W poprzednim tygodniu odwiedził redakcję "Kurka" poeta z Kolonii pan Franciszek Godek. Rozmowa należała do przyjemniejszych, chociaż nie jest to zbyt częste w środowisku literackim, w którym rozmowy są kulturalne acz chłodne. W tym przypadku chyba nie miało to miejsca, bo na odchodnym poeta podarował mi swój tomik wierszy zatytułowany "Tam gdzie jest Puszczy Piskiej skraj" i pochwalił się zamiarem wydania kolejnego tomiku.
Przedstawiając się, pan Franciszek deklarował swoją przynależność do Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury oraz pochwalił się drukiem licznych wierszy w antologiach wydawanych przez Stowarzyszenie Twórców Ludowych. Z pewnością w pewnym okresie stanowiło to powód do dumy - nie każdy mógł do tych organizacji należeć. Równocześnie twórcy ludowi przez zawodowych literatów byli traktowani "z przymrużeniem oka". Naturalnie ani jedni, ani drudzy nie mieli racji. Poetą się jest lub nie: bez względu na dyplomy uniwersyteckie i przynależność organizacyjną, a jedyną legitymacją twórcy są jego utwory. Takie jak wiersze pana Franciszka. Zauważam jednak jedną różnicę - otóż tak zwani twórcy ludowi mają odwagę pisania wprost o tym, na co nie pozwoliłby sobie ani Herbert, ani Miłosz, ani Zagajewski czy Szymborska - o patriotyzmie i ukochaniu swojej "małej ojczyzny". Piszą o tym, ale inaczej, bardziej skrycie, swoistym szyfrem. Pan Godek pisze o tym tak, jak mu dyktuje serce, a język giętki na to pozwala, choć nałożył sobie wędzidło dodatkowe: wiersze są rymowane.
Zacytuję tu fragment wiersza "Kraino moich marzeń":
Kraino moich marzeń
O ziemio moich snów
Po dniu tak miłych zdarzeń
Chciałbym Cię ujrzeć znów
Popływać po jeziorze
Iść przez zielony bór
Albo oglądać w górze
Lecących ptaków sznur
Wiele z utworów pana Godka ma taki charakter - są pieśniami. Nie piosenkami (gdzie tam naszym piosenkarkom do takich tekstów), a właśnie pieśniami.
Inną cechą wierszy jest ich niemal publicystyczny charakter: żyją codziennością, troskami i radościami zwykłego życia.
A stąd już niedaleko do fraszek, bo ten gatunek wiersza cieszy się szczególnym umiłowaniem poety. Tu przytoczę dwie ("Lekcja przyrody" i "Motyl"), ale postaram się namówić redaktora "Kurka" na szerszą prezentację tych perełek satyry.
Po co nasz bocian do Afryki leci
Nauczycielka na lekcji spytała
Żeby Murzyni też mieli dzieci
Czy pani o tym nie wiedziała?
* * *
Motylem jestem
Tak jedna śpiewała
Nie uwierzyłem
Ze sto kilo miała.
Marek Teschke
2003.01.08