W ostatni dzień nauki w szkołach aura nie bardzo dopisała. Zrobiło się pochmurno i chłodno, choć przecież już zaczęło się lato. Pierwszy jego dzień był zupełnie inny - upalny i parny. Nad plażą miejską, wokół której starannie skoszono trawę, wypoczywało sporo młodzieży oraz osób starszych. Znak zakazujący kąpieli znikł, bo MOS czynił ostatnie przygotowania do uruchomienia kąpieliska, i to z etatowym ratownikiem(!), zaś w wodzie dokazywały pierwsze, zniecierpliwione amatorki wodnych uciech - fot. 1.

Pierwszy dzień lata

- Wyczytałyśmy w „Kurku”, że woda jest czysta - powiedziały nam i już chciały zanurzyć się w nurtach, ale niestety - musieliśmy wyprowadzić je z błędu. Woda - jak mówią najnowsze wyniki badań sanepidu - nie spełnia należytych norm czystości. Całe przygotowania MOS-u i nadzieje miejscowych na pierwsze od dłuższego czasu skorzystanie z miejskiej plaży wzięły w łeb. A wszystko to przez jakieś...

OKROPNE SINICE

Co to takiego, te sinice? Są to miniaturowe organizmy zaliczane jeszcze całkiem niedawno do świata roślinnego, dziś do królestwa bakterii, ale tych zdolnych do fotosyntezy (jak rośliny). Sinice potrafią formować się także w twory wielokomórkowe, tworząc nitkowate kolonie. Przy dużym nasłonecznieniu i wysokiej temperaturze w stojącej wodzie dochodzi do tzw. zakwitu, czyli ich nadzwyczajnego rozmnożenia się przez podział. Wówczas woda staje się mętna, przypomina zupę i cuchnie.

Jak mówi internetowa „Wikipedia”: osoby na tyle nierozsądne, by wchodzić do wody, ryzykują podrażnieniem skóry, zwłaszcza dzieci.

I niech to posłuży jako przestroga przed pochopnym zażywaniem kąpieli w Jeziorze Dużym Domowym.

PS.

Jedynym wyjściem zapewniającym czyste wody obu akwenom jest najrychlejsze wdrożenie programu rewitalizacji miejskich jezior.

KRET POD SPACEROWĄ

Na razie w okolicy plaży miejskiej słychać tylko uporczywe, głośne i rytmiczne stuki. To w zamkowej fosie pod ulicą Spacerową przetłaczne są jakieś rury, ale nie do jeziora, by dostarczyć mu czystej wody, a do węzła ciepłowniczego. Po wielu latach realizowany jest wreszcie zamysł podłączenia gmachu ratusza do sieci kotłowni miejskich, no i już nie pojawią się więcej ani jesienią, ani zimą obłoki dymu nad kominami tego szacownego gmachu, co niejednokrotnie krytykowaliśmy na łamach „Kurka”. Ustrojstwo, które przepycha rury (nie trzeba rozkopywać ul. Spacerowej) nazywa się popularnie kretem, a napędzane jest sprężonym powietrzem, dostarczanym z agregatu zainstalowanego na małej ciężarówce - fot. 2.

Specjalny tłok (szczegół w białym otoku na fot. 2), niczym dziób szalonego dzięcioła ze znanej chyba wszystkim reklamy wali raz za razem w denko rury i ta, wskutek drgań, zagłębia się w grunt z szybkością, jak to zmierzyliśmy - ok. 1 cm w ciągu 10 sekund .

- Nie jest to jednak wielkość stała, bo zależy od gęstości i rodzaju podłoża, przez jakie się rura przebija - wyjaśnili nam robotnicy obsługujący ową machinę. Gdyby czoło rury trafiło na wielki podziemny głaz, byłyby nici z całej roboty. Pozostaje mieć zatem nadzieję, że nic takiego się nie zdarzy.

ZGUBA

Pewien nasz stały Czytelnik z ulicy Nowej 12 poinformował redakcję, że robotnicy prowadzący tam jakieś ziemne prace, gdy już je skończyli, pozostawili tuż pod płotem jego posesji rozmaity sprzęt, w tym koparkę oraz rusztowanie do wykopów.

