Był jednym z nielicznych światowej klasy piłkarzy, których mieliśmy okazję gościć w naszym powiecie. W minionym tygodniu pożegnaliśmy Włodzimierza Smolarka.
Ważność spotkań z niektórymi ludźmi jesteśmy w stanie docenić dopiero wtedy, gdy tych osób wśród nas już nie ma. Należę do grupy pewnie nielicznych szczęściarzy z naszego powiatu, którzy mieli okazję porozmawiać choć przez chwilę z Włodzimierzem Smolarkiem, niekwestionowaną legendą naszej piłki. Sam, zdobywając po solowych akcjach bardzo ważne bramki dla drużyny narodowej czy klubu, decydował o losach spotkań. Gdy jako dziecko oglądałem na czarno-białym ekranie telewizora gole w meczach Polski z NRD, Peru, Portugalią czy Widzewa z Liverpoolem, komentowane euforycznym głosem przez Jana Ciszewskiego czy Dariusza Szpakowskiego, nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś będę miał okazję stanąć twarzą w twarz z Panem Włodzimierzem. Podczas spotkania z dziećmi i młodzieżą w Gromie w grudniu 2009 roku (wcześniej odwiedził także Pasym), sprawiał wrażenie skromnego i trochę speszonego całą sytuacją. I taki według przyjaciół był w życiu. Przebojowy na boisku, nieśmiały poza nim. Rzadko, po zakończeniu kariery, widywaliśmy go ekranach telewizorów. To nie była osobowość pokroju Laty, Bońka albo Tomaszewskiego. Po spotkaniu w świetlicy w Gromie krótko porozmawiałem z Panem Włodzimierzem, licząc, że być może kiedyś zawita jeszcze w nasze strony. Niestety, okazji do kontynuowania rozmowy miał już nie będę.
Grzegorz Pietrzyk