...Zdzisława Halamusa do dziś budzi podziw i wzrusza. Rowerowe wycieczki „Kręciołów” to historia, która ma już ponad 20 lat.
Mogę sobie pogratulować wytrwałości w prowadzeniu kronik, gdyż teraz z łatwością przywołuję wspomnienia. Opisy oraz zdjęcia pozwalają wrócić do wydarzeń sprzed lat, gdy zwiedzanie bliższej i dalszej okolicy stało się pasją wielu z nas. Jednak największym pasjonatem był oczywiście Zdzisław Halamus. Pewnego dnia oznajmił nam, że rusza w pielgrzymkę dookoła Europy szlakiem Sanktuariów Maryjnych. Ta informacja sprawiła, że postanowiliśmy wesprzeć finansowo pomysł kolegi i towarzyszyć w pierwszych kilometrach jazdy.
1 kwietnia 2001 r. w niedzielny poranek mieszkańcy Szczytna żegnali na placu Juranda odważnego pielgrzyma. Gratulowano pomysłu, życzono odwagi, proszono o modlitwę. Wśród obecnych dostrzec można było starostę Kacpra Zimnego oraz radną Annę Rybińską, która wraz z młodzieżą ze SP nr 6 odśpiewała specjalnie na tę okoliczność stworzoną przyśpiewkę oraz obdarowała podróżnika kwiatami. Wzruszony rowerzysta wskoczył na objuczony sakwami rower i machając bukietem ruszył przy dźwiękach muzyki Orkiestry Garażowej Aleksandra Tomaszczyka w drogę. Do rogatek miasta Zdzisława Halamusa na sygnale prowadził radiowóz, a do Wielbarka „Kręcioły”. Zapewne teraz nikt nie zgadnie, co przeszkadzało rowerzyście podczas pierwszych kilometrów jazdy? Otóż, jak wyznał, do samych Chorzel walczył z przekładanym z ręki do ręki bukietem. Piękne róże utrudniały jazdę, ale skoro były darem serca, z sercem chciał je komuś ofiarować. W okolicach Chorzel nadarzyła się stosowna okazja. Przydrożna kapliczka przyjęła kwiaty i pierwszą modlitwę pielgrzyma.
Rowerowa podróż dookoła Europy trwała 95 dni. Pielgrzym przejechał 11.925 km. Miał wiele przygód, ale najmilej wspomina spotkanie z Luciano Berruti i jego pochodzącą z Polski żoną we Włoszech. Odwiedził wówczas Sanktuarium – Madonna Del Desero, z którego przywiózł specjalne, rowerowe pierścienie. Ta pamiątka jest dla mnie szczególnie znamienna, bo zdobi do dziś kierownicę kolejnego mojego roweru. Pielgrzym, po wykonaniu zadania, wrócił do Szczytna. Na spotkanie z nim w dniu 5 lipca 2001 r. „Kręcioły” ruszyły do Spychowa. Tam cały sztab pracowników Nadleśnictwa zgotował niezwykłemu rowerzyście miłe powitanie. Na jego cześć Zespół Sygnalistów odegrał specjalne melodie. Gospodarze zaprosili pielgrzyma do zwiedzania pełnego osobliwości przyrodniczych muzeum, poprosili o wpis do księgi pamiątkowej. Oczywiście wiernie mu towarzyszyliśmy, ale nadszedł czas powrotu do domu. Dziękując za wspaniałe przyjęcie ruszyliśmy w stronę Szczytna. Jadąc przez Kolonię, Świętajno, Jerutki słuchaliśmy opowieści o przygodach, które przeplatał śpiewem znanego przeboju: „Przeżyj to sam, przeżyj to sam. Nie zamieniaj serca w twardy głaz. Póki jeszcze serce masz”...
Całą wielką wyprawę, a więc radość i smutek nasz kolega przeżył sam. Dlatego też podczas ostatnich kilometrów, w drodze wiodącej do domu chcieliśmy mu towarzyszyć. Niektórzy z nas specjalnie na ten dzień wzięli urlopy, by okazać Zdzisławowi wielkie uznanie oraz podziw za odwagę i realizację wzniosłego celu. Tuż przed skrętem na szosę wiodącą do Szczytna na rowerzystę czekali biegacze. Wspólnie stworzyliśmy korowód: na czele biegacze, za nimi nasz bohater, a dalej cały rowerowy peleton. Od budynku poczty obwieszczaliśmy radość z powodu szczęśliwego powrotu naszego pielgrzymka za pomocą dźwięku rowerowych dzwonków. Wreszcie honorowa runda wokół ronda i wielki, triumfalny wjazd na plac Juranda. Gromkimi brawami witali pielgrzyma zgromadzeni mieszkańcy Szczytna z władzami powiatowymi. Były kwiaty, gratulacje, śpiew „Pofajdoków”, wywiady dla prasy i radia Olsztyn oraz jedna wielka radość pielgrzyma, który nie spodziewał się takiej zgotowanej na jego cześć fety. A ja, przyznam szczerze opisując to, oglądając zdjęcia też bardzo się wzruszyłam i doskonale pamiętam jaka dumna ze Zdzisława byłam.
Grażyna Saj-Klocek