Nie, proszę się nie obawiać, nie będzie tu kolejnej reklamy „żywca” czy „tyskiego”. Lato się już dość dawno skończyło, piwo pije się teraz już nie dla ochłody a zwyczajnie, dla przyjemności. Nawet trudno powiedzieć od jak dawna ten trunek już nam towarzyszy, ale nie tylko w kufelku czy po prostu w butelce. Warto też może przypomnieć, że piwo to doskonały półprodukt do stworzenia wielu niezwykle smacznych potraw. Z powszechnie znanych lektur pamiętacie Państwo może, że imć pan Onufry Zagłoba na śniadanie przedkładał nade wszystko piwną polewkę z serem. Polewka to brzmi ot tak sobie, zupka byle jaka, tymczasem jest to danie naprawdę solidne, pożywne i z własnego niestety doświadczenia mogę poświadczyć, że doskonałe „dzień po”, czyli mówiąc po prostu jako pokacowe wzmocnienie. Przepis jest niezwykle prosty – na osobę butelka piwa doprawiona kilkoma goździkami wstawiona do zagotowania. W międzyczasie dwa – trzy żółtka trzeba rozetrzeć z połową szklanki cukru, do tego małą łyżeczkę dobrej oliwki i może być też łyżeczka masła. Gdy piwo się zagotuje zmniejszamy ogień i zaprawiamy śmietaną, a zaraz potem dołączamy utarte żółtko i ciągle mieszamy na lekkim ogniu. Niektórzy jeszcze lekko solą. Na talerzu przygotowujemy porcyjkę świeżego twarogu i zalewamy ciepłą polewką. Danie jest bardzo kaloryczne, niezwykle wzmacniające i zwyczajnie stawia na nogi. Warto spróbować, nie tylko w stanach „po spożyciu”.
A kto nie próbował prawdziwej „bawarskiej” golonki w piwie? Cała zabawa polega tu na tym, żeby już wcześniej doskonale przygotowaną (zabejcowaną) golonkę w odpowiednim momencie – to trzeba wyczuć – czyli mniej więcej tak po godzinie pieczenia potraktować kminkiem z cebulą, a przez ostatnie pół godziny, po wyjęciu z sosu i przełożeniu na ruszt należy obficie polewać piwem. Daje to świetnie pachnącą, chrupiącą skórkę i „wzmacnia” pyszny sos, do którego oczywiście pasują tylko ziemniaczane kluski. Co? Oczywiście! Już bowiem słyszę te protesty dietetyków a nawet rozpacz nad tymi wstrętnymi kaloriami, jakie sobie w ten sposób fundujemy. Żyjemy w wolnym podobno kraju i jedzenie golonki z piwem nie jest absolutnie obowiązkowe. Ja na przykład uważam to za rzadki przywilej smakosza!
Ale proszę bardzo, mam też i danko dla wegetarian, absolutnie dietetyczne. Tyle że tutaj potrzebne jest piwo ciemne. Otóż jadłem, nawet niedawno, świetne racuchy jabłkowe z piwem. Pani, która nas tym uraczyła do klasycznego racuchowego ciasta dodawała właśnie sporą szklaneczkę ciemnego piwa, ciągle to ciasto mieszając. Piwo odgrywa w tym wypadku rolę drożdży i powoduje lekki rozrost i puszystość ciasta, które na godzinkę odstawiamy w ciepłe miejsce. Potem już tylko dość grube plasterki jabłka zanurzamy w cieście i smażymy na oleju. Wyjątkowo smaczna pychotka.
A na koniec, dla prawdziwych smakoszy wołowina irlandzka, którą jadłem kiedyś w pięknym zamku pod Kilkenny na południe od Dublina. Oczywiście nie wypadało pytać dostojnych gospodarzy o szczegóły przepisu, w każdym razie znalazłem kiedyś podobny i po wypróbowaniu to było chyba to. Otóż udziec wołowy pokrojony w grubą kostkę obtacza się w pieprzu i mące – bez soli! Opieka się następnie na patelni na maśle, dosypując powoli ok. 2 łyżeczek brązowego cukru. Następnie opieczoną wołowinę przekładamy do solidnego garnka z grubym dnem, dokładamy najpierw znów masła, potem pokrojonej w kostkę cebuli, tymianku, liść laurowy. Łyżeczkę winnego octu i cukru. Gdy już wołowina zmięknie zalewamy wszystko dużą szklanką guinnessa i dusimy przez ok. 1,5 godziny. Tylko proponuję nie podawać z frytkami, jak w Irlandii.
Wiesław Mądrzejowski