Po raz drugi z rzędu Maraton Juranda wygrał reprezentant Białorusi Aleksander Labuchenka.

Puchar "Kurka Mazurskiego" dla najlepszego zawodnika z powiatu szczycieńskiego otrzymał Jacek Ciełuszecki.

Nowa lepsza trasa

Atak przed Pużarami

Na starcie XXII Maratonu Juranda zjawiło się 128 zawodników, z których tylko 5 nie dobiegło do mety. Podobnie jak w ubiegłym roku zwyciężył Aleksander Labuchenka z Białorusi wyprzedzając Piotra Sękowskiego i Tomasza Chawawko. Pierwsza dziesięcioosobowa czołówka utworzyła się już na samym początku biegu w okolicach "Polmozbytu". W Olszynach zaczęła się kurczyć. W Niedźwiedziach na czele biegu znajdowało się już tylko sześciu zawodników, a w Gawrzyjałkach - czterech.

- Decydujący atak nastąpił tuż przed Pużarami, kiedy to w sprinterskim tempie od reszty zawodników oderwał się Labuchenka - opowiadał na mecie pilot wyścigu Zygfryd Leska.

Do Szczytna zwycięzca przybiegł w czasie 2:30,41 o 5 minut dłuższym niż rok temu.

- Była wówczas silniejsza konkurencja - tłumaczył "Kurkowi" przyczyny gorszego czasu 28-letni Białorusin, biegający maratony od 4 lat. Do tej pory przebiegł ich 18. Mimo zwycięstwa narzekał na organizatorów zawodów za niewysłanie mu zaproszenia, przez co miał problemy na granicy. Wytykał też wysokie koszty wpisowego i zakwaterowania. Nie wie więc czy przyjedzie do Szczytna za rok.

Spośród ośmioosobowej ekipy reprezentującej Szczytno najszybszym okazał się 26-letni Jacek Ciełuszecki, bezrobotny. W nagrodę otrzymał puchar ufundowany przez "Kurka Mazurskiego" i roczną prenumeratę naszej gazety. Najszybszą wśród uczestniczących w maratonie pięciu pań okazała się Natalia Wasilewska z Białorusi.

Po raz 19 "Juranda" ukończył Zbigniew Łuński z Mrągowa, reprezentujący AMATORSKI KLUB MARATOŃCZYKA w Olsztynie, zwycięzca z 1986 roku. Dla 51-letniego zawodnika, od trzech miesięcy będącego na emeryturze, był to już 112 maraton.

Cukiernik nad cukiernikami

Najserdeczniej na mecie witano szczycieńskiego ciastkarza Zygmunta Zapadkę, który już po raz trzeci osiągnął metę "Juranda". Pan Zygmunt, który skończył niedawno 50 lat, maratony biega od lat trzech, a skłoniła go do tego chęć podreperowania zdrowia i zrzucenia brzuszka. Przed startem czuł się nie najlepiej, miał gorączkę, ale ostatecznie zdecydował się na udział w biegu i nie żałował. Na mecie czekało na niego liczne grono przyjaciół z wiązanką kwiatów. Z estrady zaś popłynęło gromkie "100 lat".

Niezłomny kombatant

Gromkimi oklaskami nagrodzono też przedostatniego na mecie, najstarszego uczestnika biegu Jana Niedźwiedzkiego z Warszawy, liczącego 78 lat. Na pokonanie całej trasy potrzebował ponad 6 godzin. Organizatorzy sugerowali mu w połowie dystansu, żeby dał sobie spokój i nie nadwerężał sił.

- Powiedziałem im, że choćby na czworakach, ale sam o własnych siłach dotrę do mety. Był to mój przecież 85 maraton i jeszcze nigdy nie zszedłem z trasy - usłyszeliśmy od dziarskiego staruszka, który na 25 km złapał kontuzję.

- Podjechała sanitarka, ale nic mi nie pomogli. Sam sobie nogę rozmasowałem i pobiegłem dalej - zwierzał się "Kurkowi" na mecie.

Wśród dopingujących go kibiców znalazł się Zygmunt Grynowiecki, były prezes szczycieńskiego PZGS-u, współtowarzysz pana Jana z czasów II wojny światowej. Obaj wchodzili w skład pułku ułanów, podążającego od Wisły do Łaby.

Jak Rafał został strażakiem

Równie niecodziennym uczestnikiem biegu okazał się Rafał Jaworski z podwarszawskich Bielan. Znany jest z tego, że lubi na maraton ubierać się w oryginalny strój. Biegał więc już w kominiarce, pidżamie, stroju policjanta i pirata. Tym razem zdecydował się na kompletny strój strażaka. I wzbudzając powszechny aplauz dobiegł w nim, w całkiem niezłej dyspozycji, do mety. Ten ubiór jest mu szczególnie bliski, bowiem od trzech lat jest zawodowym strażakiem. Czy dostanie jakąś premię od szefa za ten niebywały wyczyn?

- Nie wie nawet, że jestem w Szczytnie. Najpierw trzeba było pobiec, a dopiero potem można się będzie chwalić - stwierdził skromnie pan Rafał.

Kibice wreszcie dopisali

Trasę tegorocznego maratonu mocno zmodyfikowano. Po dobiegnięciu do Olszyn zawodnicy zamiast na Świętajno, jak do tej pory, udali się w kierunku Gawrzyjałek, skąd przez Lipowiec wrócili do Szczytna. Zmiana okazała się bardzo korzystna. Mieszkańcy wsi, przez które przebiegała trasa: Olszyn, Niedźwiedzi, Gawrzyjałek, Lipowca i Rudki zgotowali biegaczom niespotykaną dotychczas w "Jurandzie" owację. Zagrzewając do walki, podawali im przygotowane przez siebie posiłki i napoje, polewali wodą z hydrantów, a nawet przygrywali na akordeonie.

- Czułem się wreszcie tak, jak na innych maratonach rozgrywanych w Polsce - chwalił szczególnie mieszkańców Rudki, prezes AKB Szczytno Krzysztof Wilczek.

Pochlebne opinie o biegu zmąciły nieprzyjemne incydenty, do jakich dochodziło na kończącej bieg pętli wokół jeziora małego. W tym samym czasie co finał maratonu zorganizowano tam pokazy modeli pływających. Zgromadzona publiczność zablokowała wąską trasę wokół jeziora. Wyczerpani maratończycy mieli więc dodatkowe utrudnienie w postaci przedzierania się przez tłum gapiów.

WYNIKI

1. Aleksander Labuchenka, Białoruś 2:30.41

2. Piotr Sękowski, Warszawa 2:32.44

3. Tomasz Chawawko, Dębno 2:37.21

- - -

Miejsca zawodników ze Szczytna:

18. Jacek Ciełuszecki 3:07.12

25. Henryk Mankielewicz 3:12.10

40. Tomasz Walerzak 3:26.01

41. Krzysztof Wilczek 3:26.06

80. Zygmunt Zapadka 3:51.33

88. Stefan Jankowski 3:59.49

89. Krzysztof Zygnerski 3:59.49

119. Sławomir Kreński 5:05.29

(olan)

2003.07.23