... to nazwa miejscowości zlokalizowanej w sąsiedztwie Wawroch. Gdy odwiedzamy naszą koleżankę Elżbietę, to ona często leśnymi ostępami prowadzi nas do miejscowości o wymownej nazwie, mawiając: „Dziewuchy, ruszamy na Piecuchy”.
Pierwotnie do wspomnianej wsi wiodła szutrowa droga, która z czasem zmieniła się w asfaltową szosę. Odwiedzając Gospodarstwo Agroturystyczne „Kamez” w Wawrochach zawsze powtarzamy, że nie jesteśmy przysłowiowe „piecuchy” i lubimy wędrować, jeździć na rowerach, szusować. Przez ponad 20 lat przyjaźni z rodziną Kobusów wspomnień się wiele nazbierało i niezapomnianych doznań też. Zima w tym roku pojawia się i znika, niestety nie daje szansy na zorganizowanie plenerowych zabaw. Tęsknota za kuligiem, czy też nartami biegowymi sprawiła, że wyciągnęłam plejadę różnorodnych zdjęć i wróciłam do bajkowej, pełnej bieli pory roku. Jedno ze zdjęć posiada magiczną wymowę. Stoimy roześmiane przy tablicy z unikatową nazwą i demonstrujemy, że lubimy aktywność, a siedzenie przy piecu nie jest w naszej naturze. Takich pomysłów, by wykonać fotkę z wymowną nazwą miejscowości miałyśmy wiele. Ten, by dotrzeć na nartach do Piecuchów został zrealizowany.
Był też zamysł, by na biegówkach wyprawić się do Nart i tam na tle adekwatnej do narciarskiego zacięcia tablicy z nazwą miejscowości pstryknąć fotkę. Niestety mimo podjętej próby postanowienie nie zostało spełnione. Wyzwanie podjęłyśmy z koleżankami kilka lat temu. Pierwszy etap przebiegał dość sprawnie. Szusowałyśmy po nieczynnym torowisku kolejowym w stronę Leśnego Dworu, dalej szosą w stronę Strugi. Pogoda sprzyjała, ale jak to zwykle bywa nagle nastąpiło jej załamanie i zaczął padać deszcz. Był tak intensywny, że nasze materiałowe wówczas kurtki od deszczu zrobiły się ciężkie, a zamiast białego puchu szosę pokryło jedno wielkie rozlewisko. Plan był taki, że gdy dotrzemy do Nart, to drogę powrotną pokonamy samochodem. Mimo że warunki nie sprzyjały wyprawie, jeszcze kilka kilometrów szorowałyśmy deskami po lodzie, tuż przed mostem na Strudze zarządziłyśmy odwrót. Nadal mam w planach dotrzeć na nartach do Nart i na tle adekwatnej do sportów zimowych tablicy się sfotografować. Na szczęście Piecuchy zrealizowane, a Narty poczekają.
Patrząc na fotografie dostrzegam nasze wygłupy, roześmiane miny i czerwone od wysiłku policzki. Wypraw w pięknej scenerii było wiele, wygłupów jeszcze więcej. Pewnej zimy postanowiłyśmy niczym Małysz wzbić się do góry i wykonać podskok. Fotograf wspaniale uchwycił nasz wyczyn. Jak widać część z nas telemark zrobiła i zadanie wykonała, ale mała grupa na siedzeniach wylądowała. W tym sezonie zimę tymczasem oglądam na zdjęciach, niestety nie było kuligu, nie było na nartach biegania, na szczęście mam całą plejadę fotek i wiele do wspominania. Pozdrawiam wszystkie fajne babki: pamiętajcie dziewuchy, że nie jesteście piecuchy i każdego dnia się ruszajcie i aktywnie czas spędzajcie.
Grażyna Saj-Klocek