„Przybyła w te strony z listopadowym wiatrem”. Takim zdaniem pisarka Katarzyna Enerlich rozpoczyna pierwszy rozdział powieści noszącej tytuł: „Rzeka ludzi osobnych”.
Swoimi opisami ocala od zapomnienia świat staroobrzędowców i zaprasza... do Wojnowa. Wspomnianą powieść podarowałam znajomej, która z województwa świętokrzyskiego przybyła na Mazury w ... listopadzie i zapragnęła zobaczyć Wojnowo. W Klasztorze Świętej Trójcy i Zbawiciela w Wojnowie byłam wielokrotnie, jako uczestniczka spływów kajakowych Krutynią, a także wycieczek rowerowych i samochodowych. Urok tego zakątka poznałam w letnie, pełne ciepła i słońca miesiące. Jednak nie protestowałam, by 12 listopada 2017 r. pojechać tam ponownie, ale o tej jesiennej porze po raz pierwszy. Zostawiłyśmy samochód na parkingu i gnane listopadowym wiatrem spacerowałyśmy zaglądając w różne kąty, a to na cmentarz ten obok Klasztoru, a to na cmentarz na wzgórzu. Klasztor był zamknięty więc brakowało nam dopełnienia celu wycieczki. Mimo, iż na podwórku stały samochody, to tylko kotek i duży pies z zaciekawieniem nas obserwowały. Już miałyśmy wsiadać do samochodu, gdy kierowana desperacją pociągnęłam skobel drzwi pod którymi leżał przyjazny czworonóg. Moim oczom ukazało się niezwykłe wnętrze– kawiarenka z pięknym,stylowym wyposażeniem i bardzo miła, przyjazna właścicielka. Napytanie czy można wejść do Klasztoru natychmiast wyciągnęła klucz i zaprosiła na krótki spacer. Weszłyśmy do pełnego pamiątek z przeszłości Klasztoru, który obecnie pełni rolę Muzeum Ikon i Kultury Staroobrzędowców. Zadumane,zasłuchane, zapatrzone długo podziwiałyśmy ocalony od zapomnienia świat. Wróciłyśmy do kawiarenki, a tam na specjalnej wystawie dostrzegłam powieść, która była powodem naszej wyprawy. W kawiarence przysiadłyśmy przy kawie i herbatce rozmawiając o przeżyciach. Nagle do środka weszła kobieta, a swoboda z jaką rozmawiała sprawiła, że od razu poznaliśmy iż jest zaprzyjaźniona z właścicielami. Wymieniając grzecznościowe słowa spytałam, czy czytała książkę „Rzeka ludzi osobnych”bowiem ta powieść nas przywiodła w te strony. „Nie jeszcze, ale jak wrócę na pewno przeczytam” - odpowiedziała żegnając się z nami. Pani Ula Ludwikowska, która wraz z mężem Tomaszem opiekuje się Klasztorem prowadząc jednocześnie gospodarstwo agroturystyczne po wyjściu roztaczającej miłą aurę pani powiedziała: „A tu są książki Pani Barbary Hanuszkiewicz”.Matko jak mi się głupio zrobiło, podbiegłam do biblioteczki i wzięłam do ręki pięknie wydane książki: „Białe słonie”,„Pocztówki z Peru”. Aż mi się oczy zaświeciły, a do Pani Uli z nutką wyrzutu powiedziałam: „Szkoda, że nie wiedziałam tego wcześniej”. Poczułam się głupio, bowiem przez krótką chwilę miałam do czynienia z autorką książek, która w swej skromności nawet się tym nie pochwaliła. Na pocieszenie czytałam notkę biograficzną: „Barbara Hanuszkiewicz –łodzianka, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, gdzie prowadzi Pracownię Projektowania Ubioru. (...) Przez czternaście lat była organizatorem i reżyserem pokazów GALA DYPLOMOWA”... O Matko – westchnęłam po raz kolejny. I wtedy stał się cud Pani Ula wyszła na zewnątrz, a po chwili wróciła i powiedziała, że Pani Profesor jeszcze tam jest. Wybiegłam i prosiłam o rozmowę oraz o wspólną fotkę ponieważ jestem zaszczycona spotkaniem i nie pozwolę, by odeszła bez utrwalenia takiej chwili. Oczywiście wróciła i z filiżanką kawy dosiadła do naszego stolika. Ja też wróciłam do domu, a w drodze moim koleżankom czytałam wiersz Pani Barbary Hanuszkiewicz:
„ Powietrze jak jedwabny szal
Prześwietlony słońcem
Wypełniony wiatrem
Miękko otula szyję
Spływając chłodną falą na ramiona
Wspomnienie lata i zapowiedź jesieni
Zatrzymane w popołudniowej godzinie”.
Za sprawą pisarki Katarzyny Enerlich o jesiennej porze byłam w pełnym zadumy Klasztorze. W Wojnowie „Pocztówki z Peru” kupiłam i autograf pisarki Barbary Hanuszkiewicz zdobyłam.
Grażyna Saj-Klocek