Ostatnie poważne przetasowania kadrowe
w Urzędzie Gminy Dźwierzuty budzą kontrowersje
i wątpliwości. Część pracowników albo dobrowolnie odeszła z zajmowanych stanowisk, albo została zwolniona przez wójta Czesława Wierzuka. W tej ostatniej grupie są osoby, które zatrudnił jego poprzednik, Tadeusz Frączek. - To rozliczenia polityczne – nie ma wątpliwości były wicewójt Jarosław Śmieciuch.
NIEOBSADZONE STANOWISKA
Wraz z ponownym objęciem przez Czesława Wierzuka rządów w gminie Dźwierzuty, nastąpiły duże zmiany w kierowanym przez niego urzędzie. Już na samym początku z pracy odeszła skarbnik Agata Lenkiewicz, kilka miesięcy temu ze stanowiska zrezygnował także najbliższy współpracownik wójta, sekretarz Krzysztof Żyłka, który wybrał gorzej płatną posadę naczelnika Wydziału Architektury i Budownictwa w szczycieńskim starostwie. Do tej pory nie zatrudniono nikogo na jego miejsce. Co prawda do konkursu zgłosił się jeden kandydat, ale nie został on zaakceptowany przez komisję. Kiedy można się spodziewać obsadzenia tego stanowiska?
- Nie odpowiem na to pytanie - słyszymy od wójta Czesława Wierzuka. Z urzędu odeszła także pracownica odpowiedzialna za sprawy architektury i budownictwa. W tym przypadku w trakcie prowadzonego naboru nie zgłosił się nikt chętny. Ponowny termin składania ofert upłynął w poniedziałek, już po zamknięciu tego numeru gazety. Nieobsadzone pozostaje też stanowisko do spraw obsługi gospodarczej.
SZKODA DOBRYCH PRACOWNIKÓW
Największe kontrowersje budzą jednak zwolnienia przez Wierzuka pracowników przyjętych do urzędu przez jego poprzednika, Tadeusza Frączka. Z posadami pożegnali się m.in. osoba prowadząca biuro rady, referentka, informatyk odpowiedzialny za promocję gminy oraz pracownik, który przejął sprawy rozwiązanego gospodarstwa pomocniczego. Zmiana nastąpiła także na stanowisku kierownika Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Pracującą tu od 19 lat Urszulę Stryjewską, która awansowała za czasów Frączka, zastąpiła dotychczasowa naczelniczka poczty Krystyna Furtak. Znawcy dźwierzuckich realiów nie mają wątpliwości, że za działaniami wójta kryją się motywy polityczne. Zdaniem byłego wicewójta Jarosława Śmieciucha zwolnienia oznaczają dla urzędu dużą stratę.
- Szkoda tych ludzi, bo oni zarażali chęcią działania innych, tryskali pomysłami na ożywienie tej gminy – mówi Śmieciuch, dodając, że dzięki zaangażowaniu zwolnionych przez Wierzuka osób samorządowi w poprzedniej kadencji udało się pozyskać ok. 20 mln zł środków zewnętrznych. To one z powodzeniem pisały projekty, a potem pracowały nad ich wdrażaniem. Bez nich czarno widzi przyszłość samorządu pod rządami obecnego wójta.
- Teraz czeka nas administrowanie i umieranie – prognozuje. Zauważa, że nikt nie garnie się do pracy z obecnym wójtem. Szczególnie niepokoi go wakat na stanowisku do spraw budownictwa. Obecnie za kwestie te odpowiada jedna pracownica.
- Powstała potężna luka, bo to jeden z ważniejszych działów, szczególnie w sytuacji, gdy samorząd prowadzi dużą inwestycję związaną z kanalizacją – mówi były wicewójt. Zapewnia, że ekipa Tadeusza Frączka po objęciu władzy w gminie nie zwalniała nikogo spośród współpracowników Wierzuka. Na stanowisku pozostał nawet blisko z nim związany sekretarz Władysław Polak. Dopiero po pewnym czasie przeszedł on na emeryturę.
- My przyjmowaliśmy nowych p racowników tylko tam, gdzie powstawały wakaty. Tak było np. w sytuacji, kiedy ktoś przeszedł na emeryturę – mówi Śmieciuch.
„FRĄCZKOWI” MUSZĄ ODEJŚĆ
Zwolnieni pracownicy niechętnie wypowiadają się o całej sytuacji. Tłumaczą to obawą, że w razie upublicznienia swoich danych mogą mieć kłopot ze znalezieniem pracy w powiecie.
- Wiadomo, że rządzi tu PSL, a wójt Wierzuk jest prominentnym działaczem tej partii – słyszymy od jednej ze zwolnionych osób. Pracownicy, którzy już pożegnali się z urzędem mówią, że spodziewali się takiego obrotu spraw.
- Jeszcze w trakcie kampanii obecny wójt zapowiadał, że „frączkowi” ludzie muszą odejść – relacjonuje prosząca o anonimowość zwolniona osoba. Pierwsze miesiące rządów nowego – starego włodarza nie wskazywały jednak, że pesymistyczny scenariusz się spełni.
- Wójt nie miał do mojej pracy żadnych uwag, nigdy nie powiedział, że coś jest nie tak.
Jednak pewnego dnia urzędnicy przez sekretarkę zostali wezwani do Wierzuka, który wręczył im wypowiedzenia.
- Nikt z nas nie powiedział ani słowa, wszystko odbyło się w ciszy – wspominają byli pracownicy. Jak mówią, wystąpili do prawnika o opinię dotyczącą działań wójta Wierzuka. Zamierzają ją upublicznić, ale do sądu nie pójdą.
