Na Kamionku stoi blok nr 17, a pod blokiem rosną krzaczki oraz małe drzewka, no i trawka. Wszystko to widać na zdjęciu - fot. 1.

Polski majstersztyk

Hm, uważny Czytelnik zauważy jednak coś jeszcze, co tkwi na pierwszym planie, ale nie jest zbyt duże. Dlatego należałoby zbliżyć się do tego tajemniczego elementu. Wówczas okaże się, że przedmiot naszego zainteresowania wygląda zgoła zdumiewająco, choć jest to zwykły hydrant - fot. 2.

Dziwi niecodzienny sposób jego zakorkowania za pomocą szmatek oraz nieociosanych kołków i aż ciśnie się na usta pytanie, co to za kołek-ciołek majstrował przy tym ważkim w przypadku pożaru urządzeniu. Jak w razie czego mieliby do hydrantu podłączyć swoje węże strażacy?

ŁAKOMY KĄSEK

Wykonawszy zdjęcie, "Kurek" zwrócił się o fachowy komentarz do starszego wodomistrza Henryka Kośnika ze szczycieńskiej spółki "AQUA".

I choć on również uśmiechnął się na widok takiego technicznego kuriozum, nie był zdjęciem zbyt zaskoczony.

Pół żartem, pół serio powiedział "Kurkowi" tak:

- Jest to tak zwany model "polski", w odróżnieniu od normalnego modelu "europejskiego".

Jak wygląda model europejski, możemy się zorientować oglądając kolejne zdjęcie - fot. 3.

Takie hydranty stoją na dość rozległym obszarze podszczycieńskiej strefy ekonomicznej, ale i to nie wszędzie. Głównie tam, gdzie postawiono je zaledwie przed paroma dniami. Obiekty starsze są już oszpecone. Okazuje się, że elementy A i B, czyli nakrętka oraz kołnierz ze złączem są wykonane ze stopów aluminium i jako takie stanowią łakomy kąsek dla tzw. złomiarzy.

- Wkrótce może dojść do tego - wyjaśnia nam wodomistrz Henryk Kośnik - że wszystkie szczycieńskie hydranty zostaną ogołocone z tych elementów i nie pozostanie nam nic innego, jak pójść śladem Kamionka, czyli korkować je drewnianymi kołkami, bo tylko to będzie możliwe w naszych swojskich, polskich realiach.

Za część, która kosztuje "AQUĘ" ok. 30, 40 zł, złodziej dostaje na skupie ok. 2 zł. Najgorsze jest to, że w ogóle nie bierze pod uwagę zagrożenia wywołanego swoim czynem.

Jest to po prostu przerażające.

W dodatku giną nie tylko kołnierze i nakrętki, ale i żeliwne pokrywy od studzienek. Za nową "AQUA" musi zapłacić od 200 do 300 zł, zaś złodziej dostanie parę marnych groszy. To, że w miejscu pokrywy ziać będzie dziura i ktoś do niej może wpaść, mało go obchodzi.

NA SKUPIE

"Kurek" odwiedził kilka szczycieńskich punktów skupu złomu, aby dowiedzieć się, jak to się dzieje, że przyjmują tam towar, który ewidentnie pochodzi z kradzieży.

- Niemożliwe, aby stało się tak u nas - słyszymy w jednym z punktów.

- Każdorazowo sprawdzamy dowody osobiste i notujemy dane osoby, która do nas przyjdzie ze złomem. W razie czego wszystko zaraz łatwo można ustalić i zatrzymać złodzieja.

To samo słyszymy w drugim punkcie i w trzecim. Dalej nie ma sensu sprawdzać, a pokrywy i nakrętki tak jak znikały, tak znikają nadal...

TRANSAKCJA

Oto scenka taka:

Do punktu skupu złomu gość przynosi w worku jakieś żelastwo, rzuca na wagę i nie czekając na wynik ważenia powiada, że chce tyle kasy, co zwykle.

Skupujący nawet nie raczy zerknąć do worka ani na wagę. Wyciąga zwyczajowe 20 zetów i... po transakcji. Obaj jej uczestnicy są zadowoleni.

Kiedy trzecia osoba będąca świadkiem tego wydarzenia zwróciła uwagę właścicielowi punktu skupu, dlaczego tak robi, nie sprawdzając nawet czy w worku nie ma kradzionych elementów, ten odparł mu, że i tu uwaga - każdy musi żyć...