- Ludzie po skończonej robocie znikli, ale sprzęt jak stał, tak stoi, od kilku dni pozbawiony jakiejkolwiek opieki czy dozoru - skonkludował mocno już zdenerwowany.

Cóż, trzeba było to sprawdzić, wszak koparka, czy rusztowanie to zguby raczej niecodzienne. Wybraliśmy się zatem w te okolice w środę 20 czerwca.

PODRÓŻ W NIEZNANE

Ba, łatwo powiedzieć - wybraliśmy się. Gorzej było z realizacją podróży, gdyż w tych stronach miasta bywało się, i owszem, ale lat temu kilka. Studiując najnowszy plan Szczytna, doszliśmy do wniosku, że najlepiej udać się tam, jadąc ulicą Leśną, po czym na samym jej końcu skręcić w lewo, w ulicę Mławską, skąd już bez problemów powinniśmy trafić na Nową nr 12. Kiedy wydaje się nam, że jesteśmy już na właściwym trakcie, dla pewności zatrzymujemy się, by sprawdzić na tabliczkach domów, czy istotnie znajdujemy się na ulicy Nowej. Niby tak, bo przekonuje nas o tym posesja z taką oto numeracją - fot. 3.

W tym samym czasie z lewej dobiega głośne szczekania psa, więc mimowolnie odwracamy głowę w tę stronę i... Na bramie prowadzącej do domostwa usytuowanego dokładnie po drugiej stronie ulicy spostrzegamy taką tabliczkę - fot. 4.

Hm, jak to możliwe, aby domki stojące przy jednym i tym samym trakcie miały różną numerację? No i nie wiadomo, gdzie się znajdujemy - czy na Mławskiej, czy na Nowej, ot zagwozdka! Ale nic to, jedziemy dalej, może w końcu trafimy na porzucony sprzęt. I rzeczywiście tam, gdzie już kończą się tereny miejskie, a na wyciągnięcie ręki widać las, zauważamy willę oznaczoną adresem - Nowa 12, a przy niej w trawie coś takiego - fot. 5.

Jest to specyficzny i wysoce specjalistyczny sprzęt do zabezpieczania ścian wykopów prowadzonych w trudnym terenie, gdy grozi zawalenie ścian wskutek kurzawki albo małej spoistości gruntu. W niedzielę 24 czerwca koparki już nie było, ale rusztowanie stało nadal, a w jego wnętrzu walało się sporo nieczystości, ktoś tu urządził sobie lokalny śmietnik.

ENKLAWA

Między ul. Gnieźnieńską, a ul. Partyzantów nowe osiedla domków jednorodzinnych wyrastają jak grzyby po deszczu. Są to nowe inwestycje, więc uliczki są nieutwardzone, pokryte przez to kałużami, ergo dojazd jak i dotarcie tu pieszo nastręczają wiele niedogodności - fot. 6.

- No i ogromny to kłopot - pomyśli niejeden Czytelnik - dla władz miasta i pani burmistrz. W kasie miejskiej się nie przelewa, więc nie należy spodziewać się, aby rychło wylano tu asfalt. No tak, nie jest to jednak zmartwienie władz miasta, bo choć opisywany teren rozciąga się, jako się rzekło, między ul. Gnieźnieńską, a Partyzantów, to należy do obrębu wsi Korpele. Przy tym niczym wydaje się galimatias z numerami na ulicach Nowej i Mławskiej z panującym tutaj. Wyboisty trakt nie ma nazwy, a tylko nieliczne wille zaopatrzone są w tabliczki adresowe. Jak się zatem tutaj rozeznać, gdzie kto mieszka, jak ma trafić listonosz, czy straż ogniowa albo pogotowie - zgoła nie wiadomo. Nazwy ulic, tak jak wprowadzono to w innych wsiach, np. Nartach, czy Warchałach wydają się być tutaj koniecznością. W dodatku nie jest to jakiś odosobniony przypadek, bo takich enklaw o bezimiennych traktach, a wcinających się między tereny miejskie mamy wiele.