- My nie chcemy już tam pracować, a walka o odszkodowanie nie jest warta świeczki – argumentuje jedna ze zwolnionych osób. Czy wójt miał podstawy, by podejrzewać „frączkowych” ludzi o nielojalność?
- Nie. My kierowaliśmy się tylko dobrem naszej gminy, a nie tym, kto stoi na jej czele – słyszymy w odpowiedzi.
NAGRODA ZA POPARCIE?
Poważne wątpliwości budzi zmiana na stanowisku kierownika GOPS-u. Zdaniem Jarosława Śmieciucha oraz innych osób znających dźwierzuckie realia powołanie Krystyny Furtak to nagroda za poparcie, jakiego udzieliła w drugiej turze wyborów Wierzukowi. Przypomnijmy, że startowała ona na wójta z ramienia Forum Samorządowego. Zgodnie z ustawą o pomocy społecznej, osoba kierująca taką placówką musi spełniać określone wymagania – posiadać co najmniej 3-letni staż pracy w opiece społecznej oraz specjalizację z tego zakresu. Czy takie kompetencje ma pracująca dotąd na poczcie obecna p. o. kierownika GOPS-u? - Pani Furtak jest w trakcie uzupełniania kwalifikacji – odpowiada wójt. Czy ma minimum 3-letni staż w placówkach opieki społecznej? - dopytujemy.
- Została zatrudniona zgodnie z przepisami – ucina Wierzuk. Jak mówi, powodem zwolnienia poprzedniej kierownik nie były względy polityczne, lecz „brak współpracy z podległymi pracownikami”. Urszula Stryjewska nie chce już wracać do całej sprawy. Dziś, po pół roku od odejścia z dźwierzuckiego GOPS-u, ma już inne zajęcie, choć przyznaje, że niesmak pozostał.
- To już dla mnie zamknięty rozdział – mówi.
WÓJT: TO JA DECYDUJĘ
Według wójta zarzuty o politycznych powodach jego decyzji kadrowych są bezzasadne.
- Na około 24 etaty odeszło zaledwie kilku pracowników – mówi. Swoje decyzje tłumaczy reorganizacją urzędu i wprowadzeniem nowej struktury organizacyjnej.
- Na miejsca zwolnionych pracowników nikt nowy nie został zatrudniony, zakres ich czynności przydzielono innym osobom – wyjaśnia wójt. Czy zwolnione osoby nie spełniały jego oczekiwań? - To ja dobieram kadry i podejmuję decyzje – odpowiada. Dementuje słowa Śmieciucha, że za czasów wójta Frączka nie tworzono nowych miejsc pracy. Jako przykład podaje stanowisko do przetargów, którymi teraz zajmuje się urzędnik odpowiedzialny za gospodarkę komunalną. Jego zdaniem zmiany w funkcjonowaniu urzędu są konieczne, bo jest tu więcej stanowisk niż w innych gminach o podobnej liczbie mieszkańców.
Jarosław Śmieciuch podaje jednak w wątpliwość te argumenty. Zaprzecza, by to wójt Frączek tworzył nowe stanowiska.
- My zastaliśmy stan odziedziczony po Wierzuku – mówi. Reorganizację urzędu określa mianem fikcyjnej. - W rzeczywistości sprowadza się ona do tego, że przerzuca się ludzi z jednego stanowiska na drugie, dodając im obowiązków – uważa były wicewójt.
JAK TO JEST U INNYCH
O ustosunkowanie się do sytuacji w dźwierzuckim urzędzie poprosiliśmy starostę Jarosława Matłacha, szefa powiatowych struktur PSL. Nie chciał on jednak komentować poczynań partyjnego kolegi. - Każdy wójt jest suwerenny w swoich decyzjach – uzasadnia starosta. Czy zatem on, obejmując w 2006 roku urząd zwolnił któregoś z pracowników zatrudnianych przez poprzedników? - Nigdy w życiu – odpowiada Matłach. Przypomina, że w starostwie pracuje dwóch urzędników, którzy startowali w wyborach z ramienia PiS-u, ale nie spotkały ich z tego powodu żadne przykrości – jeden z nich jest naczelnikiem, drugi otrzymał awans. Również żaden z dotychczasowych burmistrzów Szczytna po wygranych wyborach nie decydował się na większe zmiany kadrowe w urzędzie. Podobnie, choć z małymi wyjątkami, jest też w gminach. Tu przykładem może być choćby wójt Świętajna Janusz Pabich, który pozostawił na stanowisku nie tylko skarbnik i sekretarza „odziedziczonych” po poprzednikach, ale też swojego wyborczego konkurenta z 2006 roku Jana Lisiewskiego, który dopiero po kilku latach odszedł na własne życzenie do pracy w Urzędzie Gminy Szczytno.
FRĄCZEK PRZEWIDZIAŁ?
Zaraz po wygranych przez Czesława Wierzuka wyborach wielu obserwatorów lokalnej sceny wyrażało nadzieję, że czteroletnia przerwa we władaniu gminą wyjdzie mu na dobre i zmieni swój dotychczasowy styl rządzenia. Sceptycznie do tych głosów od początku podchodził Tadeusz Frączek.
- Osobowość pozostaje osobowością i niełatwo ją zmienić – mówił tuż po wyborach w rozmowie z „Kurkiem”. Dziś wiele osób nie ma już wątpliwości, że to była trafna ocena.
Ewa Kułakowska