Kiedy dochodzi do wypadku, o życiu poszkodowanego decydują sekundy. I choć zwykle świadków tego rodzaju zdarzeń jest wielu, to mało kto rusza na pomoc potrzebującemu człowiekowi. Wszystko przez to, że brakuje nam wiedzy z zakresu udzielania pierwszej pomocy. - A zwykle wystarczą naprawdę proste czynności, by uratować komuś życie, zanim na miejsce dotrze ekipa pogotowia - mówią przedstawiciele szczycieńskich służb ratunkowych.
BIERNI I OBOJĘTNI
Nieszczęśliwy wypadek może się zdarzyć wszędzie - w domu, w pracy, na zakupach, na drodze. Wtedy o życiu ofiar decydują minuty, a nawet sekundy. Przez ten czas ekipa pogotowia nie zawsze zdąży dotrzeć na miejsce. Nic więc dziwnego, że w Polsce aż 60% zgonów ofiar wypadków następuje zanim pacjent trafia do szpitala. Nasz kraj przoduje w Europie pod względem tzw. śmiertelności okołowypadkowej. Te smutne statystyki byłyby inne, gdyby z pomocą poszkodowanym częściej przychodziły osoby postronne, przypadkowi świadkowie tragicznych zdarzeń. Rzeczywistość pokazuje jednak, że jest inaczej. Młodszy kapitan Janusz Zyra, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej KP PSP w Szczytnie trzy lata temu był przypadkowym świadkiem tego, jak jadący rowerem mężczyzna wjechał na krawężnik, przewrócił się i uderzył głową o chodnik. - Idąca przed nim kobieta tylko się obejrzała i przyspieszyła kroku. Podobnie zachował się inny przechodzień - relacjonuje strażak. - Wtedy podszedłem do leżącego mężczyzny. Zauważyłem, że się dławi i dusi. Owinąłem więc sobie chusteczkę wokół palca i wyciągnąłem z ust rowerzysty skrzep krwi, a następnie wezwałem pogotowie - opowiada Janusz Zyra. Ten prosty zabieg najprawdopodobniej uratował mężczyźnie życie. Nie zawsze jednak ofiary wypadków mają szczęście trafić na profesjonalnego ratownika. Zdarza się, że nawet w tłumie gapiów nie znajdzie się choćby jedna osoba, która przyjdzie z pomocą poszkodowanemu. Ludzie wolą biernie czekać na przyjazd pogotowia, niż spróbować na własną rękę ratować czyjeś życie. - Z naszych obserwacji wynika, że pomoc osób postronnych ogranicza się zwykle do wezwania służb ratowniczych. Tymczasem przy wielu, mniej drastycznych zdarzeniach wystarczyłaby rozmowa z poszkodowanym i udzielenie mu wsparcia psychicznego, a nawet tego ludzie nie robią - mówi Janusz Zyra. Tak właśnie było podczas niedawnego wypadku drogowego, do którego doszło w rejonie Siódmaka. - Uwięziona w rozbitym samochodzie kobieta krzyczała i płakała, a nikt ze świadków nie przyszedł jej z pomocą - opowiada kpt. Zbigniew Stasiłojć ze szczycieńskiej straży. Podobne obserwacje ma ratownik medyczny z przeszło dwudziestoletnim stażem, Sławomir Sawicki. - Do przyjazdu służb ratowniczych w miejscu wypadku zwykle zbiera się duża grupa gapiów, którzy nie kwapią się, by pomóc poszkodowanym. A kiedy już pojawią się ratownicy, wtedy zaczyna się doradztwo- mówi.
PRIORYTET TO ŻYCIE
Zdaniem przedstawicieli szczycieńskich służb, takie postawy wynikają z kilku przyczyn. Jedną z nich jest obawa, że przez nieumiejętne zastosowanie zasad pierwszej pomocy zrobimy krzywdę poszkodowanemu, a to pociągnie za sobą konsekwencje prawne. To jednak mylny pogląd. - Każda osoba udzielająca pomocy staje się ratownikiem, którego chroni ustawa o ratownictwie medycznym. My też często prowadzimy resuscytację krążeniowo-oddechową (zespół czynności mających na celu co najmniej przywrócenie podstawowych funkcji życiowych - krążenia krwi lub krążenia i oddychania - przyp. red.) przy urazach klatki piersiowej, ale w takich chwilach priorytetem jest życie człowieka - tłumaczy Sławomir Sawicki. Trzeba pamiętać, że to zaniechanie udzielenia pomocy wiąże się z odpowiedzialnością karną. Bierna postawa może skończyć się nawet pozbawieniem wolności. Innym powodem, dla którego wolimy być tylko gapiami, a nie ratownikami, bywa lęk przed tym, że ofiara wypadku zarazi nas chorobą zakaźną. Dlatego w każdej apteczce samochodowej powinny się znaleźć gumowe rękawiczki oraz specjalna maseczka z ustnikiem służąca do prowadzenia resuscytacji oddechowej. Jej koszt to zaledwie kilka złotych. - Jeśli jednak nie mamy żadnych zabezpieczeń, możemy odstąpić od stosowania oddechu zastępczego, a wykonywać jedynie ucisk na klatkę piersiową - przekonuje Sławomir Sawicki.
