Już wiadomo, że kanadyjski inwestor zrezygnował z budowy w okolicy Szyman wielkiej fermy norek. Nie zrezygnował jednak tak całkiem z własnej woli. Został zmuszony przez mieszkańców gminy, którzy niemal gremialnie sprzeciwili się pomysłowi. Oprócz norek mieszkańców gnębią też inne problemy.
Nie dali się obiecankom
W poniedziałek 24 listopada, w trzech gminnych miejscowościach zaplanowano spotkania wiejskie, w których oprócz władz gminy, miał też uczestniczyć przedstawiciel inwestora. I uczestniczył, ale tylko w pierwszym spotkaniu, które odbyło się w Nowinach. Tłum mieszkańców (jakiego nie było na żadnym z dotychczasowych zebrań wiejskich) jednoznacznie sprzeciwił się inwestycyjnym planom.
- A przedstawiciel inwestora zapewnił, że rezygnuje z przedsięwzięcia wobec tak dużego oporu społecznego i dlatego nie uczestniczy już w obecnym spotkaniu - informował wójt Sławomir Wojciechowski mieszkańców Szyman, na kolejnym zebraniu. Jego oświadczenie zostało przyjęte burzliwymi oklaskami.
Nie obyło się jednak bez pytań i komentarzy. Interesowało np. zebranych, czy inwestor przewidział na fermie budowę oczyszczalni ścieków. Okazało się, że nie, co wzburzyło słuchaczy. Powątpiewająco odnoszono się też do obietnic, dotyczących przewidywanego na fermie zatrudnienia.
- Gdyby temu Kanadyjczykowi naprawdę tak zależało na tym, by zmniejszyć u nas bezrobocie, to by załatwił wizy i dał pracę w Kanadzie - podsumowywał Modest Sokalski.
Lotniskowe dylematy
Mieszkańcy, skoro się już zebrali, skorzystali z obecności władz i radnego wojewódzkiego Adama Krzyśkowa, by o swych bolączkach porozmawiać. Pytano głównie o przyszłość lotniska, z obawą podchodząc do pojawiających się pogłosek o jego ewentualnej likwidacji, wobec mizeroty finansowej. Od Adama Krzyśkowa usłyszeli, że portom lotniczym likwidacja nie grozi, a o tym, jaką istotną dla rozwoju regionu rolę mu przypisuje świadczy fakt, że samorząd wojewódzki stał się jednym z udziałowców spółki, która lotniskiem zarządza. Zapewniał też radny, że ów samorząd zamierza (choć nie wiadomo, czy mu się powiedzie) przejąć tyle udziałów spółki, by decydować o jej przyszłości i funkcjonowaniu.
- A z samorządami jest lepiej niż z innymi, bo to przecież wy te samorządy wybieracie - mówił wojewódzki radny do elektoratu nie trafiając jednak na podatny grunt.
- I co z tego - padł z sali komentarz. - Przed wyborami to wszyscy dobrze gadają, a później to już nie wiadomo co robią!
Radny wojewódzki zadeklarował więc, że do Szyman zaprosi nie tylko władze portów lotniczych, ale i odpowiedzialnych urzędników z Urzędu Marszałkowskiego, a mieszkańcy chętnie zgodzili się uczestniczyć w takim spotkaniu.
Żyją z turystów i jezior
Wiele też mówiono, zarówno w Szymanach, jak i później, w Sasku Wielkim, o okolicznych jeziorach. Mieszkańcy utyskiwali na ich stan, brudną wodę i brak ryb, co powoduje, że coraz mniej turystów zagląda w okolice tych akwenów. A jak nie ma turystów, to i miejscowej ludności nie wiedzie się najlepiej.
- Nasze jezioro jest zupełnie zamulone - skarżyli się mieszkańcy Sasku Wielkiego. - Czy nie dałoby się go oczyścić, pogłębić? A także rzekę Sawicę, bo w wielu miejscach jest zupełnie zarośnięta - pytali obecnych na spotkaniu przedstawicieli władz gminnych i wojewódzkich. - Na rzece i jeziorach, które łączy, mógłby być świetny szlak kajakowy.
Niewiele się jednak mieszkańcy Sasku dowiedzieli na temat możliwości realizacji ich wniosku. Adam Krzyśków wskazywał przykłady z innych rejonów województwa, gdzie występują podobne problemy. Nierozwiązywalne najczęściej z jednego zasadniczego powodu - braku pieniędzy. Sugerował wójtowi Wojciechowskiemu, by ten uczestniczył w planowanym dwa dni później (w środę 26 listopada) spotkaniu władz miasta z wicemarszałkiem i dyrektorem wojewódzkiego zarządu melioracji.
- W końcu - mówił radny - to miasto przez dziesiątki lat wpuszczało do waszego jeziora wszystkie swoje brudy, więc teraz mogłoby wam pomóc w staraniach o pieniądze na oczyszczenie akwenu.
Anonsowane spotkanie w środę się odbyło, wójt jednak w nim nie uczestniczył.
Halina Bielawska
2003.12.03