To się nazywa pech. Nie opuszcza on Konrada Bukowieckiego od kilku tygodni. Rozpoczęło się od kontuzji pleców, a skończyło na zakażeniu koronawirusem – i to tuż przed planowaną operacją związaną z jeszcze innym urazem.
Najpierw była kontuzja pleców, która utrudniła odpowiednie przygotowanie się do niedawnych Halowych Mistrzostw Polski. Nasz multimedalista zajął tam trzecie miejsce z mocno przeciętnym rezultatem i nie wywalczył kwalifikacji do startu w ubiegłotygodniowych Halowych Mistrzostwach Europy. Gdy okazało się, że jednak PZLA dał zielone światło i pozwolił na występ w Toruniu, podczas treningu Bukowiecki doznał kontuzji – złamał z przemieszczeniem duży palec w stopie. Mistrzostwa oglądał z pozycji kibica. Żeby było smutniej, tym razem w konkursie pchnięcia kulą nie było triumfu Polaka (poprzednio w HME wygrywali Haratyk i właśnie Bukowiecki). Zwyciężył Czech Tomas Stanek, a Michał Haratyk z wynikiem 21.47 m był drugi. Czy Bukowiecki pokonałby Stanka, który pchnął 21.62? Tego się nie dowiemy. Dowiedzieliśmy się za to, że kontuzja to nie koniec nieszczęść naszego kulomiota. W tym tygodniu miał planowaną operację, którą standardowo poprzedza badanie na obecność koronawirusa. Wynik wyszedł pozytywny.
- Na szczęście póki co czuję się dobrze, bez objawów, ale najgorsze jest to, że termin mojej operacji musi się przesunąć... – informuje na swoim Instagramie Konrad Bukowiecki. Opóźnia to przygotowania do przeniesionych na ten rok Letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio. - Mam tylko nadzieję, że limit pecha w tym roku został już wykorzystany i będzie już tylko lepiej – stwierdza Konrad Bukowiecki.
(gp)/Fot. FB/BukowieckiKonrad