NAJSZYBCIEJ UCZĄ SIĘ DZIECI
Najczęściej jednak nieudzielanie pomocy ofiarom wypadków wynika z niewiedzy na temat zasad pierwszej pomocy. Co prawda wykłady z tego zakresu są obowiązkowym elementem kursów na prawo jazdy i szkoleń bhp, ale niewielu uczestników potrafi wykorzystać zdobytą w ten sposób wiedzę w praktyce. Zdaniem Sławomira Sawickiego, który prowadził tego typu zajęcia dla przyszłych kierowców, ich efekt zależy od zaangażowania danej osoby. - Podejście jest bardzo różne. Zwykle połowa kursantów wykazuje zainteresowanie, a połowa po prostu przysypia lub wysyła esemesy - przyznaje ratownik. Więcej chęci do nauki zasad pierwszej pomocy wykazują najmłodsi, którzy wiedzę na ten temat zdobywają w szkołach. - Im wcześniej uczymy tych zasad dzieci, tym szybciej one je zapamiętują. Szczególnie chętne są maluchy z zerówek i klas I-III, które podczas ćwiczeń z udzielania pierwszej pomocy niejednokrotnie mnie zadziwiały - dzieli się swoimi obserwacjami Sławomir Sawicki.
Zdaniem przedstawicieli służb ratowniczych, dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie do szkół jako obowiązkowych zajęć z tego zakresu. Tak jest już w niektórych krajach europejskich. - Tam dzieci dostają fantomy do domów i ćwiczą na nich, by potem zaliczyć zajęcia. W ten sposób zasad pierwszej pomocy uczą się całe rodziny - mówi Zbigniew Stasiłojć. Niestety, w naszych warunkach byłoby to mało realne - koszt jednego fantoma to 1,5 - 2 tys. złotych i szkół nie stać na ich zakup. Dlatego placówki z terenu Szczytna najczęściej wypożyczają sprzęt zakupiony kilka lat temu przez miejski samorząd dla szczycieńskiej OSP. Najmłodsi mogą też ćwiczyć podczas różnych imprez, takich jak majówki z OSP, Dzień bez Samochodu czy pikniki strażackie organizowane przy okazji Dni i Nocy Szczytna. Z kolei uczniowie szkół średnich co roku rywalizują w powiatowych i wojewódzkich zawodach udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej w ramach PCK.
WYSTARCZY NIEWIELE
Według przedstawicieli pogotowia i straży często nawet bardzo proste czynności wystarczą, by uratować komuś życie. - W wielu przypadkach jest to udrożnienie dróg oddechowych czy założenie opatrunku uciskowego lub osłaniającego - mówi Janusz Zyra. Z kolei gdy ktoś zasłabnie np. w kościele, należy zapewnić mu dostęp do świeżego powietrza i unieść do góry kończyny.
Sławomir Sawicki przekonuje, że przyjście z pomocą drugiemu człowiekowi daje ogromną radość każdemu ratownikowi: - Nie ma większej satysfakcji niż danie komuś szansy przeżycia. Tego nie można przeliczyć na żadne dobra materialne.
Ewa Kułakowska
JAK POSTĘPOWAĆ W RAZIE: NAGŁEGO ZATRZYMANIA KRĄŻENIA:
1. Najpierw sprawdzamy, czy poszkodowana osoba jest świadoma, czy posiada własny oddech i czy są oznaki krążenia. Wystarczy tylko zapytać ją, co się stało i delikatnie poruszyć. Jeśli wykona jakikolwiek grymas, to jest to dla nas informacja, że na pewno oddycha i ma zachowane krążenie.
2. Kolejny krok to udrożnienie dróg oddechowych. Jeśli nic w nich nie ma, sprawdzamy oddech, przystawiając ucho do ust poszkodowanego, aby słyszeć i czuć, czy wydobywa się z nich powietrze. Wykonując tę czynność obserwujemy jednocześnie klatkę piersiową przez 10 sekund.
3. Jeśli zobaczymy i wyczujemy, że poszkodowany oddycha, to znaczy, że zachowane jest krążenie. Jeżeli nie, podejmujemy resuscytację krążeniowo-oddechową, polegającą na wykonaniu trzydziestu ucisków na środek klatki piersiowej i dwóch wdechów. Nie należy się przy tym obawiać, że połamiemy żebra poszkodowanemu - w tej sytuacji najważniejsze jest przywrócenie mu podstawowych funkcji życiowych. Czynności te kontynuujemy do przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego lub dużego zmęczenia się. Ważne jest, by znać dokładną godzinę zaprzestania tych zabiegów - to niezwykle istotna informacja dla pracowników pogotowia. Pamiętajmy, że po upływie 4 minut następuje niedotlenienie powodujące nieodwracalne zmiany w mózgu.
SILNEGO KRWAWIENIA:
1. Doraźne zatamowanie krwawienia przez bezpośredni ucisk ręką w miejscu krwawienia,
2. W miejscu krwawienia należy założyć jałowy opatrunek uciskowy. Jeśli nie mamy bandaży, wystarczy użyć odzieży poszkodowanego,
3. Kontrola podstawowych funkcji życiowych,
4. Ułożenie poszkodowanego w pozycji bezpiecznej,
5. Jeśli krwawienie jest obfite i przesiąka przez opatrunek, trzeba dołożyć kolejne warstwy,
6. Obserwować wygląd poszkodowanego i wygląd opatrunku.
OPARZENIA:
Do schłodzenia poparzonego ciała oraz twarzy i oczu najlepsza jest zimna woda, która działa także przeciwbólowo. Nie należy polewać rany spirytusem lub innymi środkami dezynfekcyjnymi, takimi jak gencjana lub jodyna. Nie wolno też używać kremów, zasypek, talku, olejów, a tym bardziej soli kuchennej.