach, duże ekrany ustawione na jeden z muzycznych programów telewizyjnych. Niewątpliwą zaletą lokalu jest jadłospis, dokładnie taki sam jaki spotkałem w lokalu tej sieci w Bydgoszczy. Wybór – przewyższający oczekiwania, bo mamy tu w wielu wydaniach pizzę tradycyjną, wegetariańską, z owocami morza, z owocami (rzadkość, bardzo ciekawa!) i z drobiem. Do tego skrzydełka z pieczywem czosnkowym (niestety nie najlepsze, klasa poniżej KFC) i kilka sałatek. Tradycją sieci jest podawanie gościom jeszcze przed zamówionym daniem dwóch dzbanuszków z sosem pomidorowym i czosnkowym. Na początek spośród zestawu „tradycyjnego” wybrałem mniejszą (i tak naprawdę dużą – 32 cm) pizzę „Mafiosso”, którą mogę tylko polecić. Szczególnie amatorom potraw o zdecydowanie ostrzejszym smaku. Pani kelnerka nie doceniła mojej skromnej osoby, proponując jeszcze przed rozpoczęciem konsumpcji zapakowanie ewentualnie nie zjedzonej reszty – na wynos. Można to tylko pochwalić. W sumie nie jest to chyba lokal dla starszych panów lubiących odrobinę pocelebrować obiadek. Widzę tam raczej młodzież i amatorów szybkiego, pożywnego lunchu na przyzwoitym poziomie. Zresztą naprzeciwko mamy zespół szkół, niedaleko akademik, więc o gości nie będzie trudno.
Nie będzie w żadnym razie „Da Grasso” konkurencją dla „Toscany”, która pozostaje nadal najlepszą pizzerią w Szczytnie. Ze względu na idiotycznie prowadzone prace przy ul. 1 Maja dotarcie do „Toscany” nie jest łatwe i z pewnością wpłynęło to na obroty. Można tylko przypuszczać, że gdy w końcu ten rejon miasta powróci do cywilizacji w pizzerii znów zrobi się tłoczno, a zasługuje na to, gdyż przez kilka lat działalności dorobiła się już swoistej atmosfery i stałych klientów. Mamy tu szerszą ofertę kuchni włoskiej, poza pizzą, ze wspaniałymi (goście z innych miast, których tam zapraszam bardzo chwalą) makaronami i pastami. Można też usiąść przy kieliszku dobrego wina i skorzystać z propozycji obiadowej. Lokal niewielki i przytulny, chociaż, jak się wydaje, przed sezonem i wzmożonym ruchem po otwarciu ulicy, przydałby się jakiś makijaż odrobinę już zużytego wnętrza. Poza tym wieszanie kartek z ofertą na lustrze trochę nie pasuje do stylu, ale to rzecz gustu.
Wiesław Mądrzejowski