No i interes się kręci.

Nieprawdopodobne? To jednak, jak zapewnia nas anonimowy świadek wyżej opisanej transakcji, jest powszechny obrazek w naszych i nie tylko punktach skupu złomu.

PS.

Jak się dowiadujemy, najnowsze modele hydrantów wyposażone są w plastikowe nakrętki, które nie będą już interesowały złomiarzy. Jednak kołnierz ze złączem nadal pozostaje aluminiowy...

ŁAZIKOWA ŚCIANA

Lato tuż-tuż to i miastu przybywa piwnych ogródków i pubów na powietrzu.

Ciągle jednak pozostaje nieczynny bar o nazwie "BAR", usytuowany na placu Juranda.

Hm, co jest niedostępne dla dorosłych konsumentów, nie musi być takim dla dzieci. One bowiem są wielce zadowolone z faktu, iż bar "BAR" ma zamknięte podwoje, bo... można tu fajnie podokazywać - fot. 4.

No i łazikują po drzwiach jak po górskiej ścianie, wspinając się aż na sam dach.

- A gdzie kaski i liny zabezpieczające - zbeształ "Kurek" owych śmiałków, zgoniwszy z niebezpiecznego szlaku.

Wkrótce po tym incydencie, zwabiony wielkim szyldem, pod barek zajechał pewien mieszkaniec Warszawy. Może i niewarte byłoby to odnotowania, gdyby nie jego pojazd - fot. 5.

To mechaniczne cacko to jaguar E type, oceniany przez znawców jako jeden z najpiękniejszych i najbardziej sexy automobili świata. Jest to konstrukcja angielska powstała w 1961 roku. Widoczny na zdjęciu model o pojemności 4,2 l produkowany był na przełomie lat 64/65. Mimo upływu czasu zachwyca do dzisiaj swoją aerodynamiczną sylwetką (prędkość maksymalna 160 mp/h = 230 km/godz.) a obecne ceny wehikułu to 45-80 tys. euro.

Ów poruszał się remontowaną ul. Polską i nie połamał podwozia, co świadczy dobrze nie tyle o wykonawcy remontu, co solidności auta.

Zaraz za jaguarem, remontowanym szlakiem, pełznął produkt polski - fot. 6, czyli maluszek udekorowany wystrzałową atrapą. Jaguar daleko mu nie uciekł, choć miał potężny silnik. Zaraz bowiem wszyscy uczestnicy ruchu się zatrzymali, gdyż przybyła nam dodatkowa sygnalizacja świetlna tuż za pocztą główną. Zapaliło się światło czerwone i świeci, a czas leci. Upływa jedna, dwie, trzy minuty... nim wreszcie zapala się zielone.

I jak myślicie, Szanowni Czytelnicy, zaraz wszyscy ruszyli? A gdzie tam, dwa pierwsze wozy i stop!

Na jezdni panoszył się bowiem walec, no i trzeba czekać do następnego cyklu zmiany świateł...

Ba, gdyby to był jedyny mankament prowadzonego tutaj remontu. We wtorek, w trakcie zdzierania starej warstwy asfaltu zdjęto pokrywy studzienek kanalizacji ściekowej i najrozmaitsze brudy oraz skrawki starej nawierzchni czy to umyślnie, czy też przez nieuwagę wrzucono do odkrytych kanałów. Zaraz powstał zator i kanalizacja obejmująca domy stojące przy ul. Polskiej (między biblioteką a ul. Wasińskiego) została zatkana.

- Musieliśmy wezwać na pomoc spółkę "Sawica", gdyż sami swoimi dość skromnymi siłami nie daliśmy rady odkorkować tego odcinka kanalizacji - mówi "Kurkowi" szef spółki "AQUA" Mieczysław Nowacki.

Wreszcie się udało i już w środę ów odcinek działał, ale o całkowitym oddaleniu niebezpieczeństwa zatkania się sieci, można będzie powiedzieć dopiero wówczas, gdy brudy tworzące zator zostaną przepchnięte aż do oczyszczalni ścieków.

Teraz Mieczysław Nowacki chce dokładnie ustalić okoliczności powstania awarii, bo w grę wchodzi ewentualne obciążenie kosztami jej usuwania sprawcę zamieszania, czyli firmę "Pudiz".

2006.05.31