- Nowy odcinek niedawno remontowanej ul. Polskiej wizualnie prezentuje się dobrze, a w zasadzie bardzo dobrze. Gorzej jest niestety z jego oznakowaniem, tak pionowym, jak i poziomym - skarżył się w redakcji jeden z drobnych miejscowych przedsiębiorców, który trudni się dostawą rozmaitych towarów do sklepów, sklepików i kiosków.
Chodzi o to, że wzdłuż osi jezdni biegnącej obok dwóch sporych parkingów, pod domem kultury i dworcem PKS, wymalowano podwójną linię ciągłą - fot. 1. Wskutek tego wjazd i wyjazd z tych zatok możliwy jest tylko w jednym kierunku. To mocno ogranicza możliwości samochodowych manewrów. Żeby dostać się na przeciwny pas, trzeba mocno nadkładać drogi.
Podobnego zdania są także pracownicy MDK-u. Latem (ale i nie tylko) urządzają oni albo pomagają w organizacji licznych plenerowych imprez, co pociąga za sobą konieczność przewozu ciężkiej aparatury ciężarowymi samochodami. Kierowcy klną w żywy kamień, kiedy okazuje się, że z danego pasa ruchu nie można skręcić pod budynek i trzeba objechać ciągłe linie, a nie wiadomo, jak daleko.
- Aż do najbliższego skrzyżowania? - pytają tak samo zdezorientowanych emdekowiczów.
- Mało tego, niedawno gościliśmy zespół folklorystyczny z Żywca. Zaparkowali oni swój autobus na tyłach MDK-u, co nie nastręczało żadnych kłopotów (jechali od strony ronda) - mówi kierownik administracyjny Andrzej Kurpiewski.
- Gorzej, kiedy musieli wracać. Skręt z wyjazdu za budynkiem w lewo okazał się niemożliwy - jedyny dopuszczalny kierunek to jazda w stronę dworca PKS-u i dalej w ul. Linki.
Ba, ten niby zwykły manewr okazał się niezwykle trudny do wykonania.
Aby uzmysłowić sobie, na czym polegała trudność, wystarczy popatrzeć na fot. 2.
Potężny autobus nie zmieścił się w wąskim gardle, jaki stanowi wąziutki uliczny przesmyk, utworzony między wysepką przejścia dla pieszych a chodnikiem (biała strzałka). Gdyby autokar podążał bezpośrednio ulicą, niemal na styk, zmieściłby się w tym wąskim gardle. Niestety, skręcając z posesji MDK-u, jak to czyni samochód widoczny w prawym dolnym rogu zdjęcia, zaklinował się akurat na zebrze i zatorował nie tylko ulicę, ale i przejście dla pieszych. W końcu ruszając lekko do przodu, potem do tyłu i tak kilka razy, jakoś pokonał ów przesmyk.
Inny przykład oznakowania ul. Polskiej, tym razem pionowego - tuż przed dawnym Polmozbytem. Tutaj stoi sobie znak taki - fot. 3.
Pod nim wyraźna tabliczka, że zakaz postoju i parkowania nie dotyczy zatoki.
Hm, jedziemy dalej i oto jest zatoka - fot. 4.
Tyle, że stanowi ona wydzielony pas jezdni stanowiący przystanek autobusowy (patrz znak w białym otoku).
Jak wiadomo z Kodeksu Drogowego, na przystankach autobusowych żadnym pojazdom (oprócz autobusów) zatrzymywać się nie wolno!
- Takie oznakowanie to czysta głupota - mówi Stanisław Drężek, jeden z bardziej znanych i cenionych szczycieńskich instruktorów nauki jazdy. Nie podoba mu się również wąski przesmyk pod MDK-iem.
Nie zgadza się natomiast z opiniami kierowcy - dostawcy oraz pracowników MDK-u w kwestii podwójnych ciągłych linii wymalowanych na jezdni w sąsiedztwie parkingów-zatoczek.
Te urządzono bowiem tak, aby wjeżdżać na nie można było tylko z jednego pasa ruchu - chodzi tu o kwestię bezpieczeństwa, wobec której nadkładanie drogi w celu zmiany kierunki jazdy jest elementem drugorzędnym.
GDZIE TE HUŚTAWKI
Oto ogród zabaw dla dzieci, ten usytuowany pod zamkowymi ruinami. W nim mały chłopczyk o imieniu Bartek, który zapragnął się trochę pohuśtać. Rzecz jak najbardziej oczywista na placu zabaw, ale jak się wkrótce okazało, nie u nas w Szczytnie. Chłopczyk bowiem, wyciągając się jak struna, usiłuje dosięgnąć ulubionego przedmiotu zabaw, ale bezskutecznie - fot. 5.
Huśtawka zaczepiona jest gdzieś u góry i nijak nie daje się sprowadzić w dół.
Widząc to, jako nieco wyższy wzrostem, pospieszyłem Bartkowi z pomocą i...
Niestety, bo oto co zobaczyłem - łańcuchy od huśtawki zostały przymocowane do stelaża patentową kłódką - fot. 6.
- Co to może znaczyć, u licha? - zastanawiałem się.
Nie rozwikławszy zagadki, pomyślałem, że nie ma co łamać sobie nad tym głowy, tylko spróbować zabawy gdzie indziej, wszak niedaleko jest inny plac zabaw, ten przy ul. Pasymskiej. Idziemy tam obaj z Bartkiem, ale w tym ogródku jest jeszcze gorzej. Huśtawkowe stelaże nie mają nawet łańcuchów, są ogołocone do cna.
Cóż, trudno i nici z zabawy. Ale, ale, może spróbować jeszcze na mini placyku obok pustego basenu?
Zatem w drogę. Zjawiwszy się na miejscu, stwierdzamy ku obopólnemu zaskoczeniu, że i owszem, huśtawka działa. Akurat zabawy zażywa Mateusz, chłopak z sąsiedztwa - fot. 7.
Teraz, Szanowni Czytelnicy, zwróćcie uwagę na dość istotny szczegół - huśtawka z fot. 7 jest nieco inaczej zbudowana niż te z placu pod ruinami i przy ul. Kościuszki, co ma, jak się zaraz okaże, ogromne znaczenie.
Początkowo sądziłem, że huśtawki łańcuchowe są nieczynne z powodu jakichś usterek, ale nic bardziej mylnego.
Padły one pastwą tzw. złomiarzy, którzy zrabowali metalowe siedziska oraz cenne, bo ocynkowane łańcuchy. Ta zaś, która stoi przy pustym basenie, ocalała dlatego, że ma drewniane siedzisko, w dodatku zawieszone na zwykłych metalowych rurkach, których po prostu nie opłaca się zanosić na złom.
Oto cała tajemnica nieczynnych huśtawek.
Gwoli wyjaśnienia dodajmy jeszcze, że łańcuchy te przypięto na kłódkę, by w ten sposób zabezpieczyć je przed złodziejami. Są to bowiem nowosprowadzone elementy. Aby jednak huśtawka działała, trzeba jeszcze siedzisk. Nowe będą plastikowe, tyle że opóźnia się ich dostawa, choć zamówione były dwa tygodnie temu.
2006.08.02