WIEDZĄ SĄSIEDZI...
...kto na czym siedzi. Stare to, ale wciąż aktualne porzekadło przekłada się czasem na rzeczywistość w sposób mało chwalebny.
Nigdy nie narzekaliśmy na brak anonimów, w których autorzy, oczywiście "dobrze poinformowani" koniecznie próbowali zainteresować nas jakąś sensacją, najczęściej mającą co najmniej charakter równy aferze "Water gate", choć teraz już mamy swój własny, rodzimy odpowiednik - "Rywin gate". Nie wiem, czy to wiosna tak złośliwie i zjadliwie bliźnich usposabia, bo z pewnością nie dodaje ani odwagi, ani nadziei, ani też nie napawa miłością bliźniego, w każdym razie odczuwam wyraźny wzrost "ludowej twórczości". I choć już o naszym - redakcyjnym stosunku do anonimów kilka razy pisałam, to jak widać - groch o ścianę.
Przyznać trzeba, że nieudolni następcy Anonima (choć Gall mu było i kronikarstwem, a nie donosicielstwem się parał) poczynają sobie coraz śmielej, dziwniej i... coraz bardziej głupio. Oto bowiem, na początku wiosny, dotarła do redakcji kopia (bez żadnego przewodniego pisma - oczywiście) pewnego dokumentu skierowanego do szczycieńskiej prokuratury. Autor - nadawca, być może miał nadzieję, że łakomi "mocnych wrażeń" puścimy ów list w eter (czytaj - na łamy) bez żadnej weryfikacji, podnieceni niezdrowo samą jego treścią. Bo był to donos, "sporządzony" przez przewodniczącego Rady Powiatu SLD Krzysztofa Mańkowskiego na przewodniczącego Rady Miejskiej SLD i starostę w jednej osobie Andrzeja Kijewskiego. Mniejsza o to, czego w szczegółach ów donos dotyczył, dość rzec, że cały ów dokument okazał się falsyfikatem, a prokuratura - i owszem - wszczęła śledztwo - ale nie w kwestii gospodarczych przekrętów, a fałszerstwa. Ktoś więc tu ostro przedobrzył i gotów jeszcze za to beknie.
Kolejne, alarmujące w swej treści pismo przysłali "mieszkańcy" - tak stało w podpisie - jednego ze szczycieńskich domów wielorodzinnych. Problemy, jakie w epistole przedstawiono, wyglądały na ważkie. Mało tego, na ile stan tego domu jest mi znany - w sporej części zasadne. Co z tego, skoro nawet nie wiadomo, kogo pytać o szczegóły owych problemów, a faktyczni mieszkańcy bloku, przynajmniej ci, do których dzwoniliśmy, nic o piśmie nie wiedzą. Tu więc jakiś anonim, nie dość że z odwagą na bakier, to jeszcze dopisał sobie prawo reprezentowania ściśle określonej społeczności, podczas gdy ona mu tego prawa nie dała. To już nie tylko brak cywilnej odwagi, ale i szacunku dla sąsiadów.
Szczególnym hitem samym w sobie jest kolejna epistoła, składająca się z niezależnych jakby dwóch artykułów, poprzedzonych wstępem, który - ze względu na oryginalność - w części zacytuję: "Jestem anonimowym obserwatorem naszego lokalnego środowiska partyjno-mieszczańskiego i chciałabym (a zatem kobieta - przyp. H.B.), żeby tak pozostało. Wierzę, że tematyka poruszana w moich opracowaniach znajdzie osobę z tak szacownego grona (tu się autorka podlizuje - przyp. H.B.), która ów temat podejmie i zweryfikuje zawarte w nich tezy. Chciałabym, aby "moje" (dlaczego w cudzysłowie? - H.B.) obserwacje nie miały charakteru doniesienia obywatelskiego, ale postrzegane były jako głos sumienia". W podpisie, z łacińska - Annonimus.
Mnie osobiście pierwszy z opisanych tu listów obraził, bo wskazywał na to, że dostawca uznał redakcję i jej pracowników za bezmózgie roboty, które można wykorzystać do jakichś tylko jemu znanych, brudnych celów. Ostatni - rozgoryczył. Owa Annonimus wyraża swoje(?) opinie o aktualnych, miejskich zdarzeniach, które ani jej ujmy nie przynoszą, ani też zbytnio nikomu nie uwłaczają. Skąd więc pomysł, by zachować tak daleko idące incognito? Wnioskując z poruszanych tematów - wywodzi się ona z miejscowego pedagogicznego grona. Wstyd, pani nauczycielko! Wolałabym, aby dzieci (nie tylko moje) nie były wychowywane przez pedagogów, którzy nie potrafią ich nauczyć obywatelskiej uczciwości, bo sami są tej cechy pozbawieni. Sądząc po treści i formie, autorka kobietą światłą i inteligentną jest. Cała reszta wskazuje jednak na to, iż to walory aż nadto pozorne. Mam nadzieję, że moja córka nigdy nie będzie kształcona przez owego Annonimusa.
Halina Bielawska
2003.06.04