Zalany sufit, zniszczone meble i sprzęt RTV, odpadające tapety i unoszący się w powietrzu zapach wilgoci, to zaledwie część szkód doznanych przez 87-letnią Mariannę Gamdzyk. Woda wdarła się do jej domu już drugi raz, odkąd sąsiad z góry rozpoczął remont dachu. Dziś mieszkanie kobiety nie nadaje się do użytku.
POBOJOWISKO W MIESZKANIU
Pani Marianna mieszka na ul. Lemańskiej od 1946 roku. Wiele przeszła, ale czegoś takiego jeszcze nie przeżyła. Jej mieszkanie przypomina pobojowisko – odklejone tapety, oderwane od sufitu kasetony, zalane meble, dywany i telewizor, a do tego wszechobecny zapach wilgoci. Kobieta jest zrozpaczona.
Koszmar pani Marianny trwa od 17 lipca, kiedy to jej sąsiad z dołu, rozpoczął remont dachu. To właśnie wtedy nadeszła pierwsza ulewa. Wiatr był na tyle silny, że zerwał wszelkie konstrukcje ochronne i sprawił, że woda przedarła się do środka.
Winowajca, Mirosław Topa, sąsiad pani Marianny zapewnia, że zabezpieczył budowę folią. Przyznaje jednak, że nie uczynił tego w sposób wystarczający.
- Teraz dach okryłem papą - informuje.
Sąsiedzi z dołu mają mu jednak za złe to, że skuteczne zabezpieczenie przed deszczem założył dopiero po ich drugiej interwencji, kiedy to mieszkanie pani Gamdzyk zostało ponownie zalane w nocy z 30 na 31 lipca.
- Nie zrobiłem tego specjalnie i nie chciałem sprawić przykrości mojej sąsiadce – tłumaczy Topa. Obiecuje, że doprowadzi mieszkanie pani Marianny do stanu sprzed zalania i pokryje straty spowodowane przez ulewę.
ZNIKĄD POMOCY
Najbliżsi kobiety mają żal nie tylko do sąsiada, lecz także do urzędników, którzy, ich zdaniem, nie zrobili nic, by jej pomóc. Wiesław Gamdzyk kontaktował się z inspektorem nadzoru budowlanego, dzwonił na policję i do straży miejskiej, ale od jej komendanta usłyszał tylko, że to sprawa prywatna i w takiej sytuacji należy wystąpić do sądu z pozwem cywilnym. Córka poszkodowanej, pani Wiesława, interweniowała u Andrzeja Puszki, naczelnika Wydziału Budownictwa i Architektury Starostwa Powiatowego, licząc na wsparcie. Jej zdaniem zbagatelizował on problem, odsyłając kobietę po pomoc do opieki społecznej. W reakcji córka pani Marianny złożyła zażalenie na urzędnika do Starostwa Powiatowego, a także na komendanta straży miejskiej do burmistrz Szczytna. Na razie nie ma odpowiedzi.
- Nie chodzi nam o żadne pieniądze, ale o odpowiednie zabezpieczenie budowy i szybkie działanie odpowiedzialnych władz, gdy podobne nieszczęście spotka innych - mówią bliscy pani Marianny.
CZY POUCZENIE WYSTARCZY
Andrzej Górka, który wraz z powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego Krzysztofem Żyłką wizytował zalane mieszkanie przyznaje, że wina leży po stronie inwestora, czyli Mirosława Topy.
- Powinien użyć mocniejszej folii budowlanej i lepiej ją przymocować, bo była luźna – mówi Andrzej Górka. Dodaje, że inspektor nadzoru pouczył ustnie kierownika budowy, żeby podjął wszelkie możliwe starania, by w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji. Z kolei Andrzej Puszko potwierdza, że faktycznie w rozmowie z córką pani Marianny zasugerował, by udała się po pomoc do opieki społecznej. Zapewnia jednak, że jego intencją nie było obrażanie kogokolwiek, ale jedynie wskazanie instytucji, która może udzielić konkretnego wsparcia finansowego, np. na pokrycie kosztów remontu mieszkania. – Na drodze służbowej nie potrafię tej pani pomóc. Pozostaje jej tylko droga cywilna – mówi urzędnik.
TU JEST MÓJ DOM
Pani Marianna zaraz po zalaniu domu przeniosła się do mieszkania córki. Chociaż ma tam dobre warunki, bardzo tęskni za swoim mieszkaniem, w którym przeżyła ostatnie 64 lata. - Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. Starych drzew przecież się nie przesadza. Tam jest mój dom – mówi ze łzami w oczach kobieta.
Monika Robaczewska,
Ewa Kułakowska