Zgodnie ze staropolskim zwyczajem, w poniedziałkowy ranek woda leje się strumieniami. Do tych, którzy pielęgnują tradycję należy proboszcz Edward Koperwas ze Świętajna. Niestety, pięknemu obyczajowi towarzyszą także chuligańskie wybryki.
Ksiądz z kropidłem
Tradycyjnie "na mokro" odprawiane były w drugi dzień Wielkanocy msze święte w kościele w Świętajnie. Ksiądz prałat Edward Koperwas nie zapomina o swoich wiernych i obficie ich święci.
- Tradycji musi stać się zadość - mówił z ambony proboszcz podczas poniedziałkowej mszy. Później, uzbrojony w kropidło, wyruszał na swoich wiernych.
Ci nie pozostawali mu dłużni, równie obficie oblewając kapłana wodą. W ubiegłych latach musiał nawet kilkakrotnie się przebierać, bo "aż mu w butach chlupało". To jednak nie zniechęciło go do pielęgnowania ludowej tradycji.
Wielkanocna "kolęda"
W dzisiejszych czasach ludowa tradycja przemieszała się z chuligańskimi wybrykami, które uprzykrzają życie mieszkańcom miast i wsi. Ze świętami związany jest też nowy "zwyczaj". Grupki młodzieży chodzą po domach, składają życzenia i czekają na pieniądze. Wieczorem te same osoby można spotkać w stanie wskazującym na spożycie alkoholu.
- Przez cały dzień przewinęło się chyba z 10 takich grup. Jak dostali czekoladę, to swoje niezadowolenie wyrażali dość głośno i niecenzuralnie - opowiada Artur Sobierajski, który przyjechał do rodziny na święta do Świętajna i po raz pierwszy spotkał się z takim "kolędowaniem".
Powiatowa Komenda Policji w Szczytnie nie odnotowała poważnych interwencji spowodowanych świątecznym oblewaniem.
- W tym roku było cicho i spokojnie na naszych ulicach. Wszystko odbywało się w granicach rozsądku - mówi Paweł Linowski z KPP w Szczytnie.
(balbina)
2005.04.06